W jakim lepszym miejscu mógłbym się znaleźć w swoje pięćdziesiąte drugie urodziny niż to ruinowisko? Dla mnie,
jubilata, to dobrowolna przemoc
symboliczna – ten póki co opustoszały bazarek. Co dzisiaj tu znajdę – pierścionek, kolczyk, guzik?. Bo na Zappę na
winylu od dawna nie ma już co liczyć... Jeśli pobudka tuż po
czwartej rano w wolną sobotę nie stanowi dyskomfortu, a do tego wciąż tli się wątłym płomieniem nadzieja, że nagle coś rozbłyśnie spod gruzów jak złoty ząb to nadal warto dokonywać tego rodzaju resetu. Jak
najdalej od własnych i cudzych wierszy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz