Instytut Mikołowski zaprasza na spotkanie z Jackiem
Podsiadło związane z promocją nowego tomu Włos Breugueta (WBPiCAK,
Poznań 2016), które odbędzie się w ramach cyklu Seryjni Poeci. Prowadzenie:
Krzysztof Siwczyk.
13. 04. 2017, godz. 18.00
O tomie:
Tytuł nowego tomu wierszy Jacka Podsiadł Włos
Breugueta kieruje nas w stronę słownika zegarmistrzowskiego,
precyzyjnej i delikatnej sprężyny, skonstruowanej przez Abrahama Bregueta w
XVIII wieku. Czyżby to właśnie chciał Podsiadło powiedzieć na temat życia i
poezji: jak delikatnymi są mechanizmami oraz jak odmierzać upływający czas
rytmem wierszy? Tom ten Jacka Podsiadły znowu zręcznie splata ze sobą
bieguny życiopisania, poetyckiego dziennika i frywolnego żartu. (…) „Wiersz ten
składałem jak bajkę, rozum mnie nie gonił” (Wynurzają się zręby) ‒
deklaruje podmiot w swoim pląsającym élan vital i rozgrywa
kolejne teksty między folkową balladą a charakterystyczną dla siebie metafizyką
codzienności. (…)
Włos Bregueta to powrót ze snu, tom, w
którym wręcz cierpi się na bezsenność, ale też wejście w samą materię życia po
nieco lunatycznym i nostalgicznym Przez sen. Stary niedźwiedź budzi
się z dziecięcej rymowanki i bywa groźny, bystry, trzeźwy w osądach, jak w
kronikarskim Przebiegu wydarzeń, czyli przepisanym na wiersz
raporcie z rozruchów antyżydowskich w Ostrowców w 1904 roku, czy Memu
miastu na odpierdol, gorzkim i zarazem intymnym obrazie Opola. Jest
oczywiście Podsiadło pacyfistyczny (Autozapisywanie) i anarchistyczny
(choćby w groteskowym, formalistycznym Układzie rozkwitającym),
jest wierny poholokaustowej pamięci (Breakpoint, Oczy oczu),
ale jego największa siła tkwi od zawsze w języku miłości.
Pisał przed laty Konrad Góra, że „język to sznur pod
dzwon”, wyzywając Podsiadłę na poetycki pojedynek i pośrednio zarzucając mu
rezygnację z politycznego zaangażowania. Teraz, niejako rykoszetem, autor Kry odpowiada,
zgodnie z ponadczasową naturą swojej poezji, z wiarą w siłę prywatności i
intymności: „język to znieruchomiały dzwon, ona stoi pod nim” (Magda
rozpuszcza włosy); odpowiada we wspaniałym erotyku do jednej z muz. Magda
to adresatka i bohaterka większości wierszy z Włosa…, również tych
najlepszych, najbardziej poruszających fraz („Wiecznie bezradny, mogę tylko
powtarzać jej imię / tak jak się powtarza: «Życie, życie»”, 687). Jej osoba
oraz zegarmistrzowska klamra równocześnie odsyłają nas jednak zręcznie do
innego tomu autora ‒ Wychwytu Grahama (1999) i dopowiadają
kolejny akt zmagań Podsiadły z upływającym czasem. W Romansie w Durango ‒
trochę przekładzie, trochę parafrazie piosenki Boba Dylana (która nabiera
dodatkowego znaczenia w kontekście ostatniego Nobla), odartej z elementów
łotrzykowskich oraz lokalnie usytuowanych marzeń ‒ Magdalena z oryginału łączy
się zatem z Magdą samego Podsiadły. To ballada skondensowana i jakby wbrew
pierwowzorowi skupiona na frazie „Jesteśmy w samym środku życia”, zamiast
śmierci obiecująca bohaterom dalszą ucieczkę w stronę wymarzonego miasta.
Dylanowski fatalizm zastępuje więc Podsiadło nadzieją i tańcem, i tak do końca
książki: im więcej Magdy, tym więcej świata, zbliżeń, miłości, aż po swobodną
parafrazę starej, łacińskiej komplety Te lucis ante terminum, która
zmienia się w manifest wiary w życie, nieustępliwe i nieustępujące, nawet na
chwilę przed północą.
Źródło: portal O.pl
(…) W nowych wierszach Podsiadły z tomu „Włos
Bregueta” ważne są zarówno delikatność konstrukcji wiersza, jego czułość
w stosunku do formy, jak i zaskakująca wstrzemięźliwość czy prostota
języka, która pozwala na wydobywanie poecie nieoczywistych tonów. Lubię tę
emocjonalną erotykę na granicy sentymentalizmu (wiersze z Magdą), ale
nigdy tej granicy nieprzekraczającą. Podoba mi się literackość wiersza,
w tym niezbyt ukrywane nawiązania lekturowe; ujmuje metajęzyczność, czyli
sprawdzanie, jak wiersz przypasowuje się do samego siebie, imponuje próba
poruszenia tekstem (np. „Breakpoint”, „Układ rozkwitający”, „Oczy oczu”).
„Włos Bregueta” to dwadzieścia cztery wiersze
nieobojętne. Wyczulone na język, jednak bez przeczulenia na swoim punkcie.
Bywa, że szorstkie, chciałoby się rzec: męskie, w tym sensie, że nie
chłopackie, pisane przez faceta i poetę w średnim wieku, z –
cokolwiek to miałoby dziś znaczyć – życiowym doświadczeniem, który ma już tę
świadomość, że z czasem się nie wygra, ale czasem chciałoby się jeszcze
coś dla siebie ugrać. Choćby tym czymś miałoby być (tylko, aż?) porozumienie,
bliskość, kawałek przestrzeni.
Karol Francuzik
Instytut Mikołowski
ul. Jana Pawła II 8/ 5
Mikołów
www.instytutmikolowski.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz