sobota, 22 maja 2021

Korespondencja (26)


Do „Hostelu” dotarła książka Macieja Meleckiego „Nigdzie Indziej” (WBPiCAK, Poznań). To kontynuacja wydanego w 2017 roku tomu zapisków „Gdzieniegdzie” (Dom Literatury, Łódź). Wydawnictwo radykalne, bezkompromisowe, ukonstytuowane wokół niezgody na zastany (czy też narzucany porządek) środowiskowy, polityczny, społeczny, mentalny. W środowiskowej skali zapiski Meleckiego to mini-traktaty o estetycznej stadności, płytkiej mainstreamowej towarzyskości, a w rzeczywistości pogłębionej nieuważności. Język Meleckiego jest ostry i bezkompromisowy, smakuje jak gorzki posmak w ustach tuż po intensywnych wymiotach. Meleckiemu się ulewa, zwłaszcza w tych fragmentach książki, które dotyczą bieżącej rzeczywistości politycznej oraz jej wpływu na wybory części znanego mu środowiska literackiego, łasego na smak przesłodzonych konfitur. Ale też (a może zwłaszcza?) „Nigdzie Indziej” to na wskroś indywidualne rozpoznanie bojem dookolnej nicości. To epitafium dla świata, który powoli odchodzi do lamusa; realności nie przyozdobionej lajkiem, lokowaniem produktu, tagiem i całym tym nadmiarem, który zakłóca nam obcowanie z tekstem i w zamian podsuwa odbiorcy podretuszowany obrazek. 

„Nigdzie Indziej” to ponadto proza poetycka, sytuacyjne miniatury, filozoficzne dywagacje, krytycznoliterackie omówienia oraz na wskroś niepodległy literacki manifest. Czytam te zapiski i obcuję z żywym słowem, które i owszem, dzieli (co skwapliwie wytkną Meleckiemu środowiskowi beneficjenci), ale dzielić powinno – jak nożem, którym kroi się okolicznościowy tort podczas kolejnej rocznicy obowiązującej strefy komfortu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz