Alkohol był bowiem dla poetów
dojrzewających w PRL-u ucieczką w inny świat, namiastką wolności i swobody.
Próbą samoobrony przed ideologiczną presją systemu. Ucieczka okazywała się
jednak pułapką.
Krążył dowcip: Kto to jest? Wąż. A
to? Pijany wąż albo Grochowiak wychodzący ze SPATiF-u. Był mały, drobny,
kruchy, słaby fizycznie. Łysy, przedwcześnie zniszczony przez wódkę. Umierał
kilka lat, ciężko i boleśnie, nie mógł już chodzić.
Mimo to ani żona, ani przyjaciółka
czy przyjaciele nie potrafili namówić go na leczenie, na walkę z nałogiem.
Nawet nie próbował, twierdził, że zmieni się wtedy w roślinę, nie napisze słowa,
a życie bez pisania nie miało dla niego sensu.
Siedzieliśmy kiedyś u Jontka na
Wiejskiej - wspomina Zbigiew Jerzyna, poeta i przyjaciel. - Oprócz mnie,
wszyscy już świętej pamięci: Iredeńko, Sławek Kryska, Jurek Falkowski.
Namawiamy Grochowiaka, żeby wszył sobie esperal. «Ach tak - mówi - chcecie mnie
wykończyć? Bo załóżmy, że was posłucham i pojadę na przykład w Tatry, gdzie
zasypie mnie lawina, uratuje na szczęście ekipa z psem bernardynem z koniakiem
w beczułce na szyi. Cucą mnie łykiem, pociągam i co? Biała śmierć w górach!
Tego chcecie?»"
Trzeba przyznać jednak - podkreśla
Piotr Kuncewicz, literat i przyjaciel Grochowiaka - że choć pił, choć niemal
codziennie był pijany, zostawił olbrzymi dorobek. Chyba ze dwadzieścia książek,
sztuki, słuchowiska radiowe i telewizyjne, teksty piosenek. Był
nieprawdopodobnie wręcz pracowity - wstawał zawsze o szóstej rano, walczył z
kacem, co opisał zresztą genialnie w «Lękach porannych», potem kilka godzin
pisał. Później udawał się do redakcji, stamtąd do knajpy na wódeczkę i do domu.
I na drugi dzień to samo. Wstawał o szóstej rano, walczył z kacem...
* * *
Przerastała go też niewątpliwie
sytuacja osobista i rodzinna. Ożenił się bardzo młodo z koleżanką szkolną z
liceum w Lesznie, skąd pochodził - z Anna Magdaleną Herman, zwaną Madzią.
Skończyła tylko na maturze, była całe życie <<przy mężu>>. Urodziła mu
sześcioro dzieci. Czwórkę, dwóch synów i dwie córki: Piotra, Pawła, Gosię i
Anię, wychowywali sami. Piąte, najstarszą z córek, bardzo do niego podobną,
Olę, zabrał od razu do siebie, adoptował jego rodzony brat - dobrze sytuowany
adwokat. Szóste umarło wkrótce po urodzeniu, napisał na ten temat wstrząsający
wiersz o trumnie niemowlęcia, rzadko przedrukowywany.
Na temat liczby dzieci Grochowiaka
- mówi Piotr Kuncewicz - krążyły najróżniejsze mity i legendy. Że miał ich
więcej, podobno ósemkę? Że aż trójka poszła do rodziny, do brata stryjecznego
czy też kuzyna.
Po drugim czy trzecim - kontynuuje
Piotr Kuncewicz - Madzia, której ciąże były niewidoczne, uciekała do rodziny;
bała się gniewu męża. Wracała dopiero z kwilącym tłumoczkiem. Grochowiak
szalał, ale cóż, zostawał ojcem kolejnego potomka. Stawiała go przed faktem
dokonanym.
A przerywanie ciąży było wtedy
nielegalne i kosztowne. Co więcej, byli katolikami. Zaczynał przecież w PAX-ie,
skąd dostał domek w Brwinowie jako ojciec wielodzietnej rodziny. O licznym
potomstwie Grochowiaka krążyły też dowcipy. Ernest Bryll mawiał na przykład, że
gdy Groch wchodzi do domu, zdejmuje płaszcz i wiesza go na wieszaku - Madzia
już zachodzi w ciążę. On sam natomiast - jak wspomina Zbigniew Jerzyna -
urywając się z biesiady, mawiał zawsze, że <<musi policzyć dzieci, ma ich
tyle, bo w Brwinowie często wyłączano światło...”.
Joanna Siedlecka „Wypominki ciąg dalszy”. Wydawnictwo ISKRY, Warszawa 1999
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz