niedziela, 1 lutego 2015

Podsumowanie roku 2014 wg Rafała Gawina

W przedostatni dzień grudnia na portalu instytutksiazki.pl Anna Kałuża opublikowała tekst zatytułowany „Raz, dwa, trzy, cztery: 2014 w poezji”, który jest jedną z nielicznych (a najprawdopodobniej jedyną) próbą podsumowania minionych dwunastu miesięcy w polskiej poezji: „W 2014 roku ukazało się sporo książek poetów znanych i od kilkudziesięciu lat obecnych na scenie poetyckiej. Mamy już zatem grono autorów, które przynajmniej od 1989 roku współtworzy literacki krajobraz, pracując na jego stałe punkty odniesienia, inne niż – uogólniając – wiersze Różewicza, Miłosza, Herberta i Szymborskiej” – pisze w  nim tytułem wstępu krytyczka, przytaczając nazwiska i tytuły kilkunastu autorów oraz tomików poetyckich (link do tekstu).

Warto na zasadzie kontrapunktu stworzyć wobec tej opinii własną, zgodną albo polemiczną, po prostu alternatywną, która w głuchej ciszy niewyartykułowanych omówień odnoszących się do poezji w roku 2014, stanowiłaby oczywistą wartość dodaną, by „dać odpór” monopolowi jedynego wskazania, które może zostać potraktowane jako obowiązujący projekt zagospodarowania przestrzeni poetyckiej minionego roku. Aby to sobie ułatwić, należy stawiać pytania. Oto one:

Jakie książki poetyckie zrobiły na Was największe wrażenie w ubiegłym roku i dlaczego? Najważniejsze debiuty ubiegłego roku? Najbardziej niedocenione książki poetyckie, które ukazały się w minionych 12 miesiącach? Którzy autorzy zdecydowanie zawiedli, a ich książki rozczarowały? Jakie są Wasze prognozy na nadchodzący sezon nominacji 2015?

________________________________________________________________

Rafał Gawin

Wiele pustych pól i średnich zbiorów

Pieśń nuci i nudzi, jeśli wie, że warto
zamęczyć ich zgiełk

Andrzej Niewiadomski

Na początek errata: skupiłem się na książkach, w których powstawaniu nie brałem udziału.

1. Jakie książki poetyckie zrobiły na Was największe wrażenie w ubiegłym roku i dlaczego?

Wielu autorów pisze wiersze, a potem i tak wszystkich dystansuje Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki. Nic się nie zmieniło: popularny Dycio kontynuuje pisanie tego samego wiersza (choć jakby krótszymi frazami i zdaniami), jednakże jego poziom nie spada; a wprost przeciwnie – pojawia się w nim więcej ironii i dystansu do osoby mówiącej, którą nawet trzeba utożsamić z autorem. Więcej – wręcz rozprawia się z katarynkowymi (ale jaka to katarynka!) pomysłami na wiersze w poprzednich książkach, pastiszuje swoje nieśmiertelne „zajawki”. Heja hej!

Pozytywnie zaskoczył mnie Piotr Janicki, do tej pory kojarzący mi się przede wszystkim tylko z poetyckim żartem (choć jego debiutancką książkę swego czasu studiowałem dość dokładnie). Wyrazy uznania za Wyrazy uznania! Wdzięczność z mojej strony za tego typu lekkie i dynamiczne podejście do banalizmu, łączenie niskiego z niskim, by wskutek zabiegów interpretacyjnych powstało wysokie albo przynajmniej takie, które można by nazwać akuratnym: bez zbędnych uniesień, zabiegów formalnych i puentowania za wszelką cenę.

Jakobe Mansztajn utwierdził mnie w przekonaniu, że w poezji, jak w mało której sztuce, można w sposób wiarygodny i pełny zrobić coś z niczego. I to jeszcze w taki sposób, że pojawią się uniwersalne konteksty, że gdzieś w tle załopocze flaga zredefiniowanej Polski, pod którą – niekoniecznie z okazji uroczystego obiadu – usiądzie zredefiniowana rodzina. Ale jednak najbardziej brakuje mi udziału Dariusza, bohatera lirycznego powołanego na potrzeby tego tomu, jak się później okazało – tylko epizodycznego. Dawno nikt tak pięknie nie mówił, że się boi powiedzieć coś ważnego – i tę trawestację kieruję do duetu D.J.

Izabela Kawczyńska przywróciła mi wiarę w literackie wzruszenia. Chłopcy dla Hekate wręcz przerażają pełnią ujętego w nich doświadczenia. Praktycznie każdy głos, któremu autorka udostępnia możliwość opowiadania w pierwszej osobie, wybrzmiewa mocno i dotkliwie. Zatrzymują i bolą powtórzenia, wielokrotne i w swoim wydźwięku daremne jak odmawianie litanii dla nieistniejącego boga. Rozpędziłem się, OK. Ale jeśli wiersze mają tyle gadać, niech robią to właśnie w taki sposób.

2. Najważniejsze debiuty ubiegłego roku?

Długo szukałem debiutów, które by ze mną i we mnie zostały na dłużej. I w końcu dotarł do mnie Log out Dawida Staszczyka, swego rodzaju poetycki coming out warszawianina (zresztą tytuł nie ma nic z przypadku), jego credo, pełne długich fraz i krótkich szczerych wyznań, składających się na przekonywującą opowieść o ciele i walce ze stereotypami. I konsekwencja formalna (nie licząc jednego, zresztą mniej udanego wiersza „rodzinnego”) nie zabija różnorodności pomysłów na ujęcie, wydawałoby się, tendencyjnego głosu w sprawie polifonii odbioru rzeczywistości.

Drugi, który mnie w jakiś sposób usidlił, to Michał Kozłowski, który krótko i bezpretensjonalnie rozprawia się z codziennością. Owszem, jego wiersze zyskują wtedy, gdy odpuszcza sobie gry językowe oparte na zmianie pojedynczych samogłosek czy spółgłosek, zwłaszcza gdy opierają się o dość łatwowpadalne, a przez to wtórne pomysły. Ale to, na szczęście, tylko dekoracje, w wersjach mocno opatrzonych pojawiające się jedynie w kilku wierszach.

3. Najbardziej niedocenione książki poetyckie, które ukazały się w minionych dwunastu miesiącach?

Księga meldunkowa Macieja Roberta. Jeżeli w kraju, w którym czytelnictwo dogorywa (choć nie we wszystkich segmentach rynku wydawniczego, co potwierdza pozytywne nastawienie do niego np. Andrzeja Pilipiuka; tyle że my poruszamy się po merkantylnych obrzeżach), jeden z prężniejszych recenzentów wydaje książkę i praktycznie nie spotyka się ona z odzewem, echo słychać na puszczy i nikt nie podejmuje dialogu, mimo że przy pisaniu wierszy do tego zbioru autorowi przyświecała ułatwiająca do nich dostęp definicja poezji: pisanie o tym, co proste, w prosty sposób, to wiedz, że nic się nie dzieje. Zjada nas nisza i nawet nie wypluwa naszych resztek.

Golem Piotra Gajdy. Pierwsze recenzje pojawiły się dopiero niedawno, a próżno szukać wzmianki o tym tomie w mediach choćby zbliżonych do głównego nurtu, choćby i biorąc pod uwagę tylko prasę środowiskową. A jeszcze na domiar złego autor wychodzi z inicjatywą podsumowania, więc jako gospodarz debaty zostanie pewnie w niej zmarginalizowany. To się nazywa talent do autopromocji.

4. Którzy autorzy zdecydowanie zawiedli, a ich książki rozczarowały?

Rozczarowały mnie kolejne propozycje poetyckie Przemysława Dakowicza, którymi definitywnie udowodnił, że należy przede wszystkim do świata ideologii (już abstrahuję od tego, na ile skrajnej), a nie do świata poezji. Sprawność warsztatowa niewiele zmienia w moim odbiorze podobnych światopoglądowo-wyznaniowych agitek. Przecież o poezję przestało tutaj dawno chodzić, liczą się interpretacje gęstości mgły i wysokości sosny, która mogła być iście szatańska.

Już po raz kolejny rozczarował mnie Bohdan Zadura, tym razem zbiorem Kropka nad i. Od czasu Kopca kreta, czyli już od dłuższego czasu, serwuje książki nierówne, jakby miały zmieścić wszystko (vide: zbiór Wszystko), co w danym okresie napisał naprawdę ważny poeta, punkt odniesienia dla najmłodszej poezji, który rozmienia się na drobne.

Julia Szychowiak wydała Intro, zbiór fragmentów i anegdot, które równie dobrze mogłyby zostać opublikowane – jako dopiski do linków bądź innych odnośników – na portalach społecznościowych typu Facebook. I nawet tytuł tutaj niczego nie zmienia, bo z tego typu skrawków i ujęć nie da się skonstruować nawet porządnej zajawki potencjalnego tomu autorki Wspólnego języka w przyszłości. Czyżby jednak winę za tego typu przedsięwzięcie ponosił wydawca, który słynie z narzucania terminów wydawania następnych książek swoim autorom?

5. Jakie są Wasze prognozy na nadchodzący sezon nominacji 2015?

Rok 2014 obfitował w nowe książki żelaznych kandydatów do nominacji. Dlatego uwzględnienie na skróconej liście jurorów najnowszych tomów Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, Justyny Bargielskiej, Bohdana Zadury, Adama Wiedemanna, Romana Honeta czy – w przypadku Nike – Adama Zagajewskiego i Krystyny Dąbrowskiej w ogóle mnie nie zdziwi. W Silesiusie pojawi się pewnie Julia Szychowiak, w Gdyni – Jakobe Mansztajn, w Nike – ponadto, a raczej w końcu – Krzysztof Siwczyk (biorąc pod uwagę zmianę wydawnictwa na bardziej nobliwe i nowy wymiar funkcjonowania tego poety na scenie literackiej po otrzymaniu Nagrody Fundacji Kościelskich). Po cichu liczę na nominację, choćby w jednej z trzech głównych nagród, dla Macieja Roberta i Samanthy Kitsch, tym bardziej że ta druga wydała aż dwie książki. Nie wspominam o Piotrze Gajdzie, ponieważ w prywatnej rozmowie już dawno skazał się na nominacyjny niebyt.

Rok 2014 powinien jednak należeć przede wszystkim do Dariusza Sośnickiego, ten autor, biorąc pod uwagę jego dorobek, zdecydowanie za długo czeka na splendory. Duże szanse na docenienie ma jubilat, świętujący swoją pierwszą pięćdziesiątkę Andrzej Niewiadomski. Postawiłbym też na Krzysztofa Jaworskiego, mimo słabszej książki, w kontekście starego jak nagrody literackie zwyczaju przyznawania pojedynczych laurów „za całokształt”.

Na osobny akapit zasługuje Orfeusz i jego zmieniona kapituła. Możliwe, że to ten moment, kiedy – w ramach uwiarygodnienia nagrody kojarzonej do tej pory ze środowiskami literackimi zbliżonymi do „Toposu” – wśród nominacji pojawią się autorzy reprezentujący szersze spektrum poetycko-światopoglądowe, niekoniecznie wcześniej publikujący we wspomnianym czasopiśmie.

W przypadku debiutów łupy podzielą pewnie Marta Kapelińska, Michał Książek i, co piszę z pewnym zabobonnym zawahaniem, Tomasz Mielcarek. Ten rok był wyjątkowo ubogi, jeśli chodzi o dziewicze propozycje poetyckie, a te moim zdaniem najciekawsze, niestety, ukazały się z rzadziej uwzględnianych, mniejszych wydawnictwach. Oczywiście nie licząc Złotego Środka Poezji, gdzie mogą zaistnieć i Michał Kozłowski, i Dawid Staszczyk, a prawie na pewno zostaną uwzględnione Dominika Kaszuba i Kapelińska.

1 komentarz: