Instytut Mikołowski zaprasza na
spotkanie autorskie Jerzego
PLUTOWICZA. Prowadzenie: Maciej Melecki.
19.06. 2015, godz. 18.00
Jerzy Plutowicz - urodził się 30 stycznia 1947 w Bielsku Podlaskim.
Ukończył filologię rosyjską na uniwersytecie w Warszawie. Mieszka w
Białymstoku. Debiutował w prasie literackiej w 1967. Debiutem książkowym był
tomik wierszy „Niegdyś to znaczy nigdy” w 1975. Wydał ponadto tomiki:
„Zasłyszane do końca” (1981), „Pusty zegar” (1987), „Motyl i kamień” (1992),
„Rzeka. Cienie na wodzie” (1996), „Kotlina. Wybór wierszy” (1998), „Zapomniana
wojna (Okno na sad)” (2000), „Zapomniana wojna (Europa po deszczu)” (2002),
„Zapomniana wojna (Sierpień, kołysanka)” (2008) „Miasto małe jak łza” (2012).
Ponadto tom esejów „Nagle, w świecie” (2006).
(…) Jakże uczciwi są idealiści, którzy wyrażają sprzeciw wobec
rzeczywistości zastanej. Idealizm ten nieraz stanowi opozycję wobec
przypadkowości, znikomości świata rzeczy. Idzie mu w parze pogarda dla
zdroworozsądkowej, niedoskonałej, zmiennej rzeczywistości, brakowi stałości
bytu. Tradycja nasza, zakorzeniona w chrześcijaństwie, a najbardziej w
prawosławnej jego odmianie postuluje wszakże akceptację tego, co niedoskonałe i
względne, może nawet zbędne, kruche, przemijające, grożące rozpadem. Zdarza się
wszakże tak, że ci, co żyją w biedzie, niedostatku, w udręczeniu, za nic mają
głosicieli wzniosłych idei; uważają te idee za mało przydatne, mało warte w
codziennym zmaganiu się z bytem, są wobec tych idei nieufni, bądź w ogóle
odmawiają ideom istnienia. Bywa, że spoglądają na świat z cynizmem; wzniosły,
uduchowiony mistyk według nich korzysta z dobrobytu, nie musi kłopotać się o
swą egzystencję, „z żyru biesitsia”. Ale też znani są myśliciele, jacy
postulują powrót do rzeczy, do konkretu, co objawia się jako propozycja
pozbycia się balastu cywilizacji, a więc także jej tekstów, ksiąg, nauk różnej
maści mistrzów. Także techniki, która uwolniła się spod kontroli człowieka,
objawiła się wrogimi, niszczycielskimi wytworami. Dlatego Mircea Eliade szuka
sensu najbardziej głębokiego w kulturach ludów pierwotnych, tych sprzed
chrześcijaństwa; natomiast Martin Heidegger ceni szczególnie myślicieli
greckich sprzed przełomu filozoficznego Sokratesa i Platona – Sokrates i Platon
według Heideggera są odpowiedzialni za niebezpieczny, fałszywy kierunek, jaki
przyjęła cywilizacja europejska, cywilizacja nieludzkich, zagrażających
przyrodzie technologii, odhumanizowanej nauki. Hipisi szukają najgłębszej
prawdy w seansach narkotycznych, żyją też miłośnicy prawdy zawartej choćby w czystym
tekście Koranu. Oto piewcy natury, dzikości, energii, młodości, dobrego,
niezepsutego prostaczka Rousseau, bądź świadomego, świetlanego proletariusza
Marksa. Jest to przypadek paradoksu świadomości i bytu, jaki towarzyszy dziejom
filozofii europejskiej, ale także myśli Dalekiego Wschodu. Jest to problem
istnienia – dlaczego istnieje raczej coś a nie nic – z którym zmaga się
filozofia od kilku tysięcy lat. Wprawdzie Heidegger utrzymywał, że
niewybaczalne jest zwątpienie w istnienie, zwątpienie takie jest skandalem,
skazą myślenia, czystym złem. Ale przecież żyli-byli tacy, co wątpili.
Niekoniecznie nieodpowiedzialni głupcy. Oto Roman Ingarden próbował zmierzyć
się z problemem istnienia i swoje dociekania zawarł w czterech opasłych tomach
pt.” Spór o istnienie świata” – jest to dzieło jego życia, w dodatku
niedokończone z powodu śmierci autora. Świadczyłoby to, jak 3 choćby w tym
przypadku znakomitego polskiego myśliciela, że niezwykle poważna jest skala
trudności, które czekają na nas, gdy próbujemy zmierzyć się z problemem bytu i
bycia. A zdawałoby się, że bycie-w-świecie jest faktem nie do obalenia,
najgłębszym doznaniem, sięgającym korzeni rzeczywistości. Aczkolwiek modne
pomysły z dalekiego Wschodu traktują świat postrzegany zmysłami jako złudę, miraż,
zasłonę Mai, coś nierzeczywistego, ponieważ zmysły nasze są jakże niedoskonałe.
Piękną historię przekazał nam chiński myśliciel Czuang-Tsy. Przyśniło mu się
oto, że jest motylem. Kiedy obudził się, zaczął zastanawiać się, czy
przypadkiem nie jest tylko snem motyla. Wprawdzie mędrzec z Królewca Kant
dowodził, że czas i przestrzeń są wrodzonymi nam cechami umysłu, siecią, którą
zarzucamy na rzeczywistość; czas i przestrzeń nie istnieją na zewnątrz nas,
niezależnie - mimo że zdrowy rozsądek jak gdyby temu przeczy. Lecz być może
czas i przestrzeń w nas są kroplami boskości. Poświęcając się ideom, jakże
często doznajemy tego oto zjawiska, że rozum próbuje wydostać się ze świata
zmysłów na wolność, opuścić niedoskonałe ciało, szamoce się, zapewnia o swej
nieomylności, potędze. Na drugim biegunie mamy ucieczkę od rozumu, ponieważ
myślenie ciąży, budzi lęk, wątpliwości, nie zapewnia spokoju. Łatwo wówczas o
pogrążenie się w ezoterykę, w różnego gatunku nauki tajemne, w świat miraży,
gnozy. Łatwo też o podporządkowanie się sile, choćby totalitarnej władzy, ale
też naciskowi opinii grupy do której przynależymy, opinii krążących
powszechnie, choć przyjmowanych bezkrytycznie, na wiarę, niekoniecznie
prawdziwych. W skrajnym przypadku podporządkowujemy się karności grupy terrorystycznej.
Typ ludzki skłonny do medytacji jakże często ulega melancholii, dziś
określilibyśmy ją terminem depresja. Melancholii poświęcił piękną książkę
psychiatra Antoni Kępiński. „Melancholia” ma tytuł rycina z 1514 malarza
Albrechta Durera, pełna czaru tajemnicy. Durer zresztą sam siebie nazywał typem
melancholicznym, a każdy atak choroby poprzedzał, zapowiadał napływ aktywności
twórczej. Sięgając dalej w przeszłość dotarlibyśmy do pochwały melancholii
przez Arystotelesa – według niego była to przypadłość ludzi twórczych – albo do
biblijnej Księgi Hioba. Rozpacz i skargi Hioba na zły los przywodzą na myśl
obraz człowieka w stanie depresji, kiedy człowiek ma poczucie, że otacza go
czarny mur bez wyjścia. Jednakże wyjściem dla Hioba było to, że zaufał Bogu.
(…)
fragment eseju Jerzego Plutowicza, Zwątpić
w tekst.i
Instytut Mikołowski
ul. Jana Pawła II 8/ 5
Mikołów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz