piątek, 22 sierpnia 2014

Niedaleko od szosy

Historia związana z albumem Long Road (a właściwie prehistoria) rozpoczęła się niemal trzydzieści lat temu, we wrześniu 1969 w Londynie, z chwilą wydania debiutanckiej płyty grupy Quatermass zatytułowanej po prostu Quatermass (zespół zaczerpnął nazwę od nazwiska fikcyjnego naukowca, który był bohaterem trzech seriali science fiction wyprodukowanych przez BBC Television w 1950 roku). Album Quatermass został nagrany przez byłych muzyków pop-rockowej grupy Episode Six. Co ciekawe, losy formacji w ciągu wszystkich lat jej działalności, nieustannie przeplatały się z dziejami o wiele bardziej znanego i utytułowanego Deep Purple. Po raz pierwszy ścieżki perkusisty Micka Underwooda i basisty oraz wokalisty Johna Gustafsona, przecięły się z muzyczną karierą Rogera Glovera i Iana Gillana (którzy również zanotowali swój personalny udział w Episode Six), już w końcówce lat sześćdziesiątych XX w. Także Ritchie Blackmore posiada własny epizod związany z twórczością Gustafsona i spółki. Otóż, jednym z powodów odejścia kapryśnego gitarzysty z Deep Purple, było odrzucenie przez Gillana, Glovera, Paice’a i Lorda pomysłu nagrania przeróbki Black Sheep of the Family grupy Quatermass. Postawiony przed odmową Blackmore postanowił nagrać ją jako solowy singiel, w czym mieli mu pomóc członkowie zespołu Elf z Jamesem Ronem Dio przy mikrofonie, który w tamtym czasie  supportował Deep Purple na trasie. Singiel nigdy się nie ukazał, niemniej Blackmore i Dio założyli Rainbow, a cover Black Sheep of the Family ukazał się na debiucie tej nowej supergrupy. To jednak jeszcze nie koniec związków Quatermass i Deep Purple, ale o tym później…

Wróćmy do debiutu Quatermass z 1970 roku. Progresywno-hardrockowa muzyka londyńskiej grupy miała wówczas w sobie coś z klimatu pierwszych płyt Deep Purple z lat1967-1969, kiedy w składzie tego zespołu znajdowali się Nick Simper (bas) oraz Rod Evans (voc.). Wyeksponowane na pierwszy plan partie organów w stylu Emerson Lake and Palmer były zasługą Johna Petera Robinsona (wywodzącego się z Royal Academy of Music), kolejnego obok Underwooda i Gustafsona muzyka tworzącego trio Quatermass, doskonale radzącego sobie w następnych latach w m.in. w powołanym do życia przez Philla Collinsa jazz-rockowym Brand X. Progresywno-symfoniczna estetyka, mocna gra sekcji oraz energetyczny, głośny wokal, stanowiły podstawowe cechy tej muzyki. O złożoności kompozycyjnej nagranych utworów świadczy chociażby utwór Laughin Trackle, na którym nagrano ścieżki 16 skrzypiec, 6 altówek, 6 wiolonczel i 3 kontrabasów (znalazło się też miejsce dla basowego pochodu, otwierającego utwór oraz dla perkusyjnego solo)! Największy komercyjny sukces  w czasie krótkiej kariery Quatermass, odniosła stosunkowo prosta i nieco psychodeliczna piosenka promująca debiutancką płytę, wydana na stronie A singla Black Sheep of the Family / Good Lord Knows (1970); motoryczny hardrockowy utwór z elementami progresywnymi. Zespół nie potrafił później powtórzyć popularności Black Sheep of the Family (przebój został ponownie wydany jako strona B singla Gemini / Black Sheep of the Family - 1971), a sama grupa w jakiś czas potem ostatecznie się rozwiązała.

Dwadzieścia sześć lat po powyższych wydarzeniach, historię Quatermass zaczęli na nowo współtworzyć kolejni (w tamtym czasie już byli, albo dopiero przyszli) członkowie Deep Purple; basista Nick Simper i klawiszowiec Don Airey, którzy wraz z Underwoodem, Gustafsonem oraz gitarzystami Garym Davisem i Bartem Foleyem (pełniącym również na albumie rolę wokalisty) uczestniczyli w studyjnym projekcie pod nazwą Quatermass II. Efektem tej współpracy była płyta z 1997 roku zatytułowana Long Road. Tak więc historia zatoczyła koło, nawet jeśli muzyczna inicjatywa członków dawnego Quatermass nigdy nie wyszła z szufladki, w której umieszcza się muzykę spod znaku AOR (album-oriented radio). Album Long Road, cieszący się w tamtym okresie umiarkowanym zainteresowaniem skierowano do dorosłego słuchacza, który w ramach indywidualnych muzycznych zainteresowań ignorował modne podówczas trendy (inny skrót AOR to właśnie adult-oriented rock). Płyta zawierała pakiet przebojowej hardrockowej muzyki, w której nie było tym razem elementów psychodelii, ani rocka progresywnego (Don Airey zatrudniony do gry na instrumentach klawiszowych w odróżnieniu od Robinsona, skupiał się wyłącznie na generowaniu nośnych melodycznie podkładów). Na tle rozmaitych podobnych przedsięwzięć w rodzaju: King Cobra, Asia oraz solowe dokonania Tonny’ego Iommiego z wokalistą Glennem Hughesem (ze względów komercyjnych sygnowane legendarną nazwą Black Sabbath), ta muzyka nie tylko swoim poziomem nie odstaje od wspomnianych projektów, ale w dodatku znacznie przewyższa ówczesne dokonania tzw. kapel „hair-metalowych”.

Płytę otwiera Prayer for the Dying, niemal od razu ustawiając bardzo wysoko poprzeczkę. To utwór w stylu Whitesnake z końcówki lat osiemdziesiątych XX w. Niezwykle melodyjny jak wszystkie niemal utwory z Long Road. Z dyskretnym solem gitarowym, ale przede wszystkim z rewelacyjnym wokalem Barta Foleya. Good Day to Die to kolejny popis. Ciężki, gitarowy riff, mocny beat perkusji i nieco „zamerykanizowany” wokal (z okolic Bon Jovi z okresu ich debiutanckiej płyty) powodują, że mamy do czynienia z prawdziwym konglomeratem melodyjnego hardrocka. Nieco inaczej sprawy się mają w Wild Wedding, skocznej piosence z lekkim nalotem południa Stanów. Na szczęście to tylko krótki epizod; Quatermass II natychmiast się rehabilituje utworem Suicide Blonde, wypasionym radiowym przebojem, w którym Foley momentami zaciąga trochę jak Glenn Hughes (w pewnym momencie własnej kariery zasilający szeregi Deep Purple). Piękne gitarowe solo, przebojowa linia melodyczna, klasyczny rockowy refren, to główne wyznaczniki tej bezsprzecznie najlepszej na Long Road kompozycji. Niewiele ustępuje jej utwór River, który brzmi jak rzecz nagrana przez Gary’ego Moore’a w okresie Wild Frontier, a nawet w czasach Colosseum II. To absolutny pewniak” w każdym podsumowaniu na 100 najlepszych utworów hard i heavy metalowych.

Tytułowa ballada mogłaby spokojnie znaleźć się w repertuarze Rainbow z Joe Lynn Turnerem (zdumiewająca jest ta rozwibrowana, różnorodna barwa głosu Foleya). Woman In Love, to kolejna ballada na albumie, poniekąd lekko kojarząca się z utworem No Stranger to Love z płyty Seventh Star Black Sabbath featuring Tony Iommi (Foley znowu wokalnie przypomina tu Hughesa). Hit and Run po tej dawce lirycznego rocka, brzmi jak petarda z konfekcjonowaną siłą ładunku; standardowy, szybki numerek do radia. Słucha się go dobrze, lecz nie zostaje na dłużej w pamięci. Inaczej niż Daylight Robbery, rozpoczynający się jak kompozycja Judas Priest. Rob Halford ma chyba jednak odrobinę ostrzejszy głos niż wokalista Quatermass II, a także bazuje na zdecydowanie heavy metalowym stylu. Kolejny na track-liście Coming Home to utwór soft-rockowy (dobrze obrazujący różnice występujące między graniem  hard, a heavy), i zarazem kolejna miła dla ucha melodia, czego nie można powiedzieć o Circus, typowo hair-metalowej „łupance” w stylu Motley Crue. Płytę Long Road kończy nagrana „na żywo” kompozycja Undercarriage, bez studyjnej obróbki brzmiąca jak demo pochodzące gdzieś z angielskich przedmieść, po których za młodu wałęsali się tacy muzycy jak choćby Osbourne, Marsden, Way i Quinn.

Album Long Way miał niezłe recenzje. Cóż z tego, skoro muzyka zarejestrowana na płycie w tamtejszym czasie była stylistycznie spóźniona o mniej więcej dwie dekady. Co znamienne; krążek został początkowo wydany wyłącznie w Japonii i w Europie, tak jakby wiara w gusta Amerykanów od samego początku została przez wydawców poddana w wątpliwość. A  przecież to oni głównie jeżdżą drogami przebiegającymi przez osiem stanów jako kierowcy american truck, słuchając Kansas, Styx, Reo Speedwagon i 38 Special.

Quatermass II, „Long Road”. RockHead Records, 1997

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz