sobota, 4 września 2021

Akapit o CZŁOWIEKU Z HALABARDĄ w podsumowaniu J. Skurtysa


W „Małym Formacie” ukazało się podsumowanie poezji polskiej z roku 2020  autorstwa Jakuba Skurtysa, wrocławskiego krytyka i historyka literatury, który od lat wykonuję taką oto „katorżniczą” pracę, za co na jego głowę nie raz i nie dwa spadają rozmaite „cięgi” ze strony autorów, ale też czytelników rozczarowanych jego tekstem i zawartym w nim stosunkiem do twórczości hołubionego środowiskowo poety. Jednocześnie zapomina się, że jest to na wskroś indywidualny projekt krytyka - z którego opiniami można się zgadzać (Jakubowska-Fijałkowska, Domarus, Wróblewski), bądź nie (Melecki) - na chwilę obecną jedyny tego rodzaju w polskiej literaturze.

W tym roku wspomniany projekt Skurtysa nieco go przerósł, bynajmniej nie z przyczyn merytorycznych, ale obiektywnych, zdrowotnych, w tym także za sprawą widocznej (jego zdaniem) „nadprodukcji wydawniczej”. To zrozumiałe, że pewne rzeczy są nie do ogarnięcia, zwłaszcza jeśli za tekstem z ogromną ilością znaków stoi wyłącznie pasja, a nie finansowy mecenat. Stąd, jak napisał Jakub Skurtys „(…) nowa forma będzie mniej więcej taka: o czym bym nie napisał, gdybym jednak napisał podsumowanie, oraz analogicznie: o czym bym bardzo chciał napisać, chociaż zabrakło mi czasu albo napisałem już w innych miejscach, i to kilka razy (…)”.

Wychodzi na to, że mamy do czynienia z quasi podsumowaniem, w którym znalazło się także miejsce na akapit poświęcony „Człowiekowi z halabardą”: „(…) Odnotowałbym też „Wannę na balkonie” Bogadana Prejsa (Instytut Mikołowski), trochę gorzką, trochę ironiczną i klaustrofobiczną, oraz „Człowieka z halabardą” Piotra Gajdy (SPP w Łodzi/ Dom Literatury w Łodzi) – stojącego niby w postawie strażnika miejskiego (tak się przynajmniej kojarzy na ogół halabardnik), ale w rzeczywistości w roli strażnika etosu XX-wiecznej kultury, która się upodliła, a wraz z nią upodlony został cały świat. „Oto człowiek, który uważa, że skoro triumfalnie przeorał / kastetem oblicze Ziemi, należy do uprzywilejowanej kasty. // Oto pies, który śnił, że służy najwyższemu bogu, / dopóki z miłosnego skomlenia nie wyrwały go salwy petard” („Garnitur świata”). Jest politycznie (antynarodowo, antypisowsko), jest w tonach nieustającego trzymania ironicznego palucha na pulsie oraz krytyki współczesności. Ale jest też przez to trochę jednak boomerskie i jakoś tak mało liryczne (…)”.

Nie mam w zwyczaju polemizować z odczytaniami mojej twórczości (to autonomiczna wypowiedź krytyka, nic tu po autorze), niemniej chciałbym podzielić się dwuzdaniowym odniesieniem do opinii Jakuba (mam tylko nadzieję, że nie wybrzmi ono nazbyt polemicznie).

Wydaje mi się, że Jakub ma ze mną pewien problem, którego źródłem jest tzw. „pokoleniowość”, albo precyzyjniej – moja data urodzenia. Stąd, to co ja – jako poeta – biorę dla siebie bezpośrednio z „pola walki”, którego jestem z racji miejsca i czasu „kampanijnym uczestnikiem”, on był łaskaw nazwać „boomerstwem” (ok., odrobinę sarkastycznie odpowiem, że w moich czasach określało się to mianem ex cathedra) jakby w ogóle nie brał pod uwagę, że wiersz jest przede wszystkim (w maksymalnym uogólnieniu i poniekąd démodé) emanacją stanu ducha.

Ale to w sumie nieistotne.

Podsumowanie, a właściwie quasi podsumowanie Jakuba Skurtysa możecie przeczytać tutaj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz