Cztery nowe wiersze mojego autorstwa zainteresowani czytelnicy przeczytają w pierwszym numerze Kwartalnika literacko-artystycznego „Afront”, którego promocja odbyła się 7 lipca w Instytucie Mikołowskim. Poniżej jeden z nich:
Chorągiewki
Więc po co? Pytanie z końca
przenoszę
na początek, jeżeli od zawsze
było wiadomo,
że prolog zostanie zmielony wraz
z epilogiem,
tworząc
apologię drapieżnych ssaków,
których
siedem miliardów wobec rozszerzającego się
kosmosu,
przypomina pieprzyk na ciemnej karnacji
Arvinda
Jayashankara. Na razie nadążasz?
Asem
ukrytym w rękawie jest zanik w mrowiu,
słuchawka
w uchu, przenosząca ryk kakofonii,
komunikacja
miejska wożąca mnie znikąd do nigdzie
przez
lej w ziemi, jakim jest to miasto
wraz
z trupami swoich zasłużonych obywateli
usypanymi
w kopce, spod których wołają językiem
piachu
niczym trwale upamiętnieni zombi,
mój
posag do dalszych rozliczeń, rozmów i czynów.
Ropiejemy,
bracia! Robaczejemy! Czym więcej są Indie
niż
cuchnącą odleżyną? Czym jest wszechświat,
jeśli
nie mokrym prześcieradłem, nasiąkniętym
krzykiem
ze wszystkich ziemskich rzeźni?
Łopoczącym
w próżni jak
nóżki dziecka z Litzmannstadt,
skrzydła hodowanego na mięso brojlera albo
łeb
cielęcia podróżującego linią do uboju. To
raczej pewne,
że znamię okaże się rakiem skóry rozciągniętej
do swoich granic, podobnie jak komory
sztucznych
serc stymulowane nieludzką aparaturą.
Nasze sztuczki, nasze domki z kart. Nasze
obsesje
i opresje, podlegające przemysłowej
miniaturyzacji,
żeby je nazywać niegroźną opryszczką.
Oceany
przelanej krwi, sprowadzane do zaschniętej
plamy.
Nasz zbrukany sztandar. Więc po co go
prać?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz