piątek, 10 czerwca 2022

Chichot (z) poezji




Najciemniej jest pod latarnią. Zwłaszcza, jeśli ta miałaby pełnić rolę światełka w tunelu obiegu wydawniczego poezji. Poeta wydaje książkę, ogłasza to na Facebooku i na tym kończy się jego autopromocja. Wydawnictwo wydaje poecie książkę, ogłasza to na Facebooku i na tym kończy jej promocję. Książka „żyje” w sieci przez tydzień, góra dwa (za przyczyną główną, którą jest upór autora). Jeśli posiada on zaznajomionych krytyków z puli tych, którzy jeszcze piszą jakieś recenzje, a na dodatek mają gdzie je opublikować, pozagrobowe życie książki ujawni się na chwilę za miesiąc, dwa, pół roku po jej wydrukowaniu. Jeżeli autor posiada ogromne szczęście lub zdolności PR, umości sobie miejsce w jakimś środowisku opiniotwórczym, jego dzieło będzie miało szansę na nominację do którejś z nagród poetyckich (tytuł trafi do podstawowego koszyka, z którego wyciągać się go będzie podczas obrad). O tym, czy się w nim znajdzie najmniejszy wpływ mają wiesze (są w tym kraju nazwiska, którym bez względu na to, jakie g…. wydają, zapewnia się im go zaocznie). Krótko mówiąc sprawa wygląda tak, że ślęcząc rok, dwa, trzy, pięć, dziesięć nad wierszami, które trafią do książki, jej obiegowe istnienie (ktoś o niej podobno słyszał, ktoś inny nawet przeczytał) trwać będzie o wiele krócej, mniej więcej tyle, co flesz. Skoro więc jako poeci liczycie wyłącznie na światło, pragniecie pławić się w świetle, lepiej zawczasu nauczcie się znikania w mroku. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz