Wspominałem
już o tym przy różnych okazjach, że jako poeta najprawdopodobniej
zadebiutowałem prawie trzy dekady temu, a akuszerem tego aktu był działający podówczas
we Wrocławiu poeta i krytyk literacki Marek Garbala (redaktor m.in. książek
Krzysztofa Śliwki „Rajska rzeźnia” i Ewy Sonnenberg „Hazard”). Uczestniczyłem w
warsztatach literackich organizowanych przez Garbalę w Klubie Garnizonowym
Śląskiego Okręgu Wojskowego „Oko”, skierowanych do żołnierzy wojskowej służby
zasadniczej wykazujących zdolności poetyckie. Ogromnie dużo
to dla mnie znaczyło; mimo że mundur trochę przeszkadzał, zaliczyłem kilka
niezłych „tripów” literackich (szczęśliwie dla mnie i moich kompanów z dala od WSW) w kilku miastach – od Żagania i Biedruska po
Wrocław i Bydgoszcz. Poznałem Andrzeja Wojaczka – brata Rafała – i generalnie „ukonstytuowałem się poetycko”.
Kilka dni temu postanowiłem podjąć próbę odnalezienia jakiegoś śladu mojego
ówczesnego debiutu z lat 80. XX w. … i udało się! Źródłem jest tutaj Polska Bibliografia
Literacka Instytutu Badań Literackich PAN w Warszawie, Pracownia Bibliografii
Bieżącej w Poznaniu, dział „Antologie i zbiory”, a tam hasło rzeczowe – „Nie
żal czasu. Almanach” pod red. kolegium Barbara Demczyszyn, Marek Garbala, Jan
Jeż – z adnotacją „Wiersze członków Wojskowego Koła Literackiego”, rok wydania
1989, s. 65. Wśród nich i moje nazwisko….
Drodzy
Przyjaciele, Znajomi i Sąsiedzi, debiutowałem jeszcze w czasach PRL-u (wystarczy spojrzeć na
inną zaskakującą dla mnie adnotację sporządzoną w ramach zacytowanej fiszki:
„Instytucja sprawcza – Zarz. Polit. Śl. Okręgu Wojsk. Koło Lit. Przy Klubie
SOW”). I oto historia zatoczyła koło, skoro moje ostatnie wiersze wydane w
zbiorze „To bruk” uważa się za „najbardziej polityczne” w mojej literackiej (za
przeproszeniem) karierze. Wspomnianej antologii nie miałem nigdy w ręku, ale
podejrzewam, że znalazł się w niej wiersz o Julii i o trupie Szekspira (tytułu nie pamiętam). Po jego publicznym
odczytaniu na jednym ze spotkań warsztatowych na chwilę
zapadła cisza, którą przerwał Marek Garbala oznajmiając uroczyście: „Drodzy
Państwo, oto mamy wiersz!”. Szedłem niedługo potem pieszo w stronę
wrocławskiego dworca, lekko roztargniony, trochę pijany... Pamiętam to jak
dziś: miałem wówczas dwadzieścia jeden lat i nawet nie przeczuwałem jak ochoczo
zmarnuję kolejnych dwadzieścia...
Ciekawy wpis! Wspaniale, że pierwsze kroki nie odeszły w zapomnienie i mogą stanowić źródło pociesznych, choć wcale nie komicznych, wręcz nostalgicznych powrotów do przeszłości.
OdpowiedzUsuń