sobota, 24 listopada 2018

Grzebanie w prehistorii


Wspominałem już o tym przy różnych okazjach, że jako poeta najprawdopodobniej zadebiutowałem prawie trzy dekady temu, a akuszerem tego aktu był działający podówczas we Wrocławiu poeta i krytyk literacki Marek Garbala (redaktor m.in. książek Krzysztofa Śliwki „Rajska rzeźnia” i Ewy Sonnenberg „Hazard”). Uczestniczyłem w warsztatach literackich organizowanych przez Garbalę w Klubie Garnizonowym Śląskiego Okręgu Wojskowego „Oko”, skierowanych do żołnierzy wojskowej służby zasadniczej wykazujących zdolności poetyckie. Ogromnie dużo to dla mnie znaczyło; mimo że mundur trochę przeszkadzał, zaliczyłem kilka niezłych „tripów” literackich (szczęśliwie dla mnie i moich kompanów z dala od WSW) w kilku miastach – od Żagania i Biedruska po Wrocław i Bydgoszcz. Poznałem Andrzeja Wojaczka – brata Rafała – i  generalnie „ukonstytuowałem się poetycko. Kilka dni temu postanowiłem podjąć próbę odnalezienia jakiegoś śladu mojego ówczesnego debiutu z lat 80. XX w. … i udało się!  Źródłem jest tutaj Polska Bibliografia Literacka Instytutu Badań Literackich PAN w Warszawie, Pracownia Bibliografii Bieżącej w Poznaniu, dział „Antologie i zbiory”, a tam hasło rzeczowe – „Nie żal czasu. Almanach” pod red. kolegium Barbara Demczyszyn, Marek Garbala, Jan Jeż – z adnotacją „Wiersze członków Wojskowego Koła Literackiego”, rok wydania 1989, s. 65. Wśród nich i moje nazwisko….

Drodzy Przyjaciele, Znajomi i Sąsiedzi, debiutowałem jeszcze w czasach PRL-u (wystarczy spojrzeć na inną zaskakującą dla mnie adnotację sporządzoną w ramach zacytowanej fiszki: „Instytucja sprawcza – Zarz. Polit. Śl. Okręgu Wojsk. Koło Lit. Przy Klubie SOW”). I oto historia zatoczyła koło, skoro moje ostatnie wiersze wydane w zbiorze „To bruk” uważa się za „najbardziej polityczne” w mojej literackiej (za przeproszeniem) karierze. Wspomnianej antologii nie miałem nigdy w ręku, ale podejrzewam, że znalazł się w niej wiersz o Julii i o trupie Szekspira (tytułu nie pamiętam). Po jego publicznym odczytaniu na jednym ze spotkań warsztatowych na chwilę zapadła cisza, którą przerwał Marek Garbala oznajmiając uroczyście: „Drodzy Państwo, oto mamy wiersz!”. Szedłem niedługo potem pieszo w stronę wrocławskiego dworca, lekko roztargniony, trochę pijany... Pamiętam to jak dziś: miałem wówczas dwadzieścia jeden lat i nawet nie przeczuwałem jak ochoczo zmarnuję kolejnych dwadzieścia...

1 komentarz:

  1. Ciekawy wpis! Wspaniale, że pierwsze kroki nie odeszły w zapomnienie i mogą stanowić źródło pociesznych, choć wcale nie komicznych, wręcz nostalgicznych powrotów do przeszłości.

    OdpowiedzUsuń