sobota, 11 lipca 2020

Opo-Wieści z „Afrontu”




W podwójnym numerze (1-2 (10-11) 2020 Kwartalnika literacko-artystycznego „Afront” uważny czytelnik przeczyta mój felieton zatytułowany „Mienia zawut Sztumfa”, w którym obficie mi się ulało z rozmaitych przyczyn i powodów środowiskowych oraz okoliczności ogólnych. Poniżej niewielki wyimek wspomnianego tekstu na (nie)*zachętę (niepotrzebne skreślić).


„(…) Czy należy wyrażać zdziwienie, że poetów nagminnie dotyka syndrom „wypalenia zawodowego”? Także i tych, którzy dopiero stoją w przedbiegach, a już nie mają gdzie wydać debiutanckiej książki, natomiast pierwszą znaczącą nagrodę wręcza im podpite jury? Wszystko wciąż jeszcze przed nimi, w tym męczące i opresyjne wizje pooranych, zmęczonych twarzy „starych poetów”: Romana Śliwonika, Andrzeja Babińskiego, Jacka Bierezina, Zbigniewa Jerzyny, Macieja Niemca,  – onegdaj książąt poetyckiego życia – i wielu, wielu innych z góry przegranych ze względu na wykonywaną profesję. „Walka trwa!” – wyda okrzyk podobny do mnie Papkin. Tutaj wszakże liczy się upór, rodzaj powołania, które stanowią ubezpieczenie „od wypadku” na wypadek całożyciowego przemieszczania się w próżni, co w dziewięciu przypadkach na dziesięć kończy się bolesnym upadkiem w nicość – najpierw czytelnika, potem autora (szczególnie gdy w rolę czytelnika wciela się inny autor). Tak czy inaczej upadają razem i nie trzeba im tego fiaska dokumentować, spisywać do niego protokołu. Są przecież świadkowie porozsiewani po rozmaitych instytutach, domach kultury i literatury, pubach i bibliotekach. Nikt inny nigdy ich nie zatrudni (…)”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz