poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Marcin Czerkasow w Mikołowie

Instytut Mikołowski zaprasza na spotkanie autorskie z Marcinem Czerkasowem związane z promocją nowego tomu poetyckiego pt. Przede wszystkim zniszczenia (Poznań, 2014). Prowadzenie: Maciej Melecki i Krzysztof Siwczyk.

 04. 09. 2015,
godz. 18.00

Marcin Czerkasow – urodził się w 1981 roku w Szczecinie. Ukończył filozofię na UAM w Poznaniu. Studiował również edytorstwo. Autor arkusza „Płonące ciasteczko” (2006) oraz zbiorów wierszy: „Fałszywe zaproszenia” (2008), „Przede wszystkim zniszczenia” (2014). Pisze, a także przekłada teksty poświęcone współczesnej sztuce wizualnej. Jego teksty krytyczne, szkice i wiersze ukazywały się na łamach takich periodyków, jak: „FA-art”, „Pro Arte”, „Topos”, „Akant”, „Arte-Fakt”, „Nowy Wiek”, „Portret”, „Witryna Czasopism”, „Odra”, „Obieg”, „Magazyn Punkt” (Galeria Miejska Arsenał, Poznań). W latach 2005-2007 redagował zin literacki „Blitz”. Mieszka w Poznaniu.

 O tomie:

 (...) Wśród wskazanych wcześniej tradycji poetyckich książka Czerkasowa sytuuje się, jak mi się wydaje, najbliżej twórczości Marka Forda, nie tylko ze względu na specyficzne konstrukcje syntaktyczne, w których zawsze jest dużo miejsca na zupełnie zaskakujące rozwiązania (piękna fraza otwiera małą poetycką prozę zatytułowaną „Sukienka Möbiusa”: „Czym sobie na to zasłużyłem?, myślał, wymieniając numer telefonu z węgierskim przedsiębiorcą pogrzebowym w łaźni miejskiej w Toronto”), ale przede wszystkim ze względu na widoczną tu krytykę – raczej chłodną, zdystansowaną – ponowoczesnej rzeczywistości, w której wszystko podporządkowane zostaje ideologii globalnego Imperium. Maksymalne uspołecznienie sił wytwórczych oraz nieustanne ścieranie się mechanizmów biowładzy i biopolityki to dla podmiotu lirycznego tych wierszy kwestia zupełnie oczywista – w wierszu „Życie jako gałąź przemysłu” Czerkasow pisze: „[…] wkrótce cała okolica / dowiaduje się o naszym w niej istnieniu / i wprowadza tę trudną ideę zwaną społeczeństwem. // Jednak ten zewnętrzny porządek / nie ma większego znaczenia, jeśli nie należy do nas. / W końcu żyjemy, aby rujnować ten system, / lecz również po to, by żywić jego racje”.

Co robi szczególe wrażenie, Czerkasow bezbłędnie posługuje się językiem paranoi, który przybiera tu postać korpo-idiomu podszytego niezbywalnym poczuciem bycia inwigilowanym: o ile w społeczeństwie dyscypliny pragnieniem swobodnie sterowano za pomocą odpowiednich instrumentów represji, które bez problemu – używając terminologii zaproponowanej przez pewnych dwóch francuskich myślicieli – z potencjalnego schizofrenika uczynić mogły paranoika, o tyle w społeczeństwie kontroli instrumentem represji stać się może wszystko, paranoiczne okazuje się całe życie społeczne podciągnięte pod kapitał – masa kontroluje się dziś sama i sama nadaje kontroli niespotykany dotychczas wymiar („Właśnie dlatego zdecydowaliśmy się pana zatrudnić. / Będziemy w kontakcie. O każdej porze dnia i nocy / nawiązujemy łączność z naszymi ludźmi w terenie, / zasięgając istotnych informacji. Nie może pan zatem / spać spokojnie. A kiedy wieczorem jakiś cień / wynurzy się z oceanu i spadnie na ścianę hotelu / niczym wszechwiedząca plama, proszę pamiętać, / że również pracuje dla nas” („Podwójny nelson”), „[…] przelatuje żółty samolot ciągnący pogodną, błękitną wstęgę ze stylizowaną gotycką inskrypcją: Jeśli wydaje ci się, że wiesz kim jesteś, pamiętaj, że możesz być w błędzie”, („Sukienka Möbiusa”).

Klasowa lektura tekstów Czerkasowa – którego nazwisko kojarzy się z raczej „klerkowskimi” tradycjami poetyckimi, być może właśnie zbyt pochopnie klejonymi przez nas z jakąś wszechogarniającą hiperironią – nieprzekonująca wydawać się będzie chyba tylko tym, którzy nowej książki poety nie zdążyli jeszcze przeczytać. Mocne odwołanie do „Teorematu” Pasoliniego (wiersz „Teoria ruiny”), pięknego filmu będącego w gruncie rzeczy wnikliwym wykładem o marksizmie, jest tylko jednym z niewinnych tropów – rzućmy okiem na inne fragmenty tomu: „Przez długi czas ktoś stał za tymi instytucjami, / przesiewając gruz starych wniosków, anulując / światło nowych. Aż w końcu coś wygasło, / skończyło się i skomplikowało, […] / W końcu / musiał to z siebie wyrzucić, aby nie utknąć / we śnie, który dotyczy nas wszystkich / w tym samym zakresie, razem a jednak z osobna” („Nocny personel”). Doprawdy trudno byłoby znaleźć w poezji ostatnich lat lepiej sformułowaną frazę mówiącą o narastającej w przerażającym tempie biurokratyzacji i o pogłębiającym się nieprzerwanie procesie alienacji, prowadzącym do stopniowego rozpadu społeczeństwa. (...)

Dawid Kujawa, SŁOWA SIĘ NIE BAWIĄ (artpapier, nr 277, 2015).

Instytut Mikołowski
ul. Jana Pawła II 8/ 5
Mikołów


niedziela, 16 sierpnia 2015

Po co są dni?

Goethe uważał, że „każdego dnia trzeba posłuchać choćby krótkiej piosenki, przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, a także, jeżeli to możliwe, powiedzieć parę rozsądnych słów”. A gdyby tak ten „imperatyw” zawrzeć w pigułce”? Gromadząc wokół siebie sześć powodów, dla których oderwało się wzrok od widoku „księdza i lekarza, pędzących w długich płaszczach przez pola” z arcygenialnego wiersza Larkina? Nie porzucając przy tym ani na chwilę pragnienia, aby własne życie uczynić pełniejszym o kilka klimatycznych sekwencji i błyskotliwych dialogów. W imię innego bon motu, dawno temu gdzieś tam przeczytanego, czy też usłyszanego: „nie sama doskonałość mnie wzrusza najbardziej, ale jej poszukiwanie”…

Powód 1. „Wielkie Piękno” („La Grande bellezza”), reż. Paolo Sorrentino
Powód 2. „Koneser” („La Migliore offerta”), reż Giuseppe Tornatore
Powód 3. „Tylko kochankowie przeżyją” („Only Lovers Left Alive”), reż Jim Jarmusch
Powód 4. „Whiplash”, reż. Damien Chazelle
Powód 5. „Uwaga! Mr. Baker” („Beware of Mr. Baker”), reż. Jay Bulger
Powód 6. „Pan Turner” („Mr. Turner”), reż. Mike Leigh