Ktoś zupełnie mi obcy mentalnie,
kto tego pięknego kwietniowego popołudnia zamiast na spotkanie poetyckie i wieczorny
koncert duetu Babu Król, poszedł realizować swoje potrzeby kulturalne w
pobliskim markecie, prawdopodobnie już nigdy nie wpadnie na to, że można spędzić
wiosenne, piątkowe południe i wieczór zupełnie inaczej. Na przykład przyjść do Miejskiej
Biblioteki Publicznej i przeczytać publicznie wiersz, by zmierzyć się z własną
nieśmiałością i wysłuchać kilku rad (wszak świat od niedoskonałych póki co
wierszy, raczej się nie zawali). Konfrontacje były przeznaczone dla „młodych twórców”,
ale ci mają pisanie wierszy gdzieś, bo są zajęci śledzeniem wpisów na
facebooku. Za to do MBP przyszły osoby dojrzałe, które odnalazły w sobie
potrzebę przelewania własnych doświadczeń na papier. Przypuszczam, że nie było
im łatwo wysłuchać wierszy (zwłaszcza tych ostatnich, pisanych z myślą o nowej
książce), które prezentowałem na spotkaniu autorskim. Mój zagęszczony świat
poetycki, mógł się im jawić jako „pełna
barw mozaika, która została tak rozbita, aby składając ją trochę się pomęczyli”;
jako „świat powołany do życia mocą słów,
nieograniczony, podległy nieustannym przemianom” (cytaty wywiodłem ze słów
Tomasza Jastruna i Jerzego Jarniewicza). Nie mogę też przecenić wysiłków Basi
Przybysz, która prowadziła ze mną to spotkanie, bo to jedna z niewielu osób wywodzących
się spośród tomaszowskich nauczycieli polonistów, żywo zainteresowana współczesną
poezją.
Jednak prawdziwym clue „SPO-tkania 7 – Literackiego” stał się
koncert duetu Babu Król, który odbył się wieczorem w OK. „Tkacz”. Bajzel i
Budyń spóźnili się prawie osiemdziesiąt minut (utknęli na niedokończonej autostradzie,
bo chyba uwierzyli, że dojadą nią na Euro). Warto było czekać (nie na jej uroczyste otwarcie, a na Artystów), gdyż zagrali tak, że Panie i
Panowie oraz Wy, drogie dzieci, czapki z głów! Kto tego dnia w tym czasie podążał
myślami za ramówką telewizyjną, znów „dał ciała” i się „zwinął” (zamiast się rozwijać).
Jeszcze kilka takich decyzji i za jakiś czas będzie musiał sprawdzać w lustrze,
czy nie zaczął porastać futrem (jak prawdziwy troglodyta), ponieważ nie
uczestniczyć z własnego wyboru w
takim wydarzeniu to popełnić faux pas.
Tymczasem ja doskonale pamiętam lata osiemdziesiąte ubiegłego wieku i tamtą
„stachuromanię”. „Stachuriady” opanowały niemal wszystkie większe i mniejsze
ośrodki poetyckie w kraju, a słynne, „jeansowe” wydanie dzieł zebranych Edwarda
Stachury od razu stało się białym krukiem i osiągało astronomiczne ceny, kiedy
od czasu do czasu pojawiało się w antykwariatach. Piosenki „Życie to nie
teatr”, „Biała lokomotywa”, rozlegały się nie tylko we wszystkich akademikach,
ale i przy ogniskach. Niejeden artysta teatralny lub estradowy zbił na nich
wówczas spory kapitał. Wystarczy wspomnieć Stare Dobre Małżeństwo, Annę
Chodakowską czy Jacka Różańskiego. Lecz to wszystko działo się w ubiegłym
wieku. W Wiek XXI Stachurę wprowadzają (wydobywając go przy tym z „piekła
niebytu”) Bajzel i Budyń, tworząc projekt pod nazwą Babu Król, którego
repertuar składa się z piosenek legendarnego „Steda”. Panowie, którzy na co
dzień występują razem w zespole Pogodno, nagrali własne interpretacje poezji
Stachury, których końcowym efektem jest album zatytułowany „Sted”. Przy tej
okazji „…wydobyli jego wiersze spod tony
powyciąganych swetrów i ckliwych harcerskich zaśpiewów. Nagrali płytę mocną,
magiczną, motoryczną. Kilometry pożerane w trakcie lat grania bigbitu zaowocowały wyczuciem rytmu poety
wędrującego i piosenkami, które pokazują Stachurę jako kogoś
bliskiego naszym czasom. Czasom wędrówek migracji i poszukiwań”. Tyle
faktów, teraz mity. To, co zaprezentowali na scenie podczas ponad 1,5 godzinnego
koncertu przechodziło ludzkie pojęcie (w tym także i moje, przyzwyczajone do
określonej interpretacji scenicznej twórczości Stachury). Bajzel i Budyń to,
jak się okazało rockowe „panczury”, to „panki” w skórach baranków.
Epileptyczne pląsy Budynia i cała para (wokalna) w gwizdek, plus chórki i
gitara Bajza „podbite” elektronicznym beatem, wprowadzają twórczość Stachury na poziom kosmiczny. Jeżeli „Sted”
przewraca się w grobie, to nie dlatego, że jest wk……y, ale dlatego, że tańczy. Genialny
w swojej koncepcji i aranżacji repertuar! Chwała Artystom także i za to, że nie
poszli na łatwiznę i nie „coverowali” najbardziej znanych pieśni autora
„Siekierezady”, ale raczej te mniej oczywiste, takie jak m.in. „Nachylcie plecy
wasze”, „Bójka w L.” i „Kompozycję”. Od samego początku koncertu porwali około
setkę publiczności czynnikiem „ee” – swoją artystyczną ekspiacją i ekspresją (Budyń
w czasie wykonywania „Człowiek człowiekowi”, rzucił się do nóg dziewczyny,
która siedziała w pierwszym
rzędzie). Przy czym muzycy przez cały czas swobodnie konwersowali z publicznością i mimo
wyraźnego zmęczenia, zgodzili się zagrać trzy bisy, na które złożyły się
piosenki przez nią wybrane. Jednym z nich był niewątpliwy przebój tego setu,
świetnie wykonana i zaaranżowana „Biała lokomotywa”. Nic dodać, no może poza tym,
że chwała miastu Trzebiatów za Budynia! „Grabę” uścisnąłem mu zaraz po
koncercie…
20.04.2012 r. - MBP i Centrum Dialogu Społecznego i Wolontariatu, Tomaszów Maz.
- OK „Tkacz", Tomaszów Maz.
Gdyby było info na FB wdepnąłbym
OdpowiedzUsuń