piątek, 4 lutego 2022

Życie wewnętrzne (29)


„Młodzież zna go najwyżej z czarnej, alkoholowej legendy poety przeklętego, którego zniszczyła wódka. Zmarł w wieku czterdziestu dwóch lat na skutek długotrwałej choroby alkoholowej. Żył krótko, choć czy rzeczywiście? Czterdziestka była wiekiem, w którym żegnało się ze światem wielu twórców; zwłaszcza poetów PRL-u, którzy też pili. Gałczyński na przykład i Mętrak żyli lat czterdzieści osiem. Iredyński - czterdzieści sześć. Milczewski-Bruno - czterdzieści sześć. Jacek Bierezin - czterdzieści sześć. Józef Gielo - czterdzieści dwa. Stachura - czterdzieści dwa. Kazimierz Ratoń - czterdzieści jeden. Wojaczek - dwadzieścia osiem. Bursa - dwadzieścia pięć.

Alkohol był bowiem dla poetów dojrzewających w PRL-u ucieczką w inny świat, namiastką wolności i swobody. Próbą samoobrony przed ideologiczną presją systemu. Ucieczka okazywała się jednak pułapką.

Krążył dowcip: Kto to jest? Wąż. A to? Pijany wąż albo Grochowiak wychodzący ze SPATiF-u. Był mały, drobny, kruchy, słaby fizycznie. Łysy, przedwcześnie zniszczony przez wódkę. Umierał kilka lat, ciężko i boleśnie, nie mógł już chodzić.

Mimo to ani żona, ani przyjaciółka czy przyjaciele nie potrafili namówić go na leczenie, na walkę z nałogiem. Nawet nie próbował, twierdził, że zmieni się wtedy w roślinę, nie napisze słowa, a życie bez pisania nie miało dla niego sensu.

Siedzieliśmy kiedyś u Jontka na Wiejskiej - wspomina Zbigiew Jerzyna, poeta i przyjaciel. - Oprócz mnie, wszyscy już świętej pamięci: Iredeńko, Sławek Kryska, Jurek Falkowski. Namawiamy Grochowiaka, żeby wszył sobie esperal. «Ach tak - mówi - chcecie mnie wykończyć? Bo załóżmy, że was posłucham i pojadę na przykład w Tatry, gdzie zasypie mnie lawina, uratuje na szczęście ekipa z psem bernardynem z koniakiem w beczułce na szyi. Cucą mnie łykiem, pociągam i co? Biała śmierć w górach! Tego chcecie?»"

Trzeba przyznać jednak - podkreśla Piotr Kuncewicz, literat i przyjaciel Grochowiaka - że choć pił, choć niemal codziennie był pijany, zostawił olbrzymi dorobek. Chyba ze dwadzieścia książek, sztuki, słuchowiska radiowe i telewizyjne, teksty piosenek. Był nieprawdopodobnie wręcz pracowity - wstawał zawsze o szóstej rano, walczył z kacem, co opisał zresztą genialnie w «Lękach porannych», potem kilka godzin pisał. Później udawał się do redakcji, stamtąd do knajpy na wódeczkę i do domu. I na drugi dzień to samo. Wstawał o szóstej rano, walczył z kacem...

* * *

Przerastała go też niewątpliwie sytuacja osobista i rodzinna. Ożenił się bardzo młodo z koleżanką szkolną z liceum w Lesznie, skąd pochodził - z Anna Magdaleną Herman, zwaną Madzią. Skończyła tylko na maturze, była całe życie <<przy mężu>>. Urodziła mu sześcioro dzieci. Czwórkę, dwóch synów i dwie córki: Piotra, Pawła, Gosię i Anię, wychowywali sami. Piąte, najstarszą z córek, bardzo do niego podobną, Olę, zabrał od razu do siebie, adoptował jego rodzony brat - dobrze sytuowany adwokat. Szóste umarło wkrótce po urodzeniu, napisał na ten temat wstrząsający wiersz o trumnie niemowlęcia, rzadko przedrukowywany.

Na temat liczby dzieci Grochowiaka - mówi Piotr Kuncewicz - krążyły najróżniejsze mity i legendy. Że miał ich więcej, podobno ósemkę? Że aż trójka poszła do rodziny, do brata stryjecznego czy też kuzyna.

Po drugim czy trzecim - kontynuuje Piotr Kuncewicz - Madzia, której ciąże były niewidoczne, uciekała do rodziny; bała się gniewu męża. Wracała dopiero z kwilącym tłumoczkiem. Grochowiak szalał, ale cóż, zostawał ojcem kolejnego potomka. Stawiała go przed faktem dokonanym.

A przerywanie ciąży było wtedy nielegalne i kosztowne. Co więcej, byli katolikami. Zaczynał przecież w PAX-ie, skąd dostał domek w Brwinowie jako ojciec wielodzietnej rodziny. O licznym potomstwie Grochowiaka krążyły też dowcipy. Ernest Bryll mawiał na przykład, że gdy Groch wchodzi do domu, zdejmuje płaszcz i wiesza go na wieszaku - Madzia już zachodzi w ciążę. On sam natomiast - jak wspomina Zbigniew Jerzyna - urywając się z biesiady, mawiał zawsze, że <<musi policzyć dzieci, ma ich tyle, bo w Brwinowie często wyłączano światło...”.

Joanna Siedlecka „Wypominki ciąg dalszy”. Wydawnictwo ISKRY, Warszawa 1999

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz