sobota, 3 lutego 2018

W nowej odsłonie „Migotań”


W nowym numerze Gazety Literackiej „Migotania” 4 (57) 2017 o debiucie Pawła Nowakowskiego między innymi (Wyd. MAMIKO, Nowa Ruda 2017) w recenzji zatytułowanej „Sto lat samotności”, a także felieton pt. „Celowanie w bęben”. Poniżej wyimki z anonsowanych publikacji:

„Powiedzmy sobie jednak szczerze, że wszyscy razem w roku 1989 i w latach późniejszych zawierzyliśmy zbyt mocno w tak zwany pakt założycielski, że oto ówczesna opozycja wprowadzi zupełnie inne standardy demokratyczne niż wyznawała niedemokratyczna <<komuna>>. Że odtąd zupełnie zniknie opresyjny podział władza-obywatel, nastąpi przesunięcie decyzyjnych dyrektyw na stronę społeczeństwa obywatelskiego (wybrani w wyborach staną się reprezentantami społeczeństwa, nie partii) i nastąpi <<justice for all>>. Pełni nadziei, zapomnieliśmy w tym wszystkim tylko o jednym – o zwykłej, ludzkiej słabości. O odwiecznym człowieczym usposobieniu, które decyduje o tym, że stojąc po stronie rozumnych ssaków, zaliczamy się  jednocześnie do drapieżników obdarzonych przerośniętym rozumem. O tym, co z niegdysiejszych dysydentów uczyniło w ciągu niespełna trzech dekad głównych budowniczych <<demokracji kolesiów>>, a z niegdyś niezależnych dziennikarzy – propagandystów na usługach tej czy innej ideologii serwowanej nam raz z lewa, raz z prawa. <<I kto za to płaci?>>. <<Pan, Pani, my… społeczeństwo!>>. Płacimy za brak obywatelskiej kontroli, za to, że oddolnie, bez oglądania się na <<Pijarowskie>> zagrywki rządzących każdej nacji, nie wypracowaliśmy demokratycznych form nacisku na władzę (jednocząc się w swoich postulatach), a wręcz przeciwnie, daliśmy się władzy podzielić, rozdrobnić. Zamiast stawać się społeczeństwem obywatelskim, staliśmy się bezkształtną masą, która implozyjnie walczy miedzy sobą <<o drobne>>, tracąc z oczu to, co najważniejsze; coś, co może nagłym błyskiem ukłuć w oczy, jak na przykład myśl, że oto po raz <<enty>> tamte nasze wspólnotowe/quasi-rewolucyjne wysiłki zostały sprowadzone na orwellowski poziom. Kogo za to powinniśmy winić? Poetę Świetlickiego, że nigdy nie był poetą zaangażowanym (…)?”.

(…) „Kiedy <<na zawsze>> wydaje się pustym twierdzeniem, pewny może być jedynie język, który jest światem. Wewnętrzny spór (autorska intencja) rozgrywa się w tym konkretnym przypadku na poziomie wysokiego stopnia interpretacyjnej trudności. Niekomunikowanie się z czytelnikiem, jeśli ten nie ma ochoty brać udziału w tej grze znaczeń, to tutaj zamierzony akt. Nie sposób nikogo przysposobić do choćby pobieżnego odczytania nienazwanego bez jego współudziału. Nawet poezja o wiele dostępniejsza niż ta z tomu Między innymi może stać się granicą odczuwania języka i reagowania na jego treści nie tylko na poziomie literalnym, ale także emocjonalnym. Mimo wszystko to treść (wiersz Spoiwo) reguluje wszystkie dziedziny życia: (…) to wszystko jak bagaż przyjmowany w depozyt / albo plastyczne sceny rodzajowe, raczej słyszalne niż zatrzymane / nie w porę, może więcej, a może wreszcie przyznane jako wspólny / mianownik licytacji zasług i czego zabrakło w największym stopniu, / ponieważ znowu okazało się, że możliwe jest istnienie, które nie mija. / w tej sytuacji nie trudno o porównanie, widocznie musimy wszystkiego / doświadczyć, czego nie można jednoznacznie nazwać trwałą postawą / dzięki przewadze konwencjonalności nad zmianą pozornie ścisłej kolei, / nie mając wyraźnej granicy: czekając tam, gdzie nas nie spotkamy” (…)”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz