Do „Hostelu” dotarła
książka Erwin i Fatum (Wyd. WBPiCAK, Poznań 2023) nadesłana
przez autorkę. W Mikołowie przy okazji różnych imprez poetyckich miałem okazję
z Martą Podgórnik kilka razy rozmawiać o poezji. Marta jest także autorką
blurba, który znalazł się na mojej książce O włos. W trakcie naszych towarzyskich dywagacji autorka
zawsze podkreślała, że jest poetką miłości, nie wojny.
Eryk i fatum, najnowszy tom Marty Podgórnik to
jej kolejna opowieść o doświadczeniu i doświadczaniu. Z reguły osobistym,
jednostkowym. Takie podejście od zawsze mnie w jej wierszach zachwycało, ponieważ
stanowi oddalenie od wspólnoty, grupy, towarzyskości. Podmiot liryczny samotnie
opiera się różnego pokroju życiowym dezorganizacjom. To puzzle, na które
składają się elementy splinu („chuj anatema”) i codziennego weltschmerzu („kraj wolny od bomb” jest tu zaledwie emanacją bylejakości). Nie powiem, bliski jest
mi ten poetycki topos – życie, które należy zręcznie poniechać. A jednak charakterystyczną
tomu Erwin i fatum jest
idea nieco przeciwstawna do tego, o czym napisałem wcześniej. Marta Podgórnik
na jego kartach wyraźnie zmienia front – bynajmniej nie porzucając przy tym
miłosnego mitu – i tworzy wobec towarzyszących podmiotowi lirycznemu emocji
linię demarkacyjną wytyczoną przy okazji tzw. robienia literatury. Można powiedzieć, że
niestandardowo wykorzystuje szablon indywidualnego języka poetyckiego –
rozdziera go. Fascynujące jest to, w jaki sposób posługuje się przy tym kulturowymi
sagami i rekwizytami. Jack London („maleńka pani wielkiego domu”), Nina Hagen,
motyw lustereczka z bajki o Królewnie Śnieżce, koniokrady, łotry, szubrawcy,
pomagierzy Nosferfatu, trubadurzy, itd., itp. – z tego quorum (albo językowego, czy
prędzej; kulturowego liberum veto –
wszak Podgórnik to indywidualistka – powstał
literacki kolaż autorstwa jednej z najlepszych, najbardziej intrygujących i
inspirujących polskich poetek), która nieulękła wobec środowiskowego ejdżyzmu
(uwaga: w tym przypadku świadomie nadwyrężam autorską intencję do własnych,
merkantylnych celów) jasno deklaruje: „Tak teraz będziesz pisać? Tak. Tak będę
pisać. Odkąd mam / czterdzieści (nie lat, a stopni gorączki, jeśli
o to pytasz)”. Gdyby za wierszami z tomu Eryk i fatum nie kryła się doskonałość frazy, celność
obserwacji i posiadający określoną wagę przekaz, byłby on zagraniem sobie a
muzom. Tymczasem poetkom pokroju Marty Podgórnik powinno się stawiać pomniki za
takie wiersze:
Ej,
koniokrady, szubrawcy, złoczyńcy
Ej, owcokrady, szalbierze,
żalczyńcy,
Czy w moim wierszu jest
miejsce i dla was?
Czy z waszej gliny nie
jestem taka sama,
Jak z gliny, cedru,
opiłków i kwasu?
Czujcie się we mnie jak
u siebie w domu.
Czujcie się we mnie jak
w swoich koszarach,
Melinach, domach ciemnych,
swych zaszczanych
Bramach, tunelach, parkach,
i przejściach podziemnych.
Tak samo w błysku flesza,
na sklejonej taśmie,
Łożach ze styropianu, płatkach
z klombów miejskich.
Albowiem jestem, jaką mnie
stworzyli:
Rodzice, państwa, miasta. Wiśnie i ich pestki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz