sobota, 5 marca 2016

Krytyka Towarzysząca nie jest jak Yeti


Na blogu LIBERTÉ! Rafał Gawin pod przykrywką Pierwszego Ogólnopolskiego Konkursu na Krytyka Towarzyszącego przemyca kilka zdań o łódzkiej poezji. Rzecz dzieje się teraz, na dniach, aby za chwilę zniknąć w nieograniczonej przestrzeni Internetu. Dlatego warto ją podkreślić, zaanonsować, jeśli Rafał nieco ironicznie i trochę na zasadzie zbliżonej do idei Widmowej biblioteki czyli Książek urojonych Dunina-Wąsowicza (o nigdy nienapisanych recenzjach będzie można długo wspominać w innych tekstach) wymyśla konkurs, który z wielką dozą prawdopodobieństwa zaistnieje jedynie w jego głowie, niemniej podnosi temat niezwykle ważny – dzisiejsza krytyka to niemal wyłącznie „krytyka towarzysząca”, trzymająca się kurczowo własnego (wybranego dla siebie i przez siebie) środowiska, obojętna na jakiekolwiek głosy z zewnątrz, która nigdy nie pokusi się o objęcie swoim zapleczem większej całości. Stąd, z mitem dotyczącym rzekomego istnienia tzw. „dykcji łódzkiej” rozprawić się musi poeta, którego ów mit dotyczy, ponieważ w innym wypadku nigdy nie doczekalibyśmy się na ten temat żadnej sensownej konstatacji: „(…) do poezji autorów związanych z Łodzią przylgnęło kilka łatek, stereotypów i wspólnych mianowników typu „dykcja łódzka”, rozumiana zwykle jako lokalna, silnie zakorzeniona w mieście poetyka, zanurzająca się w nurcie „ośmielonej wyobraźni”. A to z racji sukcesów Przemysława Owczarka, którego redagował (bierezinowska Rdza) i uczył w ujotowskim SLA Roman Honet, a to z powodu gęstych, że aż wybuchających metafor somatycznych w debiucie Izabeli Kawczyńskiej (Luna, pies i solarna soldateska), wreszcie w kontekście mylenia patronatów: podstawiania wspomnianego Honeta (lub Majzla): za Edwarda Pasewicza czy Adama Wiedemanna w przypadku debiutu Michała Murowanieckiego (Punctum) czy za Rafała Wojaczka i poetów „nowej prywatności” w związku z drugą książką nestora młodoliterackiego środowiska województwa – Piotra Gajdy (Zwłoka). Nadużywając sztucznego pojęcia „dykcji łódzkiej”, wiele uproszczeń i szkód spowodował też najbardziej spektakularny konkursowicz z Łodzi, Robert Miniak. Jak wielu zwolenników szybkich i łatwych połączeń i syntez, chciał dobrze, i chwała mu za samą próbę pogodzenia tak odmiennych (przynajmniej na pierwszy rzut oka) poetyk i programów poetyckich (w przypadku okołołódzkich pisarzy możemy już śmiało używać podobnych terminów). Jednak, w wyniku braku elementu racjonalizującego w postaci krytyka towarzyszącego, nie było komu odnieść się do tych śmiałych i – z perspektywy czasu – naciąganych uproszczeń (…)”. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz