W najnowszym numerze
miesięczniku „Odra” (na stronach ÓSMEGO
ARKUSZA) opublikowano wyniki ankiety krytycznoliterackiej pod hasłem „Słynni,
świetni, przemilczani”, anonsowanej przez Pawła Kaczmarskiego następującymi
słowami: „(…) Ankieta krytycznoliteracka,
którą otwieramy w tym wydaniu ÓSMEGO ARKUSZA, dotyczy przemilczeń i pominięć w
młodej poezji. Jako główny wyróżnik przyjęliśmy kwestię literackich nagród i
instytucjonalnych wyróżnień, czyli to, kogo pomijają różnego rodzaju kolegia i
kapituły. Poprosiliśmy grupę krytyków i krytyczek o wskazanie tych spośród
„młodych” autorów, którzy powinni zostać bardziej docenieni przez jurorów
rozdających rozmaite poetyckie laury. Zaproszeni do ankiety mieli zupełna
dowolność w wyborze poetów, o których chcieli pisać: nie narzucaliśmy żadnej
określonej cezury wieku ani dorobku – i choćby dlatego lista nazwisk może
okazać się dla czytelników nieco zaskakująca (…)”.
W przedmiotowej
ankiecie znalazło się także i moje nazwisko, a to za sprawą tekstu zatytułowanego „Niedoceniani czy niezauważani?”. Zainteresowanych tym, co jego autor Rafał Gawin miał do napisania na ten temat, odsyłam do lutowego numeru „Odry” (dociekliwy czytelnik znajdzie w nowym numerze również cztery moje wiersze). Poniżej fragment wspomnianych enuncjacji:
„(…) Nic dziwnego, że autorzy pomijani przy
nominacjach to najczęściej pisarze publikujący książki w niszowych
wydawnictwach, tych o mniejszej sile marketingowego rażenia. I nie ma tutaj
większego znaczenia dobre przyjęcie książki przez krytyków i recenzentów (o
planktonie czytelników nie wspominając), co również można prześledzić, czytając
recenzje poszczególnych książek Piotra Gajdy. Poeta o wyrazistej poetyce,
konkretnie umocowanej w rzeczywistości, a jednocześnie niestroniącej od
intertekstualnych i filozoficznych wycieczek już mniej osobistych,
uniwersalizujących przekaz coraz bardziej gęstych językowo i tematycznie – z
tomu na tom – wierszy, to znamienny przykład. Jego dwie pierwsze książki, Hostel
(2008) i Zwłoka (2010), ukazały się w mało wtedy znaczącej Bibliotece
„Arterii”, niemniej spotkały się, zwłaszcza druga z nich (w pewnym stopniu
flirtująca z modnym jeszcze wtedy nurtem ośmielonej wyobraźni), z bardzo
ciepłym i życzliwym, a jednocześnie konstruktywnym przyjęciem, jednak nie miało
to przełożenia na jakiekolwiek nominacje i laury. Choć w Łodzi pamiętamy
telefon jednego z jurorów Nike, chcącego nominować Hostel… rok za późno
(zawieruszył się gdzieś w siedzibie mocodawców nagrody) oraz telefon członka
kapituły Iłłakowiczówny, zainteresowanego Zwłoką, tyle że to przecież nie był
debiut tomaszowianina. Dwie następne, Demoludy (2013) i Golem (2014), w których
długą frazę i ciężar gatunkowy wiersza, zderzony z łatwością jego rozpisywania,
Gajda doprowadził wręcz do perfekcji, opiewając melancholię przez duże M (czyli
niejako odpowiadając na intelektualne zapotrzebowanie zagubionego w trzecim
tysiącleciu i zbuntowanego w wąskiej przestrzeni czarnego golfa czytelnika),
opublikował w Instytucie Mikołowskim, prężnym ośrodku, przynajmniej z
perspektywy tzw. środowisk literackich. I obie książki zaginęły w (literackiej)
próżni: raptem kilku recenzentów podjęło się zmierzenia z wielopłaszczyznową
interpretacyjnie zawartością obu zbiorów. Jurorzy specjalnie się nimi nie
przejęli (nie licząc Otoczaka, nagrody, bądź co bądź, towarzyskiej). I pojawiły
się tendencyjne uogólnienia: skoro autor stosuje długie zdanie i długą frazę,
nie stroniąc od metafor dopełniaczowych i pojęć abstrakcyjnych, a książkę
wydaje w Mikołowie, to musi naśladować Macieja Meleckiego (…)”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz