Bieżące dysputy o współczesnej poezji najtrafniej można
określać mianem „cyklicznych”. Pojawiają się kilka razy w roku, prawie
wyłącznie w kontekście ogłaszanych nominacji do nagród literackich. Bywają pożądane
wyłomy w tej z góry zaplanowanej periodyzacji, ale na nieszczęście dla samej
dyskusji, jak dotychczas były to raczej strzały kulą w płot, którym opasane
jest poetyckie getto. Zostawmy na boku nietrafione argumenty wygłaszane ex cathedra, spuśćmy na nie zasłonę
milczenia. Skierujmy słuch i wzrok w stronę miejsc, w których rozgrywa się codzienne
życie środowiskowe, tak odmienne w swoim wyrazie od tego postulowanego przez literackich
luminarzy (ale tylko postulowanego) – ku „ścianie płaczu”, którą tworzą
cegiełka po cegiełce (całkiem jak u Watersa*) fora internetowe.
Na jednym z nich, można było
się natknąć niedawno na opinię odnoszącą się pośrednio do recepcji współczesnej polskiej poezji.
Jej autorem jest Radosław Wiśniewski, który określił bieżące funkcjonowanie
instytucji nagrody poetyckiej mianem „nagrodyzmu”. Napisał Radek: „Teraz mam wrażenie - bo badań nie
przeprowadzałem - jest znacznie więcej nagród a znacznie mniej bieżącego życia
literackiego. W zasadzie autor dobry,
sensowny ale który nie dostał nagrody albo chociaż nie został nominowany - nie
jest poważany. Nie ma chyba już za bardzo możliwości, żeby mieć jako-taką
pozycję czytelniczo-krytyczną bez nagród (…).
Bolesne to stwierdzenie dla autorów nigdy jak dotąd nie
nominowanych, z których każdy bez wyjątku
pragnie być poetą z kategorii „poważanych”, w jakiej nie mieszczą się
już twórcy tylko „dobrzy” i „sensowni”. Ich „niemoc” najtrafniej opisują blurby
zamieszczane na autorskich tomikach, z których wszystkie anonsują narodziny
drugiego Rimbauda, aczkolwiek póki co bez „papierów” w postaci nośnej medialnie
(w ścisłym znaczeniu środowiskowym) nominacji na koncie. Taka sytuacja z
oczywistych względów bywa dla tej grupy poetów dosyć opresyjna, szczególnie w
czasach zaniku obiegu krytyczno-literackiego z prawdziwego zdarzenia, zastąpionego
„nagrodyzmem” właśnie.
Tymczasem nic nie wskazuje na to aby diagnoza, a właściwie komentarz Wiśniewskiego mógł w najbliższym czasie wiele stracić na celności. Zdaniem prof. Edwarda Kasperskiego („Tekstualia”, 2012): „Wpływ (…) mediów na literaturę okazał się wielotorowy i głęboki, gdyż media – zwłaszcza najnowsze, najbardziej zaawansowane technologicznie – stały się ogniwami uczestniczącymi i pośredniczącymi we wszystkich fazach powstawania i nagradzania literatury. Medialna recepcja i ocena (w tym intensywna, nierzadko skandalizująca reklama, nagłośnienie, publicity) stały się wpływowym czynnikiem stanowiącym o sukcesie lub porażce dzieła, a tym samym o awansie albo degradacji autora”. Czy warto w związku z tym szukać jakiegoś pocieszenia? Może tak, a może nie, lecz na pewno nie w literaturze.
Tymczasem nic nie wskazuje na to aby diagnoza, a właściwie komentarz Wiśniewskiego mógł w najbliższym czasie wiele stracić na celności. Zdaniem prof. Edwarda Kasperskiego („Tekstualia”, 2012): „Wpływ (…) mediów na literaturę okazał się wielotorowy i głęboki, gdyż media – zwłaszcza najnowsze, najbardziej zaawansowane technologicznie – stały się ogniwami uczestniczącymi i pośredniczącymi we wszystkich fazach powstawania i nagradzania literatury. Medialna recepcja i ocena (w tym intensywna, nierzadko skandalizująca reklama, nagłośnienie, publicity) stały się wpływowym czynnikiem stanowiącym o sukcesie lub porażce dzieła, a tym samym o awansie albo degradacji autora”. Czy warto w związku z tym szukać jakiegoś pocieszenia? Może tak, a może nie, lecz na pewno nie w literaturze.
* Rogera z Pink
Floyd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz