Na skróty

Rzadko zdarza się tak dojrzały tom debiutanta. Trzeba oczywiście wziąć pod uwagę fakt, że Piotr Gajda jest ode mnie starszy o jedno pokolenie i dekadę temu przebył trzydziestkę, cezurę tak symptomatyczną dla prawdziwie dojrzałych debiutów. Ale są jeszcze inne kryteria dojrzałości, które trzeba wziąć pod uwagę, rozpatrując tom debiutanta, tj. układ kompozycyjny, panowanie nad warsztatem, wizję, jaka organizuje tom, wreszcie mądrość, którą przechowują poszczególne wiersze. To wszystko znalazłem w Hostelu. Pozornie jest to książka melancholika osaczonego przez własne m-3, z którym podmiot liryczny nie potrafi ułożyć sobie życia. W rzeczywistości jest to bardzo przemyślna metafora ludzkiego wnętrza.

Przemysław Owczarek

Izabela Fietkiewicz-Paszek i Piotr Gajda to dwójka utalentowanych poetów. I najchętniej napisałbym: takie wiersze trudno analizować, są na analizę wyjątkowo oporne, trzeba je po prostu czytać, mówią same za siebie, chociaż uprzedzam — nie jest to łatwa mowa. Tak, to trudna poezja. Przypomina pełną barw mozaikę, która została tak rozbita abyśmy składając ją trochę się pomęczyli. Ale warto. W finale tej pracy będzie brakować różnych fragmentów, ale właśnie te braki tworzą niedopowiedzenia, To poezja skrótu, i niedopowiedzenia (…). Wiersz „Wielki chłód” Gajdy to utwór podobny zimowych wierszy Thomasa Tranströmera, wybitnego szwedzkiego poety, widać jak poeta wysnuwa z siebie kolejne obrazy, jak jeden wysnuwa z kolejnego. Są bardzo odlegle, ale skazane na siebie i nieuchronne w tym obrazie…

Tomasz Jastrun

Hostel, dom oferujący gościnę, sugeruje do końca nie przezwyciężoną obcość, jaka nas w jego wnętrzach czeka, przypominając także o doraźności naszego w nim pobytu. Nic dziwnego więc, że z wierszy Piotra Gajdy wyłaniają się liczne, sugestywne obrazy takiego właśnie nieoswojonego domostwa, które wykluczając, jednocześnie nas w sobie zamyka, gdy za oknami mocą słów powołany zostaje do życia świat nieograniczony, podległy nieustannym przemianom. To wiersze zdolne do nagłych, imponujących przeskoków wyobraźni, choć precyzyjne, klarowne i skupione. Przekonują siłą obrazów, w których rozpoznawalna, często zdegradowana rzeczywistość ulega zaskakującym przemieszczeniom. Hostel to uważnie skomponowany, niebanalny debiut.

Jerzy Jarniewicz

Dojrzały, przejmujący głos. Te wiersze trzeba czytać powoli. Powoli trzeba wchodzić w ten świat, zbudowany ze swojskich realiów, lecz pozornie tylko bezpieczny. Gajda kreuje rzeczywistość trochę jak malarską scenę rodzajową, jak porządny realistyczny obraz, wbrew ulotnym modom naszej młodej liryki. Ale to w tym obrazie, pod nim, jest ukryty dramat, tkwi nienazwana (bo nienazywalna) tajemnica. Świat Piotra Gajdy jest nie ze słów, a z emocji i przeczuć, bliski opowieści zasłyszanej w dzieciństwie.

Tomasz Cieślak

Mimo około 40 wierszy mieszkających w Hostelu czuje się tu pustkę. Jakby nikogo nie było, jakby wszyscy pomarli. To nie zarzut. Całkiem tu przyjemnie, chociaż nie słodko, bo nie ma tu nikogo, kto mógłby posłodzić. I tylko autor przemawia głośno: Chcę żyć, jeść sól, zapełniać piwnice kartoflami/ i węglem.

Marcin Włodarski

Piotr Gajda (…) wypełnił cały tomik pod tytułem Hostel wierszami, które z powodzeniem mogłyby znaleźć się w dobrej książce dobrego poety, — ale w niewielkiej ilości i jako te słabsze. W zasadzie trudno nawet powiedzieć, co zawiniło — nie da się w tej książce znaleźć linijki ewidentnie puszczonej, jest za to konsekwencja w emitowaniu głosu bądź z wnętrza nie do końca oswojonego pokoju, bądź ze środka sytuacji rodem z prognozy pogody (mróz, upał). Zdarzają się przy tym dobre obrazy (…) i nieoczekiwane redefinicje pragnień.

Paweł Kozioł

Hostel, tom Piotra Gajdy zawiera wiersze skupione na problemie zamieszkiwania, który okazuje się być problemem obsesyjnym, opresyjnym i bolesnym (…). W jego wierszach słowa obrastają ciałem obrazów (…). Wywołuje je — tak jak wywołuje się duchy, ale w przeciwieństwie do powietrznych istot obrazy są zmysłowe, namacalne — konieczność mówienia o tym co boli (…). A jednak sugestywne przedstawienia tego świata skurczonego do rozmiarów rozmiarów m-3 (…), nie przytłaczają podczas lektury wierszy, nie wywołują depresyjnych klimatów. Dlaczego? Dlatego, że Gajda znakomicie sobie radzi z materią wiersza, panuje nad nią niepodzielnie, pisze mocnymi, klarownymi frazami. Jego wizja jest raczej pożegnaniem z brzydotą, niż uznaniem jej ciemnego władztwa.

Krzysztof Kuczkowski

Wiersze w tomiku charakteryzują się dużą pomysłowością, kolejne strofki nie narzucają się swoją formą, nie ma powtarzalnych, typowych (topowych) chwytów, łatwych do namierzenia i ustrzelenia środków stylistycznych. Duży wachlarz pomysłów na kolejne wiersze, odkrywczość fraz, słów, liczne zaskoczenia rzucają osobliwe światło na ten debiut (…). Tomik wydaje się być właśnie takim poetyckim muśnięciem, bez nachalności języka poetyckiego, bez narzucania przekazu komunikacyjnego. Zostaje precyzja, delikatność, zmienność, jak gdyby nic na stałe nie mogło się tu zadomowić, jakby zadomowienie miało okazać się zdradą dla wiersza, aktem obnażenia.

Karol Pęcherz

Te bezkompromisowo brzydkie wiersze sprawiają wrażenie podróży, jaką autor odbywa w malignie. Jego wyobraźnia zdaje się wymuszać z siebie obrazy rozkładu, wyciskać je podczas zatwardzenia spowodowanego nieznanym mi urazem. Forma, która powstaje — czarno na białym, jest imponująca. To jak monumentalna rzeźba będąca zapowiedzią końca świata, wykończona z precyzją i fantazją jednocześnie.

Marcin Włodarski

Obie książki Piotra Gajdy dają pretekst. Od razu rodzi się pytanie — pretekst do czego, jak go wykorzystać, czym ten pretekst jest motywowany? Otóż nieważne. To zdanie wystarczy: dają pretekst. Uchylają szczeliny do czegoś, czego nie chcę nawet próbować w tym szkicu opisywać, bo nie wyręczę poety. Dowodzenie, że po drugiej stronie szczeliny jest najzwyczajniej odbicie czegoś, co mamy już w garści, zabiera energię. Czas totalnej prywatności poezji nie daje takich szans. Każdy jest człowiekiem na własny użytek, nie ma czego odkrywać, skoro wiemy jak mamy na imię, gdzie mieszkamy i że umrzemy. Traktowałem (i nadal chciałbym traktować) poezję Piotra Gajdy jako specyficzną odpowiedź na „kobiece” pisanie — mocno subiektywną, nieinterpretowalną — bo osobisty stosunek do niej nie powinien być oparty na logicznej interpretacji. Ten szkolny nawyk jest zaledwie wycinkiem horyzontu. A wracając do „kobiecych” wierszy, zwłaszcza tych irracjonalnych, opartych na nastroju — Gajda ma do zaproponowania po prostu coś więcej. Z rzeczy dodanych — autentyzm. Z odjętych — infantylność. Jeśli poezja ma iść w takim kierunku, w stronę mocno zmetaforyzowanej, nieprzystającej symboliki nastroju — to zdecydowanie wolę podejście Gajdy od podejścia paru młodych poetek. Wisi nad wierszami obu zbiorów parę myśli zasadniczych. Można je zbierać z atawistycznych skojarzeń, własnych wizji po lekturze, kontekstu całości. Jest tu dobrze sprecyzowana osobowość twórcza, typ wyobraźni. Pesymizm wart poznania dla samej ścieżki, która przezeń biegnie. Autor prowadzi tę ścieżkę świadomie, z wyczuciem i polotem.

Sławomir Płatek

Metafora kroczących równoległości może się zresztą odnosić także do innych autorów (...). Na przykład Piotr Gajda "zawieszony pomiędzy zamiarem i skokiem", to autor, który potrafi snuć opowieść na wskroś zmetaforyzowaną lub też, by rzec, multiopowieść, która rozwidla się, skręca, zawraca nad samą sobą, niczym strumień światła, załamuje się i z sobą samym interferuje (...).

Marcin Orliński

Demoludy – trzecia w dorobku Piotra Gajdy książka poetycka – jest rzadko spotykanym w rodzimej liryce przykładem poezji najczystszej próby. Wyobraźnia językowa autora sięga w tym tomie – a dane jest to tylko nielicznym – zenitu! Wiersz Gajdy zdaje się jawić jako ognisko zapalne dla konfliktu między chromą i koślawą jawą a halucynacyjnym migotem językowego snu. Z tego zderzenia – przeradzającego się w polu tekstu w układ zniesień – rodzi się w miąższu treści, twardy jak kastet, fraktal wielorodnych znaczeń, dodajmy, znaczeń poddanych tak sporej radiacji sensów, że nie podlegają one wyczerpaniu w lekturowym odbiorze. Gajda nie ucieka – o dziwo – przed problematyką bieżących wydarzeń, czy fundowanych na nich tematyk (tak prostacko wchłanianych i trawionych w medialnej prezentacji), które, po ich dobyciu i wypatroszeniu, wypełnia wielorodnymi, mocno zmetaforyzowanymi, acz częstokroć widmowymi motywami, będącymi pochodną bardzo własnych wizji, opalizujących to, jak mu się zwiduje drugi człowiek, dookolna przestrzeń, czy sensualnie odbierany świat. W technice takich właśnie zestawień jest sporo z kolażowego montażu, albowiem dużo tu porwanych wątków, zaskakujących ujęć, gibkich cięć i sugestywnych przetasowań. Wiersze te eksplorują częstokroć obszary dość minorowe w swej postaci, gdzie trudno znaleźć najlichsze nawet pocieszenie, ale dzięki asocjacyjnym ciągom, językowym skrętom i zwarciom, zawsze towarzyszy im, uzyskany w efekcie, realistyczny obrys – przeszywający aż do szpiku poetyckiego kośćca. Niekiedy zaś jest to kontrastowane drwiną lub ironią, co przynosi optymalny balast, i tworzy iście wybuchową mieszankę. Wiersze te - formalnie spójne do cna - są mantrycznymi mandalami, które, jak mrowiący powidok, przyprawiają o skurcz ucha, serca i mózgu.

Maciej Melecki 

To oczywiście intrygująca, dopieszczona pod względem formalnym poezja. Każdy wiersz stanowi odrębny byt w menu pod tytułem „Demoludy”. Poziom zapętlenia metafory jest w tych wierszach nie do przyjęcia przez moje podniebienie dobrze czujące się w prostackich klimatach (…). Może dlatego nie umiem dosłownie potraktować tych wierszy. Z pewnością jest to książka, w której Piotr Gajda zrobił kolejny krok ku wchodzeniu w siebie, wyszarpywaniu z siebie emocji i okiełznywaniu ich za pomocą słowa. Miejscami miałem dosyć, bo wiersze te w warstwie choćby leksykalnej aż przytłaczają. Niemniej brawo za kolejną książkę, brawa za te sceny, co w niej się odbywają!

Marcin Włodarski 
                                                                
Tomaszowski poeta pozostaje jednym z najbardziej niedocenionych autorów swojego pokolenia. Zjawiskowy debiut „Hostel” i podkreślająca odrębność stylu Gajdy „Zwłoka” nie doczekały się należytej krytycznej recepcji. Może zmieni to ubiegłoroczny tom „Demoludy” (Instytut Mikołowski), tym bardziej, że Gajda poszerza w nim swoje pole poetyckiej walki. Fraza tomaszowianina radykalnie się wydłuża, zyskując tym samym na ekspresywności, ale wiersze nie gubią przy tym sensu i nie tracą nic z oryginalnego obrazowania. Tom o doskonale oddającym wieloznaczność wierszy tytule (oswojona przeszłość łączy się w „Demoludach” ze sztucznymi rajami teraźniejszości) zasługuje na uważną lekturę.

Maciej Robert

Nie wierzę w łódzką dykcję, moim zdaniem każdy pisze tu inaczej. Można mówić o podobieństwach, zwłaszcza w poezji młodego pokolenia, ale wspólna dykcja jako zjawisko ogólnołódzkie pozostaje póki co w sferze pobożnych życzeń. W środowisku  łódzkim  najdojrzalszy styl  widzę  u  Piotra  Gajdy  i  Krzysztofa  Kleszcza,  ale  co ciekawe, obaj pochodzą z Tomaszowa Mazowieckiego.

Monika Kocot


„Golem” to - dla mnie - smutek człowieka XXI-wieku, utwór King Crimson „21st Century Schizoid Man” rozpisany na czterdzieści kilka stron. Niewesołe rozprawienie się z sytuacją w jakiej znaleźliśmy się my - Polacy - dwadzieścia pięć lat po tym jak nam się udało. Zachłyśnięci wolnością z trudem łapiemy oddech. Takich opisów jak u Gajdy nie spotkałem we współczesnej poezji. Ciosów wymierzonych dokładnie, tam gdzie ma boleć (...).

Krzysztof Kleszcz
                                                              
Nic dziwnego, że autorzy pomijani przy nominacjach to najczęściej pisarze publikujący książki w niszowych wydawnictwach, tych o mniejszej sile marketingowego rażenia. I nie ma tutaj większego znaczenia dobre przyjęcie książki przez krytyków i recenzentów (o planktonie czytelników nie wspominając), co również można prześledzić, czytając recenzje poszczególnych książek Piotra Gajdy. Poeta o wyrazistej poetyce, konkretnie umocowanej w rzeczywistości, a jednocześnie niestroniącej od intertekstualnych i filozoficznych wycieczek już mniej osobistych, uniwersalizujących przekaz coraz bardziej gęstych językowo i tematycznie – z tomu na tom – wierszy, to znamienny przykład.

Rafał Gawin


Ilość zabawnych i ilość ważnych pytań, jaka się pojawiła w tej książce, sprawiła, że czytając, miałem ogromna frajdę obcowania z żywą, pulsującą wyobraźnią. Tego, drodzy czytelnicy, nigdy dość.

Edward Pasewicz
                                                                              
Brodziec piskliwy z wiersza Elizabeth Bishop, brodziec piskliwy napisał tę książkę, nie żaden tam Piotr Gajda, właśnie tak!

Marek K.E. Baczewski

Jestem pod wrażeniem celności każdego słowa, jędrności każdej frazy, spełniającej się akuratności każdego wiersza. Też miałem – podobnie jak Edward Pasewicz – ogromną frajdę obcowania z żywą, pulsującą wyobraźnią. Książka, którą można czytać bez końca. Tak bogata, że o końcu nie może być mowy – za rzekomym końcem stoi nowy początek, wije się jeszcze jedna, i jeszcze jedna, ścieżka interpretacji. Uczta dla interpretatorów, zwyczajna radość dla szeregowych czytaczy. To, co zjadliwe w szczęśliwej harmonii z tym, co liryczne. Bo panuje nad tym piekielna inteligencja, niesłychana intuicja. W tej chwili, po pierwszym czytaniu, niesiony na fali emocji, dochodzę do wniosku, że dawno tak dobrej rzeczy nie czytałem. Mam nadzieję, że to wrażenie do jutra mi nie przejdzie.

Karol Maliszewski 


(...) Piotr Gajda zdaje się Śrubą Archimedesa zamykać kolejny rozdział w swojej twórczości. Autor już dawno odbił w stronę Mikołowa, tak więc ech Hostelu czy Zwłoki próżno szukać w jego najnowszych tomach. Fraza jest długa, ciężka i skomplikowana. Jakby właśnie podkręcał śrubę odniesień i przemyśleń do granic wytrzymałości, zarówno swoich, jak i czytelnika. Czy i w tym wypadku mamy do czynienia z testem? Zgodzę się z Jakubem Skurtysem, że te wiersze są poważne i mówią o trudnym okresie postransformacyjnym, dlatego dziwi mnie blurb Edwarda Pasewicza, który, jak czytam na skrzydełku, miał frajdę z ich lektury. Ja np. nie miałem frajdy; w tym sensie, że tych wierszy nie da się, ot tak przeczytać. Trzeba je przemyśleć. Autor zmusił mnie do refleksji i chyba osiągnął cel, który zamierzał?

Rafał Różewicz

                                                         
(...) błyskotliwość intelektu, która wcale nie zaprzecza krystalicznej czystości uczuć. Śruba Archimedesa to artystycznie udana próba połączenia kulturowej konstrukcji z jednostkowym, intymnym sposobem odbierania świata; to również próba usytuowania się w strukturze tropów, które, z jednej strony, można podejmować, a z drugiej strony – pozostawiać innym. Niech szukają sami.

Tomasz Dalasiński

                                                           
(...) Trudno jest mi napisać coś nowego o jego twórczości, bo musiałbym popełnić autoplagiat i znów wspomnieć o soczystym języku, doskonałym i oryginalnym obrazowaniu, mocnym brzmieniu czy odmienności dykcji poetyckiej autora. To w tym przypadku truizmy zahaczające wręcz o banał recenzencki. Żal tylko, że tak dobry poeta pozostaje,  z powodu koteryjności i otępienia życia literackiego w Polsce w zasobie „planktonu poetyckiego”. Plankton – to określenie, którego Piotr użył parokrotnie w rozmowie ze mną.

Paweł Podlipniak
                                                          
(…)  „To bruk” Piotra Gajdy – szósta pozycja w dorobku autora, najbardziej dosłowna, przynajmniej na pierwszym poziomie interpretacji, ale i gorzka oraz melancholijna w kontestacji rzeczywistości społecznej, politycznej i egzystencjalnej.

Rafał Gawin

Przebogata w swej różnorodności językowej, tematycznej i formalnej twórczość poetycka, a także krytyczno–literacki oraz felietonowy dorobek, Piotra Gajdy predestynuje go do miana najważniejszych współczesnych poetów polskich, czego potwierdzeniem jest wielopasmowy namysł interpretacyjny  w postaci licznych recenzji oraz szkiców krytycznych, jakie zostały poświęcone tej twórczości przez rodzimych krytyków na łamach najważniejszych periodyków literackich kraju (m. in.: Twórczość, Czas kultury, Nowe Książki, Odra, Akcent ) – dowodliwie ukazujący walory indywidualnego, jedynego w swoim rodzaju, signum poetycko  literackiego. Odrębność, a także przyrodzona tej twórczości swoistość, to aspekty wywodzące się z fundamentalnego dla autora nastawienia wobec życia i rzeczywistości dookolnej jako przestrzeni konfrontacyjnej. Werbalizowanym przekonaniem takiego podejścia jest pojawiający się częstokroć lejtmotyw wiecznego agonu  - pola walki o prawa do jedyności w każdej odsłonie duchowego oraz intelektualnego wnętrza artystycznej wrażliwości – stanowiący łożysko poetyckich rozpoznań. Gajda w każdym swym tomie wierszy, felietonie czy recenzji literackiej zachowuje swoje miary wobec nasilającego się kryzysu świata coraz bardziej pauperyzujących się wartości. Wymiary literackiej aktywności generowane są bezpośrednimi koniecznościami wynikającymi  z woli reagowania na zjawiska mieszące się często w kontrplanach życiowej przygodności, na jakie współczesny człowiek jest nieustannie narażony oraz poddawany w rozmaitych przebiegach nieustannemu testowaniu jego – by posłużyć się tytułem poematu bardzo ważnego dla Gajdy poety Witolda Wirpszy  Granic wytrzymałości. Owe sondowanie graniczności człowieka, wywoływane przez niewyhamowywany napór zjawisk, okazuje się w istocie – wedle poetyckich ujęć jako pochodnych mrowiących tematyk  tratowaniem jednostki przez galopujące zaciągi fałszu, małości, interesowności i użyteczności, których bezwzględnym celem jest jej reifikacja, czyniona dla podporządkowania ściśle materialistyczno–wyzyskującym prawidłom. Twórczość Gajdy będzie przeto gromkim znakiem stanowczej niezgody  na tegoż rodzaju – dotkliwe w swej odhumanizowanej naturze – procedery, czynionej w duch filozofii woli Człowieka zbuntowanego Alberta Camusa oraz jako wyraz surrealistyczno – egzystencjalnej wyzwolonej wyobraźni. Kontaminacja etycznego podejścia do uwarunkowań losów współczesnego człowieka z językowym idiomem  precyzyjnie rozstrajanym lokowaniem go na przecięciach paradoksu, groteski, ironii, powagi i żelaznej logiki – przynosi zasób spiętrzonych możliwości odczytań otchłanności pojedynczego życia, przejmowanego przez ciągi opresyjnych stanów, jakimi usiłuje się go manipulacyjnie pojmać. Twórczość z oporu wobec takich zakusów czerpie swe wielorodne źródło, a także czyni zeń swój totem (…).

Maciej Melecki 
  

„W szufladach ciasno, w szafach ciemno” pisze w incipicie wiersza „Pustostan” Piotr Gajda, diagnozując swój bogaty dorobek poetycki. „Wiązania wodorowe” faktycznie łączą wiersze Gajdy w jeden, konsekwentny poemat, mieszczący w sobie różnorakie idiosynkrazje i niejednokrotnie zachwyty tego, który ma odwagę spojrzeć w głąb pustego stanu świata, któremu poezja potrafi stawić opór, ale też przydać onirycznego sensu pod nieobecność sensu realnego. Język śni tu czarną jawę. 

Krzysztof Siwczyk


Odnotowałbym też (…) „Człowieka z halabardą” Piotra Gajdy (SPP w Łodzi/ Dom Literatury w Łodzi) – stojącego niby w postawie strażnika miejskiego (tak się przynajmniej kojarzy na ogół halabardnik), ale w rzeczywistości w roli strażnika etosu XX-wiecznej kultury, która się upodliła, a wraz z nią upodlony został cały świat. „Oto człowiek, który uważa, że skoro triumfalnie przeorał / kastetem oblicze Ziemi, należy do uprzywilejowanej kasty. // Oto pies, który śnił, że służy najwyższemu bogu, / dopóki z miłosnego skomlenia nie wyrwały go salwy petard” („Garnitur świata”). Jest politycznie (antynarodowo, antypisowsko), jest w tonach nieustającego trzymania ironicznego palucha na pulsie oraz krytyki współczesności. Ale jest też przez to trochę jednak boomerskie i jakoś tak mało liryczne. 

Jakub Skurtys                                                  

Czy mariaż liryki z polityką (czy raczej: czułego zaśpiewu ze słuszną, acz siermiężną z zasady agitką) może się udać à rebours? Nie wiem. Niespecjalnie też pragnę przykładać bandaże eschatologicznych kategorii do materii tak czułej i żywotnej. Lubię te wiersze tak samo za męską dosadność i ulotność; pan Autor, mocno dzierżąc lejce formy, ściąga je, kiedy trzeba. Mnie przekonał.

Marta Podgórnik                                                                     

Łączę się z Tobą. Z tymi wierszami. Tuż obok ujadają baibilońskie psy. Sypie się gruz. To, co pomiędzy, wpada w koleinę innego formatu. Cokolwiek to znaczy, jest gites. Stay rebel.

Krzysztof Śliwka                                                      

I 

Zwiastuj pożogę. No raczej! Gajda nie przestrzega nas przed piekłem; głosi, komu je czynimy. Mamy tu bajki, zwierzęta, konsumpcjonizm i wojnę. Delikatny językowy rozgardiasz, będący odbiciem solidnego bajzlu, tego, co stanowi naszą jawę. Za autorem wkładam palec w dziurę w całym i nie wymacuję żadnej przyszłości; tak samo, jak on mam nadzieję, że nam się nie uda. Jesteśmy też paprochem. Nie wiem, czego więcej można oczekiwać od poezji w tzw dzisiejszych czasach. Bardzo spoko wiersze. Gajda jest w porządku.

II

Bardzo spoko wiersze. Czułam się, jak po rozmowie z rzadko widywanym a lubianym znajomym, kiedy szybko przelatuje się przez wszystko: dzieciństwo, kapitalizm, zwierzęta i wojnę, ale nie zapominając o niejakim kunszcie wypowiedzi. Pogadalim, między nami zgoda: jesteśmy paprochem. Tak jak autor nie wymacuję w ziejącej przed nami dziurze żadnej przyszłości i mam nadzieję, że nam się nie uda. A zdanie: Nie przestrzegajcie nas przed piekłem; głoście, komu je czynimy? Wołam razem z nim. Serce tej sytuacji znajduje się niewątpliwie po lewej stronie i wbrew jednemu z wierszy, coś to jednak znaczy. Gajda jest w porządku.

III

Bardzo spoko wiersze. Gajda jest w porządku.

Ilona Witkowska

Choć dobór bohaterów, z Joan Vollmer, Franzem Reicheltem, Piętaszkiem i Łajką na czele, mógłby sugerować, że Piotr Gajda poszukuje nieoczywistej, niewydeptanej ścieżki ucieczki, nie dajmy się zwieść. Goliat zwycięzca to książka biorąca się za bary ze światem przedstawionym, przestawionym, podstawionym i właściwie z każdym innym., czerpiąca energię z branych za pewnik przysłów, przetrąconych idiomów mi wytartych kalek językowych, którymi watowane są otaczające nas wypowiedzi. Jeśli to dla Państwa za mało, to dodam jeszcze, ze w książce znajdują się najczulsze słowa wypowiedziane kiedykolwiek pod adresem wilkowora tasmańskiego.

Tomasz Bąk

Nie czekałem długo, a i tak nie mogłem się doczekać. Wreszcie mam nowy tom wierszy Piotra Gajdy (Goliat zwycięzca)! On wie, co nam (jemu, mnie, naszemu pokoleniu i sąsiednim pokoleniom) w duszy gra i to nie zawsze jest piękna melodia, czasem to jest wycie, czasem pisk, czasem zgrzytanie zębami!

Olgerd Dziechciarz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz