„Jakie książki są nagradzane w
tym kraju? Według jurorów przyznających nagrody poszczególnym tytułom są to
książki zawierające w sobie <<szlachetną prostotę>>. Zgadza się.
Wszystkie nagrodzone książki w nagrodach Silesius i Gdynia w istocie takie są.
Ale właśnie takie konstatacje powinny raczej napawać przerażeniem niż wmawianą
radością. Niepojętym bowiem wydaje się, że tego rodzaju wykładnia informująca o
zawartej w danej książce szlachetnej prostocie jest wypowiadana arcypoważnie,
jako niezwykle ważne docieczenie, a w istocie może świadczyć o świadomym
zaniżaniu – przez owych jurorów – poziomu samych książek, które zostają
wyłowione z bloku książek nominowanych. Wskazywanie na właśnie takie książki
jest czymś bezapelacyjnie celowym. A celem jest lansowanie i upowszechnianie
literatury, po którą mógłby sięgnąć przeciętnie wykształcony Polak, literatury nieodstręczającej
owego kogoś zbytnim hermetyzmem, zrozumiałej w średniej skali intelektualnej
percepcji, opartej na emocjonalnej gardzie i szczerym, tak zwanym, przekazie.
Nagrody te chcą więc zrobić wszystko, ażeby przyciągnąć do literatury jak największą liczbę ludzi, ale
żeby tak się stało, literatura ta musi być prosta w odbiorze, komunikowalna w
języku i nafaszerowana w miarę strawną treścią. Tak więc proces literackiego
uspołeczniania trwa w najlepsze. Literatura dla ludzi, a nie wąskiej i mikrej grupki
wtajemniczonych półludzi. Im prościej o czymś napiszesz, tym z większym odzewem
po prostu się spotkasz. No cóż, jak napisał w tekście-manifeście Józef Robakowski:
<<Jestem przekonany, że artysta to rodzaj perfidnego szalbierza, wrzodu
społecznego, którego witalnością jest właśnie manipulacja na własne konto jako
wyraz samoobrony przed unicestwieniem, czyli publiczną akceptacją i uznaniem>>.
Oto głęboko satysfakcjonująca mnie, dookreślona casusa samoobrony przed
powszechnym uproszczeniem dzieła artystycznego, do którego wszak – jurorzy –
literatura zazwyczaj chce aspirować, przed lansowaniem takich tomów wierszy,
esejów i prozy, gdzie dominuje wpisany w formę i język pakt z czytelnikiem,
ufundowany na dramatycznej próbie łasego przypodobania się mu. A wiadomo, że
torującym drogę chmarom czytelniczym są jurorzy – już nie krytycy, ale właśnie
j u r o r z y”.
Maciek Melecki, Gdzieniegdzie (zapiski). Dom Literatury
w Łodzi/SPP Oddział w Łodzi, 2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz