czwartek, 9 października 2014

Nagroda Otoczaka 2014

Z radością pragnę poinformować, iż Jerzy Suchanek wspólnie z własnym Widzimisię, tegoroczną Nagrodę Otoczaka za Poezję postanowił przyznać „Demoludom” oraz skromnej osobie ich autora. Celebracyjne rytuały odbyły się w dniu 3 października 2014 roku podczas III Festiwalu Poetyckiego im. Kazimierza Furmana „FurmanKa” w Gorzowie Wielkopolskim. Statuetkę Nagrody odebrałem z rąk pani Aliny Nowak – wiceprezydent Gorzowa Wielkopolskiego. Poniżej prezentuję treść laudacji wygłoszonej przez Jerzego: „W wierszu Limbus Piotr Gajda pyta: „I gaśnie państwo jak łopot // biało-czerwonej wbitej w gówno na oczach / milionów. Czyżby naród był kolonią mszyc /na liściu? A źródłem scenografii okazał się // całun? Żrąca kropelka aerozolu / była komunikatem: wszystko – dusza, // ciało, jak odleżyna - // opiera się na kancie?”. A nieco wcześniej w tymże wierszu, wyraźnie skierowanym do kogoś – jak się w dalszej strofie okazuje – ukrytego w „sznurze podróżnych”, ocenia tegoż duszę, że to „dwadzieścia jeden gramów niczego”. „Limbus” to – w zależności od kontekstu – rąbek, skraj, granica, w anatomii łącznik siatkówki z rogówką, natomiast w teologii dwie otchłanie. Do jednej z nich trafiają po śmierci nieochrzczone dzieci; teorię limbus puerorum sformułował św. Tomasz z Akwinu (obecnie kościół odżegnuje się od tej koncepcji). Trzeba tutaj narzekać na nieumiarkowanie w przekładzie słowa „limbus”, przecież dzieciom, wystarczyłby rąbek, skraj, lub po prostu zakamarek piekła. Jednak przed Chrystusem wszystkie dusze trafiały do limbus patrum, więc limbus jako skrawek piekielnego świata byłby niewystarczający. W limbus puerorum dziecięce duszyczki według św. Tomasza z Akwinu nie cierpią mąk piekielnych, za to korzystają z właściwych dla nich naturalnych przyjemności. Jedyną dolegliwością jest to, że nie „widzą Boga”… Co w języku ateistycznym znaczyłoby, że „nie mogą przejrzeć na oczy”. W kontekście wiersza Piotra Gajdy ciekawszym wydaje się raczej to, co działo się z limbus patrum, opustoszałym po interwencji Chrystusa, który zabrał stamtąd wszystkich (przystoi podejrzewać, że nie wszystkich, a tylko tych co tego chcieli …). Można domniemywać, że piekło dokonało Anschluß’u tej otchłani; a że najeźdźcy często przyjmują co najmniej elementy cywilizacji podbitych, pojawia się pytanie, czy po Chrystusie jest piekło? Miejscem, gdzie nie możemy, czy nie chcemy przejrzeć na oczy, oddając się, podobnie jak dzieci stosownym dla naszej kondycji intelektualnej i moralnej przyjemnościom? Adresat wiersza Piotra Gajdy, choć znajduje się w „sznurze podróżnych”, więc – nie bójmy się oczywistych skojarzeń – należy do pereł raczej, niż wieprzy, w wierszu mszyc i jak one oddaje się owym naturalnym przyjemnościom: żarciu i kopulacji, a przy tym „uparcie / nawleka powieki, aby nie zamknęły się na zawsze”. Gdzież indziej żądza wiecznej doczesności nie spełnia się lepiej niż w limbus patrum lub puerorum?

Wiersz Limbus pochodzi z tomu Demoludy wydanego w 2013 roku przez Instytut Mikołowski. „Demoludy” to potoczna nazwa państw obozu socjalistycznego, czyli grupy państw sprzedanych przez Zachodnią Europę i Stany Zjednoczone, rosyjskiemu imperium ze wschodu. Demoludy w istocie były obozem, wielce nawet podobnym do niemieckich Konzentrationslager, a szczególnie do sowieckich łagrów. Ale demoludy Piotra Gajdy to także perły wśród mszyc. W wierszu Wiosna demoludów podmiot liryczny w ich imieniu – bo demoludy nie chcą lub nie mogą „widzieć” – dokonuje spowiedzi „dziecięcia wieku”, wieku totalitarnej opresji, ale także spowiedzi z czasu swojego życia od pierwszych widzeń po najbliższe wczoraj oraz dzisiaj. Lecz nie jest tak, że poeta zniża się do narodu skarlałego (a może tylko jego „perłowej” części …) w „kolonię mszyc na liściu”. Językiem Mickiewicza nie sposób opisać naszej rzeczywistości. Słynne „Nazywam się Milijon – bo za milijony / kocham i cierpię katusze” – jest przesłaniem o nieodzowności sprzeciwu wobec każdego urządzenia świata, bo żadne nie było nie jest i nie będzie doskonałe, a szczególnie wobec takiego, które zostało narzucone obcą siłą. Jest przesłaniem o roli i powinności poety, także sensie i bezsensie poezji. W wierszu Morfem (z tomu Golem, Instytut Mikołowski 2014) poeta dosadniej od nuworyszów krytyki banialuk o końcu historii stwierdza: „Siła nadal jest przed prawem”. A z tego wniosek, że poezja winna czuwać, gdy inni śpią. Mickiewicza trzeba przekładać” na język mszyc, przekładać z przyszłości w dzisiaj. „Hodowałem ból” – tak prosto, zwyczajnie rozpoczyna Piotr Gajda Wiosnę demoludów. Zaś wiersz tytułowy Demoludów mógłby mieć też tytuł Jesień demoludów: mszyce żyją krótko, często też stają się – w larwalnej postaci – niewolnicami pszczół, tworzących przecież totalitarne organizacje. Poza tym: „życie w wysokich temperaturach / płynie błyskawicznie, bo wówczas dotykasz / powierzchniowej prawdy jedynie po to // żeby się sparzyć”. Lecz kto – szczególnie spośród pereł – chce pamiętać, że karnawał trwa krócej niż post?

Każde kolejne pokolenie jest echem poprzedniego. Wszystko się zmienia i równocześnie pozostaje takie samo. Czy my, tu i teraz jesteśmy tym echem najsłabszym, czy tylko daliśmy się na chwile zagłuszyć? Wierszem Demoludy Piotr Gajda odpowiada gwałtownie: „niech diabli wezmą / ofiary poprawności głoszonej przez archaniołów / apokalipsy. Bo zbyt głośno szlocha się nad // wykipianym mlekiem z sutek ojczyzny-matki, / gdy za ścianą anorektyczka sąsiadka mówi tak cicho, / że nie słychać, iż wzywa pomocy”. Echo najsławniejszego wiersza Władysława Broniewskiego dźwięczy tu mocno: „Są w ojczyźnie rachunki krzywd …”. Jeszcze mocniej dochodzi dudnienie zew schodu. Ale Lucyfer stamtąd, zarządca otchłani, nie niesie światła …

W pierwszych dwóch tomach wierszy Piotra Gajdy, w Hostelu (łódź, 2008) i Zwłoce (Łódź, 2010) podmiot liryczny kontemplował swoje jątrzące się otarcia i ranki, na które narażała go rzeczywistość, gdy przeciskał się do widzenia jej istoty. Przeciskał się, też do istoty języka, nicując schematy frazeologiczne i tradycyjne porządki metaforyczne. I niewątpliwie znamienny jest pierwszy wers w jego debiutanckim tomie: „Pisałem ze zrozumieniem, że potem niczego się nie wyprę”. Jakże to odbiega od kłamstw i zaparć pereł! W Demoludach Piotr Gajda – dodajmy, że z pasją moralisty, kierującego swe przemyślenia do modelowego adresata, którym może być też on sam lub jego alter ego – rozpoznaje rzeczywistość jako limbus, limbus patrum infantylizujące się w limbus puerorum. Temperatura tych wierszy rośnie – Grochowiakowskie „Bunt nie przemija, bunt się ustatecznia” zastępuje myślą nie sformułowaną wprost, że faktycznie, bunt nie przemija, ale się wzmaga. Jakby nawiązywał do wcześniejszej deklaracji autora Świętego Szymona Słupnika: „Powołał mnie Pan na bunt”. Nota bene w niektórych aspektach estetycznych wcale mu do Grochowiaka nie jest daleko. Głos poetycki Piotra Gajdy to – czy tego chcemy, czy nie – nasz głos, to dla nas hodował swój ból”.

2 komentarze:

  1. Piotrek, ta nagroda ma największe znaczenie bo.......bez szanownej kapituly i całej otoczki towarzyszącej, a widzimisię pana Suchanka jest podbudowane wiedzą i kompetencją - czego więcej trzeba?

    OdpowiedzUsuń
  2. Jerzy, podobnie to odbieram...A cała chwała i tak należna jest Jurkowi Suchankowi, który Otoczakiem z rzeki własnego dzieciństwa, z Soły, zechciał się ze mną wspaniałomyślnie podzielić:)

    OdpowiedzUsuń