Z
radością pragnę poinformować, iż Jerzy Suchanek wspólnie z własnym Widzimisię,
tegoroczną Nagrodę Otoczaka za Poezję postanowił przyznać
„Demoludom” oraz skromnej osobie ich autora. Celebracyjne rytuały odbyły się w
dniu 3 października 2014 roku podczas III Festiwalu Poetyckiego im. Kazimierza
Furmana „FurmanKa” w Gorzowie Wielkopolskim. Statuetkę Nagrody odebrałem z rąk
pani Aliny Nowak – wiceprezydent Gorzowa Wielkopolskiego. Poniżej prezentuję
treść laudacji wygłoszonej przez Jerzego: „W wierszu Limbus Piotr Gajda pyta: „I gaśnie państwo jak łopot //
biało-czerwonej wbitej w gówno na oczach / milionów. Czyżby naród był kolonią
mszyc /na liściu? A źródłem scenografii okazał się // całun? Żrąca kropelka
aerozolu / była komunikatem: wszystko – dusza, // ciało, jak odleżyna - //
opiera się na kancie?”. A nieco wcześniej w tymże wierszu, wyraźnie skierowanym
do kogoś – jak się w dalszej strofie okazuje – ukrytego w „sznurze podróżnych”,
ocenia tegoż duszę, że to „dwadzieścia jeden gramów niczego”. „Limbus” to – w
zależności od kontekstu – rąbek, skraj, granica, w anatomii łącznik siatkówki
z rogówką, natomiast w teologii dwie otchłanie. Do jednej z nich trafiają po
śmierci nieochrzczone dzieci; teorię limbus
puerorum sformułował św. Tomasz z Akwinu (obecnie kościół odżegnuje się od
tej koncepcji). Trzeba tutaj narzekać na nieumiarkowanie w przekładzie słowa
„limbus”, przecież dzieciom, wystarczyłby rąbek, skraj, lub po prostu zakamarek
piekła. Jednak przed Chrystusem wszystkie dusze trafiały do limbus patrum, więc limbus jako skrawek piekielnego świata byłby niewystarczający. W limbus puerorum dziecięce duszyczki
według św. Tomasza z Akwinu nie cierpią mąk piekielnych, za to korzystają z
właściwych dla nich naturalnych przyjemności. Jedyną dolegliwością jest to, że
nie „widzą Boga”… Co w języku ateistycznym znaczyłoby, że „nie mogą przejrzeć
na oczy”. W kontekście wiersza Piotra Gajdy ciekawszym wydaje się raczej to, co
działo się z limbus patrum,
opustoszałym po interwencji Chrystusa, który zabrał stamtąd wszystkich
(przystoi podejrzewać, że nie wszystkich, a tylko tych co tego chcieli …).
Można domniemywać, że piekło dokonało Anschluß’u tej otchłani; a że najeźdźcy
często przyjmują co najmniej elementy cywilizacji podbitych, pojawia się
pytanie, czy po Chrystusie jest piekło? Miejscem, gdzie nie możemy, czy nie chcemy
przejrzeć na oczy, oddając się, podobnie jak dzieci stosownym dla naszej
kondycji intelektualnej i moralnej przyjemnościom? Adresat wiersza Piotra
Gajdy, choć znajduje się w „sznurze podróżnych”, więc – nie bójmy się
oczywistych skojarzeń – należy do pereł raczej, niż wieprzy, w wierszu mszyc i
jak one oddaje się owym naturalnym przyjemnościom: żarciu i kopulacji, a przy
tym „uparcie / nawleka powieki, aby nie zamknęły się na zawsze”. Gdzież indziej
żądza wiecznej doczesności nie spełnia się lepiej niż w limbus – patrum lub puerorum?
Wiersz
Limbus pochodzi z tomu Demoludy wydanego w 2013 roku przez
Instytut Mikołowski. „Demoludy” to potoczna nazwa państw obozu
socjalistycznego, czyli grupy państw sprzedanych przez Zachodnią Europę i Stany
Zjednoczone, rosyjskiemu imperium ze wschodu. Demoludy w istocie były obozem,
wielce nawet podobnym do niemieckich Konzentrationslager, a szczególnie do
sowieckich łagrów. Ale demoludy Piotra Gajdy to także perły wśród mszyc. W
wierszu Wiosna demoludów podmiot
liryczny w ich imieniu – bo demoludy nie chcą lub nie mogą „widzieć” – dokonuje
spowiedzi „dziecięcia wieku”, wieku totalitarnej opresji, ale także spowiedzi z
czasu swojego życia od pierwszych widzeń po najbliższe wczoraj oraz dzisiaj.
Lecz nie jest tak, że poeta zniża się do narodu skarlałego (a może tylko jego
„perłowej” części …) w „kolonię mszyc na liściu”. Językiem Mickiewicza nie
sposób opisać naszej rzeczywistości. Słynne „Nazywam się Milijon – bo za
milijony / kocham i cierpię katusze” – jest przesłaniem o nieodzowności
sprzeciwu wobec każdego urządzenia świata, bo żadne nie było nie jest i nie
będzie doskonałe, a szczególnie wobec takiego, które zostało narzucone obcą
siłą. Jest przesłaniem o roli i powinności poety, także sensie i bezsensie
poezji. W wierszu Morfem (z tomu Golem, Instytut Mikołowski 2014) poeta
dosadniej od nuworyszów krytyki banialuk o końcu historii stwierdza: „Siła
nadal jest przed prawem”. A z tego wniosek, że poezja winna czuwać, gdy inni
śpią. Mickiewicza trzeba „przekładać” na język mszyc, przekładać z przyszłości
w dzisiaj. „Hodowałem ból” – tak prosto, zwyczajnie rozpoczyna Piotr Gajda Wiosnę demoludów. Zaś wiersz tytułowy Demoludów mógłby mieć też tytuł Jesień demoludów: mszyce żyją krótko,
często też stają się – w larwalnej postaci – niewolnicami pszczół, tworzących
przecież totalitarne organizacje. Poza tym: „życie w wysokich temperaturach /
płynie błyskawicznie, bo wówczas dotykasz / powierzchniowej prawdy jedynie po
to // żeby się sparzyć”. Lecz kto – szczególnie spośród pereł – chce pamiętać,
że karnawał trwa krócej niż post?
Każde
kolejne pokolenie jest echem poprzedniego. Wszystko się zmienia i równocześnie
pozostaje takie samo. Czy my, tu i teraz jesteśmy tym echem najsłabszym, czy
tylko daliśmy się na chwile zagłuszyć? Wierszem Demoludy Piotr Gajda odpowiada gwałtownie: „niech diabli wezmą /
ofiary poprawności głoszonej przez archaniołów / apokalipsy. Bo zbyt głośno
szlocha się nad // wykipianym mlekiem z sutek ojczyzny-matki, / gdy za ścianą
anorektyczka sąsiadka mówi tak cicho, / że nie słychać, iż wzywa pomocy”. Echo
najsławniejszego wiersza Władysława Broniewskiego dźwięczy tu mocno: „Są w
ojczyźnie rachunki krzywd …”. Jeszcze mocniej dochodzi dudnienie zew schodu.
Ale Lucyfer stamtąd, zarządca otchłani, nie niesie światła …
W
pierwszych dwóch tomach wierszy Piotra Gajdy, w Hostelu (łódź, 2008) i Zwłoce
(Łódź, 2010) podmiot liryczny kontemplował swoje jątrzące się otarcia i ranki,
na które narażała go rzeczywistość, gdy przeciskał się do „widzenia” jej
istoty. Przeciskał się, też do istoty języka, nicując schematy frazeologiczne i
tradycyjne porządki metaforyczne. I niewątpliwie znamienny jest pierwszy wers w
jego debiutanckim tomie: „Pisałem ze zrozumieniem, że potem niczego się nie
wyprę”. Jakże to odbiega od kłamstw i zaparć pereł! W Demoludach Piotr Gajda – dodajmy, że z pasją moralisty, kierującego
swe przemyślenia do modelowego adresata, którym może być też on sam lub jego alter ego – rozpoznaje rzeczywistość
jako limbus, limbus patrum infantylizujące się w limbus puerorum. Temperatura tych wierszy rośnie – Grochowiakowskie
„Bunt nie przemija, bunt się ustatecznia” zastępuje myślą nie sformułowaną
wprost, że faktycznie, bunt nie przemija, ale się wzmaga. Jakby nawiązywał do
wcześniejszej deklaracji autora Świętego
Szymona Słupnika: „Powołał mnie Pan
na bunt”. Nota bene w niektórych aspektach estetycznych wcale mu do Grochowiaka
nie jest daleko. Głos poetycki Piotra Gajdy to – czy tego chcemy, czy nie –
nasz głos, to dla nas hodował swój ból”.
Piotrek, ta nagroda ma największe znaczenie bo.......bez szanownej kapituly i całej otoczki towarzyszącej, a widzimisię pana Suchanka jest podbudowane wiedzą i kompetencją - czego więcej trzeba?
OdpowiedzUsuńJerzy, podobnie to odbieram...A cała chwała i tak należna jest Jurkowi Suchankowi, który Otoczakiem z rzeki własnego dzieciństwa, z Soły, zechciał się ze mną wspaniałomyślnie podzielić:)
OdpowiedzUsuń