piątek, 19 lutego 2016

Przemilczani… ale nie na łamach „Odry”

W najnowszym numerze miesięczniku  „Odra” (na stronach ÓSMEGO ARKUSZA) opublikowano wyniki ankiety krytycznoliterackiej pod hasłem „Słynni, świetni, przemilczani”, anonsowanej przez Pawła Kaczmarskiego następującymi słowami: „(…) Ankieta krytycznoliteracka, którą otwieramy w tym wydaniu ÓSMEGO ARKUSZA, dotyczy przemilczeń i pominięć w młodej poezji. Jako główny wyróżnik przyjęliśmy kwestię literackich nagród i instytucjonalnych wyróżnień, czyli to, kogo pomijają różnego rodzaju kolegia i kapituły. Poprosiliśmy grupę krytyków i krytyczek o wskazanie tych spośród „młodych” autorów, którzy powinni zostać bardziej docenieni przez jurorów rozdających rozmaite poetyckie laury. Zaproszeni do ankiety mieli zupełna dowolność w wyborze poetów, o których chcieli pisać: nie narzucaliśmy żadnej określonej cezury wieku ani dorobku – i choćby dlatego lista nazwisk może okazać się dla czytelników nieco zaskakująca (…)”.

W przedmiotowej ankiecie znalazło się także i moje nazwisko, a to za sprawą tekstu zatytułowanego „Niedoceniani czy niezauważani?”. Zainteresowanych tym, co jego autor Rafał Gawin miał do napisania na ten temat, odsyłam do lutowego numeru „Odry” (dociekliwy czytelnik znajdzie w nowym numerze również cztery moje wiersze). Poniżej fragment wspomnianych enuncjacji:

„(…) Nic dziwnego, że autorzy pomijani przy nominacjach to najczęściej pisarze publikujący książki w niszowych wydawnictwach, tych o mniejszej sile marketingowego rażenia. I nie ma tutaj większego znaczenia dobre przyjęcie książki przez krytyków i recenzentów (o planktonie czytelników nie wspominając), co również można prześledzić, czytając recenzje poszczególnych książek Piotra Gajdy. Poeta o wyrazistej poetyce, konkretnie umocowanej w rzeczywistości, a jednocześnie niestroniącej od intertekstualnych i filozoficznych wycieczek już mniej osobistych, uniwersalizujących przekaz coraz bardziej gęstych językowo i tematycznie – z tomu na tom – wierszy, to znamienny przykład. Jego dwie pierwsze książki, Hostel (2008) i Zwłoka (2010), ukazały się w mało wtedy znaczącej Bibliotece „Arterii”, niemniej spotkały się, zwłaszcza druga z nich (w pewnym stopniu flirtująca z modnym jeszcze wtedy nurtem ośmielonej wyobraźni), z bardzo ciepłym i życzliwym, a jednocześnie konstruktywnym przyjęciem, jednak nie miało to przełożenia na jakiekolwiek nominacje i laury. Choć w Łodzi pamiętamy telefon jednego z jurorów Nike, chcącego nominować Hostel… rok za późno (zawieruszył się gdzieś w siedzibie mocodawców nagrody) oraz telefon członka kapituły Iłłakowiczówny, zainteresowanego Zwłoką, tyle że to przecież nie był debiut tomaszowianina. Dwie następne, Demoludy (2013) i Golem (2014), w których długą frazę i ciężar gatunkowy wiersza, zderzony z łatwością jego rozpisywania, Gajda doprowadził wręcz do perfekcji, opiewając melancholię przez duże M (czyli niejako odpowiadając na intelektualne zapotrzebowanie zagubionego w trzecim tysiącleciu i zbuntowanego w wąskiej przestrzeni czarnego golfa czytelnika), opublikował w Instytucie Mikołowskim, prężnym ośrodku, przynajmniej z perspektywy tzw. środowisk literackich. I obie książki zaginęły w (literackiej) próżni: raptem kilku recenzentów podjęło się zmierzenia z wielopłaszczyznową interpretacyjnie zawartością obu zbiorów. Jurorzy specjalnie się nimi nie przejęli (nie licząc Otoczaka, nagrody, bądź co bądź, towarzyskiej). I pojawiły się tendencyjne uogólnienia: skoro autor stosuje długie zdanie i długą frazę, nie stroniąc od metafor dopełniaczowych i pojęć abstrakcyjnych, a książkę wydaje w Mikołowie, to musi naśladować Macieja Meleckiego (…)”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz