piątek, 1 czerwca 2018

Życie wewnętrzne (18)


„(…) Do tych, którzy byli świadkami jego umierania w tej fazie, kiedy zapewne jeszcze można je było zahamować, Ratoń wołał: <<zatrzymajcie mnie na drodze do śmierci>>. Niestety, nie dał sobie pomóc, choć istniała taka możliwość. Nawet jeśli przyjmiemy jako pewnik, że los skazał go na krótkie życie, to jego wkład we własną śmierć był bardzo duży. Wódka, leki psychotropowe, narkotyki pogłębiały tylko degradację fizyczną i psychiczną Ratonia. Więc rys osobowości samobójczej jest u niego ewidentny, bo poeta świadomie przecież rujnował swój organizm. Uważano, że pijąc i narkotyzując się uśmierza ból, że to najprostsza ucieczka od cierpienia. W tej fazie zaawansowania gruźlicy mózgu, w której się znajdował, gdy go poznałem w 1979 roku, nie miał zapewne innego wyjścia, żeby nie oszaleć ale był czas, kiedy mógł się leczyć i byli ludzie, którzy chcieli mu pomóc.

Można by więc zaryzykować stwierdzenie, że odrzucając pomoc, nie chcąc się leczyć ani z gruźlicy, ani z alkoholizmu, sam wychodził na spotkanie śmierci (…)”

„(…) Choroba wyniszczała organizm z natury wątłego i mizernej postury Ratonia. Miary postępującego coraz szybciej spustoszenia fizycznego dopełniały leki psychotropowe popijane denaturatem lub wodą brzozową, bo na piwo czy wódkę poecie najzwyczajniej nie starczało pieniędzy. Był nędzarzem, ale za jego nędzę nie można nikogo winić, bo Ratoniowi nie sposób było pomóc, należał do tych ludzi, wobec których bezsilna jest każda filantropia i opieka społeczna. Bo przecież poza chorobą, która skazała go na cierpienie i śmierć, również niemały wkład we własną śmierć miał – jak wspomniałem – on sam. Trzeba to wyraźnie powiedzieć, choć sądzić go i potępiać nie sposób. Istnieje bowiem granica cierpienia, poza którą nasza rutynowa moralność jest bezużyteczna.

Nierozstrzygalna jest też kwestia, czy Ratoń sam skazał się na margines społeczeństwa, czy może my go skazaliśmy? Czy był kloszardem i abnegatem w sensie egzystencjalnego wyboru, czy też skazała go na to wbrew woli jego choroba? Czy gdyby się leczył, gdyby on sam lub ktoś zaprowadził w jego życiu jakiś ład, byłby tak zwanym człowiekiem normalnym, o ile w ogóle takie określenie ma jakikolwiek sens pozasloganowy?

Z Ratoniem mogło być podobnie jak z poetami, którzy znajdują upodobanie w literaturze i filozofii pesymistycznej. Też przecież rozczytywał się w Nietschem, Schopenhauerze, Kirkegaardzie, Dostojewskim, Kafce, Célinie, Camusie. Duży wpływ – i dostrzegalny później w jego wierszach – wywarły na nim poezje francuskich poétes maudits: Baudelaire’a, Rimbauda, Lautréamonta, a także teatr absurdu Becketta, Grochowiaka.

Dla niego, od jedenastego roku życia chorego na gruźlicę płuc, a później gruźlicę kości i mózgu, nękanego atakami epileptycznymi  i napadowymi bólami głowy, jak można się domyślać z jego zapisków i relacji, podobnymi do tych, które Aleksandra Wata doprowadziły do samobójstwa, ten kanon lektur był liturgią własnego cierpienia, bólu i absurdu istnienia, rozpaczy (…).”

Jan Marx, Legendarni i tragiczni, Wyd. ALFA, Warszawa 2000

---------------------------------------------------------------------------------

"Umarł w styczniu 1983 roku. Trudno jednak dokładnie określić dzień śmierci. Podaje się, iż stało się to 14 stycznia, ale równie dobrze mogła nastąpić trzy lub dwa dni wcześniej. Niektórzy mówią nawet o grudniu. Umierał samotnie, w samym centrum Warszawy, wśród butelek po wodzie brzozowej, odoru denaturatu, na posłanym szmatami tapczaniku. Poeta Kazimierz Ratoń." (B. Bocheński "Kloszard z Emilii Plater", Nowa Trybuna Opolska 1994 nr 12 s 11).

Kazimierz Ratoń (1942-1983), to chyba najbardziej dramatyczna z figur na biało-czarnej szachownicy „poetów przeklętych”. I nie myślę tu o symbolicznym miejscu śmierci (według jeszcze innej legendy dotyczącej jego zgonu poeta umarł na środku ulicy, w śnieżnej zaspie), ale raczej o chorobie, która stała się prawdziwym przekleństwem i determinantem zarówno całej twórczości jak i życiorysu poety. Ratoń chorował na najbardziej okrutną, śmiertelną postać gruźlicy pozapłucnej, bezlitośnie niszczącą ciało, kości i mózg. Ten typ tej strasznej choroby, odpowiednio wcześnie nie wykryty i nie leczony powoduje nieodwracalne zmiany neurologiczne i psychiczne. Może i chce „opętać” nie tylko ciało, ale i duszę. A duszę Ratonia dodatkowo w swoje „władanie” wziął także alkoholizm, który nie pozwalał mu na dokończenie żadnej terapii, i gnał od jednej warszawskiej meliny do drugiej.

Stąd twórczości Ratonia nie mogli zrozumieć ludzie zdrowi i silni, ponieważ opisywała proces gnilny, któremu towarzyszył smród i widok płynącej krwi i ropy. Poeta umierał żywcem, dosłownie „dekomponowany” przez postępujące objawy gruźlicy mózgu, odrażający i „widmowy”, niczym poszczerbiony tynk warszawskiej kamienicy w zapomnianych rejonach Pragi.

"W nocy którą znienawidziłem/ciało łamie się pęka i kiśnie/ zanieczyszcza powietrze śpiącym zwierzętom/urąga niebu swoją beznadziejnością/w nocy z której nie można wyjść/wyję duszony ciemnością/wyję jak kaleczony pies pozbawiony narkozy i zastrzyków/pozbawiony litości."

Nigdy się nie ożenił, rzadko widywano go z kobietami. Ze swoją matką i siostrą nie utrzymywał kontaktów. W jego poezji kobieta ze zrozumiałych, fizycznych powodów była tylko mitem, wciąż przekształcanym i rozbudowywanym jedynie w jego „nadpsutym” umyśle. W końcu, śmiertelnie zmęczonego walką z własnym organizmem, pochłonął go wir który sam wzniecał w ostatnich latach życia, popijając leki psychotropowe denaturatem bądź wodą brzozową, aż opadł na samo dno ludzkiej nędzy. „Nieprzysiadalny” do ówczesnej rzeczywistości, chamski, wulgarny i głodny, odtrącał od siebie wszystkich, jakby podjął decyzję, że chce umrzeć jak dzikie zwierze - w ustroniu i samotnie.

"Przeklinaj życie swoje które nie jest życiem/Tylko niedorzecznym skowytem ślepego psa/Prowadzonego bez litości na krótkim łańcuchu/Przeklinaj życie swoje które nie będzie życiem/Tylko konwulsyjną agonią topielca/Uduszonego w gnijącej ziemi/Przekleństwo wyzwoli cię z cierpienia".

Umarł jak chciał. Towarzyszyło mu ostatnie stadium choroby i wydawałoby się, że tylko chwilowa legenda „poety przeklętego”. Jego umęczone ciało pochowała opieka społeczna na dalekim Żoliborzu, w Wólce Węglowej.

Tomy poetyckie Kazimierza Ratonia:

„Pieśni północne” (1972),
„Gdziekolwiek pójdę…” (1974),
„Pieśni ocalone” (1990),
„Poezje” (2002).

Piotr Gajda [http://bialafabryka.blogspot.com/2009/11/smierc-ze-spata-rozpisana-na-raty_20.html] 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz