czwartek, 1 czerwca 2017

Życie wewnętrzne (11)

(…) Jakie więc byłyby objawy ,<<zarazy>>? To jasne. Przede wszystkim kwitnąca komercja, kształtująca funkcjonowanie książki jako nie dzieła już, lecz towaru. Rozwijający się rynek usług kulturalnych , a w związku z tym rozlewająca się fala niezobowiązującej, beztroskiej rozrywki, wypierającej rozrywkę wyższego rzędu, to jest intelektualną. Dyktat mediów, które – nastawione na zysk i same będące elementem rynku – agresywnie proponują nowe wzorce postaw, angażując się w działalność marketingową zastępującą tradycyjne metody waloryzacji wytworów kultury. Rosnąca przewaga obrazka nad słowem owocuje przeobrażeniami w społecznym funkcjonowaniu tego drugiego. No i wreszcie typowo polska specyfika, czyli jałowość życia literackiego, gdzie literatura staje się dodatkiem do życia towarzyskiego i układów admiracji. A wreszcie upadek sztuki czytania, odsunięcie literatury na boczny tor, jeśli idzie o poszukiwanie podniet duchowych. Nie można też nie wspomnieć o swoistym <<formatowaniu>> odbioru literatury przez krytykę, która staje się z jednej strony usługowa, z drugiej uprawia <<opiniotwórczość złych intencji>> (to znaczy zwyczajne <<krytykanctwo>>), usprawiedliwia ignorancję lub bezwstydnie kultywuje propagandę (…)”.

(…) Nieprzejrzystość, przecinanie się interesów grupowych, towarzyskie zespoły popierające na różne sposoby swych przedstawicieli, lobbing w różnorakich postaciach (od stypendiów po nagrody literackie) – to wszystko tworzy atmosferę niewiarygodności zarówno wokół działalności krytycznej, jak i  form obecności poetów w świadomości czytelników. Powstaje też wrażenie, że wszelkie hierarchie twórcze, zwłaszcza w młodym środowisku, są irrelewantne jako twory niebudującej zaufania waloryzacji (…).

(..) Związki towarzyskie w życiu literackim prowadzą do konsolidacji przekonanych o swej wyjątkowości i wartości kółek wzajemnej adoracji i niszczą, jako się rzekło, ferment intelektualny. Już więc nie tylko nie ma sporów między poszczególnymi grupami kibicującymi lokalnym mistrzom (ponieważ zintegrowany zespół nie ma ochoty słuchać argumentów <<drugiej strony>> - i tak wie lepiej), ale też nie ma sporów we własnym gronie (ustaliły się hierarchie, wszystko zostało powiedziane, opinie uległy petryfikacji). Wypowiedzi przybierają charakter rytualny, są katatonicznym powtarzaniem aksjomatów (…).

(…) Poetycki układ cierpi na nietransparentność, zdaje się dziś co najmniej mętny, <<przybrudzony>>. Przyszłość zmian raczej nie rokuje. Jeśli więc chciałbym skonfrontować swe intuicje podpowiadające mi, że zbyt wielu młodych poetów mówi obecnie do nikogo o niczym, a ich krytycy towarzyszący pomagają tylko bić tę pianę, to nie bardzo wiem, do kogo i kiedy mam otworzyć usta. Czy do kolegi-krytyka-poety przy piwie przy okazji kolejnego zjazdu? Czy może na forum publicznym, wobec Was, słuchających? Opcja pierwsza grozi rozpłynięciem się rozmowy w ostatecznej niekonkluzyjności, opcja druga zaś wielokrotnie się już nie sprawdziła (bo rozmowa idzie zazwyczaj w takich wypadkach emocjonalnym trawersem w okolice mało znaczących kwestii i kończy się harmidrem)".

Jarosław Klejnocki, 1999


Jarosław Klejnocki, „Literatura w czasach zarazy. Szkice i polemiki”. Prószyński i s-ka, Warszawa 2006.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz