piątek, 28 marca 2014

Płytka otchłań - rozmowa o tekście A. Franaszka

Maciej Melecki: Opublikowany w pod koniec marca w Gazecie Wyborczej (22.04.13) artykuł, autorstwa Andrzeja Franaszka pt. Poezja jak bluza z kapturem (link)– jawi mi się niezwykle kuriozalnie w swym uzurpatorstwie, a także dalece posuniętej ignorancji. Jest to bodaj najpłytszy i skrajnie destrukcyjny tekst o polskiej poezji polskiej, jaki kiedykolwiek czytałem. Mój wstrząs lekturowy jest przeto ogromny. Nie spotkałem się nigdy z tak zaciekle apodyktycznym fundowaniem razów wobec jednej z odnóg, i tak uproszczonym, zmanipulowanym windowaniem drugiej. Deprecjonowanie poezji zanurzonej w język (już to określenie jest uproszczeniem), jakby była jakaś inna poezja, poprzez imputowanie jej wykorzenienia z rzeczywistości, jest kompletnie piramidalną bzdurą, o jakiej, w takim wydaniu, jeszcze nie słyszałem. Wirpsza przewracać musi się w grobie, słysząc passusy o wywoływaniu lekturą wiersza łez. A nad tym wszystkim duch Miłosza, Herberta - głównych hamulcowych poezji polskiej - i skopany upiór Karpowicza - jako największego eskapisty! Podług autora jedyną możliwością opisywania życia i otaczającej go rzeczywistości, jeśli chodzi o poezję, jest dobywanie takiego języka, który kadruje to życie w sposób fragmentaryczny, bez większych środków stylizatorskich - jakby właśnie taki goły język był w stanie oddać otchłanność życiowych i rzeczywistych natur. Jednocześnie wieszczy marskość i uwiąd takiej poezji, która traktuje ewokowane treści w sposób – rzekomo – eskapistyczny. To niezwykle groźny tekst, jeśli chodzi o zawarte w nim, a także dalece posunięte przekrzywienia i wypaczenia mocno rozgałęzionego, niezwykle zróżnicowanego obrazu współczesnej poezji polskiej.  Miara cynizmu i arogancji się przebrała.

Piotr Gajda: Porażająca teza Andrzeja Franaszka! Tym groźniejsza, że ze względu na jego pozycję w literackim środowisku, w znacznym stopniu opiniotwórcza. Nawoływanie do tworzenia poezji zero-jedynkowej w czasach kakofonii i chaosu, w świecie, w którym nie ma takiej wartości, która nie mogłaby zostać nagle zniesiona na korzyść innej, to nawoływanie do tworzenia poezji uproszczonej, podporządkowanej publicznym gustom, a więc w ostatecznym wymiarze - do tworzenia swoistej polo-poezji (jednym z jej istniejących już obszarów jest w niektórych zupełnie skrajnych przypadkach tzw. nurt poezji smoleńskiej). Jeśli nawet ludzie tęsknią do tego, co nazywamy grafomanią, do „ochów” i „achów” jakie nieść może ze sobą poezja wyposażona w odpowiednio dramatyczny anturaż słowny, nie oznacza to jeszcze, iż Franaszek ma rację. Natomiast wyraża on skądinąd popularny pogląd, że fakt, iż ludzie nie czytają poezji stanowi wyłączną winę poetów i poezji, którą ci tworzą. Nic bardziej błędnego! Nie ma takiej edukacji, która zmusiłaby 99,9% populacji do opowiedzenia się za mową wiązaną (oratio vincta) gdy w życiu operuje ona wyłącznie mową potoczną. Obserwowany dziś odwrót od czytelnictwa polega w największym uproszczeniu na rozroście medialnych (prostych w swoim programowaniu) bodźców i kulturze pieniądza (a to sfery, w których poezja zawsze będzie na uboczu). Andrzej Franaszek po prostu znowu deklaruje to, co błędnie czynią i inni krytycy - zamiast wspierać poezję, która jest w stanie objąć cały kosmos dzisiejszych czasów; ich polisemię, kontekst, opresyjność i ekspresyjność, odwołuje się do dbania o wyłącznie skondensowany, a więc możliwej najprostszy opis. Do maksymalnie spauperyzowanych struktur w rodzaju: "nie ma nic piękniejszego niż kobieta w tańcu, okręt pod żaglami lub koń w galopie", itp., itd. Nie dziwi zatem, że do tezy jego tekstu przylega deklaracja Mariusza Grzebalskiego zawarta w tomie „W innych okolicznościach”, choćby w wierszu "Przegląd prasy":

Słyszę o poetach z mojego rocznika, którzy płoną.
W każdym razie tak się o nich pisze.
Ale kiedy czytam ich przegadane wiersze,
nie widzę płomieni,
tylko przeglądające się w sobie słowa.

- idealnie wpisując się w główne jego założenie oparte, jak się wydaje, na kwestionowaniu i odrzucaniu szeroko pojętego „laboratorium językowego”, do którego autor monumentalnej biografii Czesława Miłosza zalicza wszystko, czego nie wytworzyli dyspozytariusze dbałości o poprawność translatorską (czyli frazę „łatwą” w każdym przekładzie). No tak, ale sławetne i skondensowane „niczego o nas nie ma w konstytucji” od dawna już nie ogarnia wszystkich aspektów naszego życia. Dlatego też, wybieram osobiście inny dostępny opis:

Ten krótki oddech z dna płytkiej narkozy
zmywanej martwą falą niepomyślnych snów
jest jak echosonda przynosząca wieści
o skrzepach lęku rozsianych w arteriach.

MM: Andrzej Franaszek jawi mi się w tym tekście jako przeżarty pychą, kierujący się awersją krytyk, który swoich poetyckich adwersarzy, nierealizujących jego wizji poezji wywołującej wzruszenie, a w następstwie czego lekturowych łez, nazywa karłami, posługując się figurą zaczerpniętą z wiersza Miłosza. Prawdopodobnie, w zamyśle autora, użycie ostrych figur retorycznych, dotkliwie określających i semantycznie odpowiednio obciążonych, miało jeszcze bardziej wyłonić rozziew panujący między dobrymi, dla Franaszka, poetami, a tymi, którzy uprawiają zabawę językiem lub traktują poezję jako grę, czyli, dla niego, złymi. Zdumiewające jest w tym myśleniu traktowanie odbioru rzeczywistości. Dla niego wszelki namysł, medytacja, doza ironii, spiętrzona metaforyka, surrealizujące sfładowanie języka, są jeno zbędnymi ozdobnikami, nadwyżkami sensu, który, rzekomo, mieści się jedynie w prostolinijnym, uzewnętrzniającym języku. Dla mnie jest to myślenie ewidentnie zregresowane, cofające poezję do jakiejś archaicznej roli. Tym samym ewidentnie unieważnia wielotorowy i wielokątnym namysł nad poezją, czyniony od lat 20 XX w. Tak upraszczać można tylko wtedy, kiedy niewiele się wie, czyniąc to na potrzebę sprowadzenia wiersza do jakiegoś narzędzia, którym można – w trakcie lektury – osiągnąć krótkowzroczny horyzont odczytań, i tym samym używać go do jakichś, założonych uprzednio, najczęściej pozaliterackich, celów, co jest ewidentnie schedą nie tak dawnego myślenia o poezji, jako oręża w walce o coś. Autotelizm, postulowany chociażby przez Wirpszę, jawi się tutaj jako kontrrewolucyjny wróg. Pal to licho, że to właśnie Wirpsza opisał zgrozę życia w systemach politycznych XX w. w sposób, moim zdaniem, zdecydowanie głębszy i różnorodniejszy, niż pocieszający Miłosz czy Herbert. Nie mówiąc już, chociażby, o Wacie lub Wojaczku. A mowa tu o poetach niezwykle mocno czerpiących z tradycji awangardowej czy romantycznej. Dużo więc w tym tekście prymitywnej perwersji.

PG: Chciałbym na tym etapie naszej dyskusji wyrazić pewne „zdanie odrębne” w sprawie Miłosza i Herberta jako „hamulcowych poezji polskiej”. Otóż, co podkreślam wyraźnie, mimo wszystko nikt inny jak Miłosz, Herbert, Różewicz i Szymborska w latach 60. XX w., wspólnym wysiłkiem wprowadzili pewien określony kanon poezji polskiej do literatury światowej (zwłaszcza anglosaskiej), wydostali się „na zewnątrz” i tym samym stworzyli pewien punkt odniesienia dla średniego i młodszego pokolenia poetów amerykańskich, z którym na przykład, ty Maćku, możesz się nie zgadzać, a wręcz go otwarcie kwestionować. Mówię tu o jednym (nie jedynym jakby tego pragnął p. Franaszek) z kanonów, w którym nigdy nie mieścili się wspomniani przez ciebie Karpowicz i Wirpsza. Ale też o wyborze, którego dokonali krytycy i poniekąd też czytelnicy. Wyborze, który po nawet pięćdziesięciu latach, jak widać to na przykładzie tekstu Franaszka, nadal projektuje główny obieg krytyczno-literacki w Polsce, ów projekt poezji „zrozumiałej”, „dostępnej”, a przez to (oto cel główny) „stale obecnej” w codziennej lekturze Polaków. A przecież tak jak i w naturze, w wielości form odnajdujemy bogactwo. Bywa często i tak, że na pozór nieodgadnione struktury wzbudzają w nas fascynację. Stąd, nie można zgodzić się z Andrzejem Franaszkiem, chociaż twierdzi on, iż większość ludzi nie czyta poezji, ponieważ jej nie rozumie. A przecież przywiązanie do poezji nie zaczyna się od rozumienia! Nie myślimy wyłącznie w tych kategoriach, o czym wyraźnie mówił m.in. William Stanley Merwin, notabene pierwszy laureat Nagrody Literackiej im. Z. Herberta: Wiersze, które kochaliśmy całe życie – jeśli takie mamy – to wiersze, o których nigdy nie myśleliśmy jako o takich, które rozumiemy lub nie. Pamiętamy je i lubimy, bo są źródłem nieokreślonych, pozytywnych uczuć, bo wprowadzają nas w jakiś dotychczas nieznany świat. Dziwi mnie zdeklarowana „ciasność” poglądu zawartego w artykule, na którego temat prowadzimy niniejszą dyskusję. Jakby w polskiej poezji starczało miejsca na tylko jeden dominujący pogląd, zwalczający przy okazji wszystkie od niego odstępstwa. Na wytypowany przez „mainstream literacki” projekt, który nie uwzględnia żadnych innych prób, a ostatecznie nawet te nie do końca udane tworzą konieczny ogląd literacki, stanowią ważną część historii literatury. Godzić się z wywodem Andrzeja Franaszka, oznacza nic innego jak zgodę na odrzucenie w całości projektu „poezji czystej” Mallarmègo, a więc całej tradycji postmodernistycznej, ale również pragnienia poezji „literalnej i w każdym sensie” wyrażanego przez Rimbauda, ponieważ każdy z nich na swój sposób okazał się nie do końca przekonujący w kontekście sporu o niewyrażalność (przystawalność języka do rzeczywistości).

MM: No tak, ale właśnie stąd bierze się mój pogląd na hamulcowych! Miłosz ewidentnie kwestionował dokonania symboliczno-awangardowe, autorstwa Mallarmego czy Valerego, o czym dobitnie mówił w swoich amerykańskich wykładach o poezji. Pamiętam, jak czytałem tę książkę, i kiedy natrafiłem na frazy deprecjonujące Mallarmego, zrobiło mi się niedobrze. Są to więc poeci, którzy swoim głosicielstwem konkretnych poglądów na estetyczną naturę poezji, chcieli dowieść, że prawdziwa poezja to dawanie świadectwa. I to myślenie bardzo mocno przesączyło się w takie umysłowości, jak, chociażby, nasz nieszczęśnik Franaszek. Inkryminowany tekst jawi mi się właśnie jako podtrzymanie i zaciekłe przedłużanie myślenia o poezji w ujęciu dychotomicznym. Stąd owe ciasne, toporne dzielenie poezji na dobrą i złą, metkowanie jej jako np. laboratoryjnej, jakby to sam Miłosz posługiwał się językiem przezroczystym tylko, nie stosując różnych zabiegów formalnych czy literackich, czyli nie dokonując operacji językowych. Zastanawia mnie w tym wszystkim tak ostentacyjne ewokowana i podkreślana awersja do języka, jakby, wedle Franaszka, język był jakąś zarazą, której należy z wszech miar unikać, gdyż, podług intencji autora,  wiersz starający się nieco rozprzęgać język, automatycznie dystansuje się od rzeczywistości - upiorna to teza! Proste komunikaty o życiu Franaszek postrzega jako nieufikcyjniony twór - ów słynny przekaz treści jest tedy nad wyraz dostępny! Więc albo nic nie zrozumiał z - dość już elementarnej - treści tekstów o naturze języka: Barthes`a, Benjamina lub Derridy albo ostentacyjne ją ignoruje, nie mogąc pogodzić się z tym, że pismo generuje automatycznie fikcję, a tym bardziej dzieje się tak, kiedy ruchem języka trącamy rzecz czy przedmiot, tracąc wszak jakąkolwiek przyczepność, ponieważ domniemana, arystotelesowska zasada sklejenia się języka z bytem realnym, dawno została podważona, by nie powiedzieć skompromitowana. Nie chciał się z tym pogodzić i Miłosz, i Herbert, dla którego język poetycki powinien być jak szyba, nie godzi się z tym i Franaszek. No dobrze, ale nie widzę w tym żadnej zasadności mogącej, dajmy na to, usprawiedliwiać poglądy głoszone w tak naiwny sposób. Niedocieczenie czy też niemożność wyłonienia stabilnych struktur znaczeniowych, oznacza, dla mnie przynajmniej, fantastyczną możliwość zapadnięcia się w tekstowy, narracyjny czy znaczeniowy labirynt wiersza, daje to też jakieś gwarancje na nieulotny jego charakter, gdyż energia wiersza jest właśnie tymi aspektami utrzymywana.  Nie odnajduję tego w wierszach mocno skrótowych, skąpych pod względem ekspresji czy środków stylistycznych, ale nigdy nie przyszło by mi do głowy, aby takie wiersze traktować, jak Franaszek, z pogardą, oschle się o nich wypowiadać, czy coś takiego, deprecjonującego o nich mówić lub pisać, albowiem są to częstokroć wiersze konieczne dla ich autorów, którzy tak a nie inaczej chcą się z życiem zmagać. Innymi słowy, jak można obecnie mówić o grupach wierszy, że jedne są lepsze, bo wywołują wzruszenie czy łzy, a drugie są gorsze, bo tego nie czynią? Jest to wszak problem czytelnika, a nie tych wierszy.  

PG: Warto też zwrócić uwagę na pewien istotny szczegół – na stabloidyzowany, tendencyjny tytuł tego artykułu; „Dlaczego nikt nie lubi nowej poezji?” W swoim znaczeniu absolutnie piętnujący, obwieszczający bezwarunkowy odwrót, właściwie bez rozpoznania pola walki, któremu towarzyszy apel jakby żywcem wzięty z języka mediów. To wytłuszczone twierdzenie jest ewidentnym uogólnieniem i uproszczeniem. Zdumiewa mnie ten upór, aby przekaz był za wszelką cenę możliwie jak najbardziej przystępny, bo inaczej „nikt” nie zdoła go przyswoić. Nie poruszy on mas, na skutek czego nikt nie zechce „lajkować” takiej poezji. A gdzie jest miejsce na wiarę w czytelnika? W jego wysublimowany gust i chęć pogłębienia sprozaizowanej rzeczywistości za pomocą nieoczywistej metafory i własnych, odrębnych sądów? Czy faktycznie każdego bez wyjątku wzrusza wyłącznie to, co bezspornie wzrusza Andrzeja Franaszka? Świadomie „czepiam się” licznie występujących w tej argumentacji głośnych odgłosów łkania, które zdaniem krytyka towarzyszą najwybitniejszej liryce. Ba! Są niemal jej synonimem! A co ze mną, także czytelnikiem (a zatem posługując się własnym przykładem mogę przypuszczać, iż moje lekturowe upodobania w jakimś stopniu się powielają i w innych przypadkach), który zanurzając się w gęste frazy Andrzeja Sosnowskiego, zdaniem redaktora „Tygodnika Powszechnego” współodpowiedzialnego za ”proces kurczenia się, wyjałowienia” polskiej poezji, skłonny jestem za Wiesławem Myśliwskim (w końcu wielce klarownym prozaikiem) powtórzyć: ja właśnie płakałem. Nie po wierzchu. Czułem coś takiego, jakby z drugiej strony moich oczu łzy do wewnątrz mnie spływały. Doświadczył pan może takiego płaczu?

MM: Efektów poruszeń tekstem może być wiele. Ale żeby mogło to nastąpić, tekst musi nieść sobą nie tylko tzw. przekaz, lecz musi być jakoś swoiście wyrażony. To elementaria, ale, jak widać, często pomijane. Dla mnie, im bardziej jest ze sobą skłócony i zwadzony język w wierszu, tym, niejako automatycznie, wiersz staje się bardziej dalekosiężny, wychodzący poza najbliższe opłotki. Oczywiście, jest to kwestia temperamentu i potrzeby związanej z odbieraniem i zagarnianiem postaci świata i życia. A wszystko to dzieje się i podczas lektury cudzych utworów, i podczas swojego pisania. I to nakładanie się, przenikanie owych pasm, doprowadza mnie bynajmniej nie do żadnej ulgi sensu, czy też zbawiennego celu, ale na jakieś rozdroża i rozwidlenia, bo tylko tam lokowana jest jakowaś prawda – w rozbiciu, rozproszeniu, dysocjacji. Tam właśnie możemy pobierać minerały pochodzące z tego kruszywa, jakim jest życie. Andrzej Franaszek jawnie się zamotał w kaskadach przywoływanych postaci i dobywanych cytatów. Chciał coś wyłonić z tego nieklarownego skłębienia, a wyszła z tego jeno para. Cóż, arogancja i manipulacja mają zawsze krótkie nóżki. Nie tak dawno przeczytałem jego wypowiedź, jako sekretarza Nagrody Herberta, w kontekście wyboru jej tegorocznego laureata, Charlesa Simica, oto ona: W ostatnich latach, po śmierci Herberta, Miłosza i Szymborskiej, wobec zamilknięcia Stanisława Barańczaka i bardzo rzadkiego publikowania Ryszarda Krynickiego, polska poezja w dużej mierze przeszła pod sztandary lingwistycznej, skoncentrowanej na samym języku, awangardy. Często trafia w ten sposób w ślepy zaułek, tracąc porozumienie z odbiorcą, skazując się na środowiskowe, akademickie getto. Bardzo się cieszę, iż wybierając Charlesa Simica jury Nagrody niejako przypomina nam, że także dziś możliwe jest zrealizowanie w wierszu tych wartości, które pół wieku temu Zbigniew Herbert określił jako »bezinteresowność, zdolność kontemplacji, wizja utraconego raju, odwaga, dobroć, współczucie, pewna mieszanina rozpaczy i humoru«. Jest tu zawarte jakieś clou jego myślenia o poezji, ufundowane na idiosynkrazji względem poezji ewidentnie wykraczającej poza ograniczony i mocno zawęźlający poezję, cytowany postulat patrona nagrody. Cóż mu więc ów język uczynił, że wręcz panicznie stroni od wszelkich aktów poetyckiej profuzji, pozostanie zagadką. Mogę jedynie podejrzewać, że tegoż rodzaju teksty, jak ten, są jeno przygotowaniem terenu pod kolejne, tegoroczne rozdanie literackich nagród, a także zapowiedzią tego, czego możemy się spodziewać, jeśli chodzi o werdykty jurorów.

PG: Im więcej jest w wyartykułowanym przez ciebie zdaniu prawdy – a to głośne nawoływanie przenikające ten tekst, służyć miało m.in. przygotowaniu gruntu pod bezpieczne wskazania rozmaitych kapituł – tym bardziej ten głos wobec wielości dykcji nicujących poletko poezji, jak się wydaje, przypomina klangor słyszany wysoko z powietrza…

środa, 26 marca 2014

Spotkanie z Mariuszem Wilkiem w Mikołowie

Instytut Mikołowski zaprasza w dniu 27.03.2014 r. o godzinie 18.00 na spotkanie z Mariuszem Wilkiem związane z promocją jego najnowszej książki Dom włóczęgi (Noir Sur Blanc, 2014). Prowadzenie: Maciej Melecki i Krzysztof Siwczyk.

Mariusz Wilk (ur. 1955) — pisarz-włóczęga, od dwudziestu lat mieszka na północy Rosji. Od końca lat siedemdziesiątych działacz opozycji, więziony w stanie wojennym. Współautor książki Konspira: rzecz o podziemnej „Solidarności” (1984). Po 1989 roku porzucił cywilizację i zamieszkał na Północy. Swoje przeżycia opisywał na łamach paryskiej „Kultury”, „Zeszytów Literackich” i „Rzeczpospolitej” — te podróżnicze eseje złożyły się na książki Wilczy notes (1998), Wołoka (2005), Dom nad Oniego (2006) Tropami rena (2007) i nanowszejDom włóczęgi (2014). W roku 2006 został uhonorowany Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. W 2009 roku przyszła na świat jego córka, Marta Matylda.

Autor o książce:

Przełom w moim życiu nastąpił w Abchazji, w czasie wojny. Tam epoka dziennikarstwa się dla mnie skończyła. Przestałem cieszyć się z opisywania rzeczywistości zewnętrznej - mówi Mariusz Wilk, który po wielu latach milczenia zajął się pisaniem książek, bo jak mówi "pisanie i życie to awers i rewers tego samego". (...) Mariusz Wilk obecnie mieszka w małej wiosce na północy Rosji. Nazywa się Nieżyłaja - to znaczy wymarła - tłumaczy pisarz. Jest tam 9 domów. Tam, każdy "promyk słońca zobaczony w studni, sprawia, że chce się pisać". Jednocześnie to miejsce "nie z tej ziemi" - Ludzie północy, gdy wyjeżdżają, często mówią, na to co jest tutaj, "materik", czyli wyjeżdżając jadą na ziemię - wyjaśnił podróżnik, podkreślając tym samym, że na północ nie docierają informacje, które nas w Polsce tak bardzo ostatnio emocjonują.Autor książki " Dom włóczęgi" mówi, że dla opisania włóczęgi najchętniej używa pojęcia "tropa" - "Tropa" to znaczy wydeptywać. Ja depczę trasy swoich włóczęg - dodając, że to nie on wydeptuje tropy, ale tropy wydeptują trasy jego włóczęg. Natomiast włóczęga jest czym innym niż podróż - Włóczęga różni się od podroży tym, że włóczęga to stan umysłu. Można się włóczyć, siedząc na krześle - powiedział pisarz, który nie uznaje archaizmów - Słowa nie wychodzą z użycia, ale czekają. Język to nie jest kwestia czasu. Jeśli rozważamy język jako przestrzeń, to nie ma w nim miejsc wymarłych, ale są rzadko odwiedzane. Dlatego nie uznaję archaizmów.

Instytut Mikołowski
ul. Jana Pawła II 8/ 5
Mikołów
www.instytutmikolowski.pl

wtorek, 25 marca 2014

Ogłoszono nominacje do Nagrody Literackiej M. ST. Warszawy

Dwanaście  książek otrzymało nominacje do tegorocznej Nagrody Literackiej m.st. Warszawy. Nagroda jest kontynuacją wyróżnienia o tej samej nazwie, przyznawanego w latach 1926-38. Zwycięzców w czterech kategoriach nagrody oraz nazwisko pisarza uhonorowanego tytułem Warszawski Twórca jury ogłosi 23 kwietnia, w czasie Światowego Dnia Książki. Kandydatów do nagrody zgłaszają wydawcy, księgarze i bibliotekarze oraz czytelnicy. W jury pod przewodnictwem Andrzeja Makowieckiego zasiadają: dziennikarz Tadeusz Górny, historyk literatury prof. Andrzej Kowalczyk, krytyk literacki Marek Wawrzkiewicz, historyk literatury prof. Grzegorz Leszczyński, znawca polskiej literatury XX w. Tomasz Wroczyński oraz historyk literatury Tomasz Burek. 

W tegorocznej edycji nagrody w dwóch z trzech najważniejszych kategorii – poezji i prozy – nominowano następujące książki:

W kategorii poetyckiej nominowano tomiki:

- „Teoria wiersza polskiegoPrzemysława Dakowicza (wyd. Towarzystwo Przyjaciół Sopotu),
- „Pomiędzy” Tadeusza Dąbrowskiego (wyd. a5),
- „Języki obce” Jacka Dehnela (wyd. Biuro Literackie). 

W kategorii prozatorskiej nominacje otrzymały książki:

- „Małe lisy” Justyny Bargielskiej (wyd. Czarne),
- „Umarł mi” Ingi Iwasiów (wyd. Czarne),
- „Ości” Ignacego Karpowicza (Wydawnictwo Literackie).

Z wykazem książek nominowanych w kategoriach „książka dla dzieci” i „edycja warszawska” można zapoznać się tutaj.


Piątą kategorią nagrody jest tytuł Warszawskiego Twórcy. Autor nim uhonorowany zostaje nagrodzony kwotą 100 tys. zł. Tytuł Warszawskiego Twórcy otrzymali dotychczas: Joanna Kulmowa (2013), Janusz Tazbir (2012), Janusz Głowacki (2011), Marek Nowakowski (2010), Józef Hen (2009) i Tadeusz Konwicki (2008). Laureaci w pozostałych kategoriach otrzymują po 20 tys. zł. 

poniedziałek, 24 marca 2014

Pathman „Monady”


Od 17 marca dostępna jest w sprzedaży nowa płyta awangardowej grupy Pathman (wydana nakładem wydawnictwa Requiem Records). Trailer z muzyką, którą zespół umieścił na nowym krążku zatytułowanym „Monady” zamieszczono tutaj.


Po rozpadzie istniejącego od 1976 roku Teatru Dźwięku ATMAN (w 1998 r.), Piotr Kolecki i Marek Leszczyński utworzyli grupę PATHMAN. Od tego czasu przez zespół przewinęło się kilku innych muzyków, a jego liderzy z przerwami występowali w Polsce i za granicą. Propozycja muzyczna i brzmieniowa PATHMANA oparta jest na akustycznym instrumentarium jak m.in.: cymbały polskie, cymbały ukraińskie, tscheng, cytry, sitar, gitary akustyczne i 12-strunowe oraz zabytkowa gitara dwugryfowa, drumbass, flety, akordeon, polskie bębny ceramiczne, trąbka, perkusja, gitara elektryczna.  W niewielkim stopniu, z pełną świadomością i kontrolą muzycy używają urządzeń elektronicznych. 

W 2011 r. w Miejskim Ośrodku Kultury w Tomaszowie Mazowieckim odbył się koncert grupy PATHMAN, której członkowie przez ładnych kilkanaście lat kreowali znany nie tylko w kraju „Festiwal w Krajobrazie” w Inowłodzu, oddalonym od Tomaszowa o niespełna 17 km. Koncert, który odbył się dokładnie 14 października był rejestrowany a wybrane fragmenty miały znaleźć się na planowanej do wydania nowej płycie. O wspomnianym występie PATHMANA pisałem wówczas tu

niedziela, 23 marca 2014

Czwarta książka poetycka Macieja Roberta

Księga meldunkowa” to czwarta książka poetycka Macieja Roberta,  łódzkiego poety,  dziennikarza, krytyka literackiego i filmowego wydana w serii Biblioteki Poezji Współczesnej Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu. Redaktorem serii jest Mariusz Grzebalski.  Wcześniej Maciej Robert opublikował trzy książki poetyckie: „Pora deszczu” (Korporacja Ha!art, Kraków 2003), „Puste pola” (Kwadratura, Łódź 2008), „Collegium Anatomicum” (WBPiCAK, Poznań 2011) – nagroda Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek dla najlepszego tomu poetyckiego z lat 2010-2011). Jego wiersze tłumaczone były na język angielski, arabski, chorwacki, hiszpański, niemiecki, serbski, ukraiński i węgierski. W roku 2014 w wydawnictwie Czarne ukaże się książka „Siedzący tryb życia”, będąca zbiorem opublikowanych wcześniej w prasie wywiadów Macieja Roberta z najwybitniejszymi pisarzami światowymi (m.in. Michel Houellebecq, Etgar Keret, Wiktor Jerofiejew, Majgull Axelsson, Jurij Andruchowycz, Laszko Krasznahorkai, Jaroslav Rudis) i polskimi (m.in. Andrzej Stasiuk, Janusz Anderman, Kazimierz Orłoś, Michał Witkowski, Jacek Dehnel, Mikołaj Łoziński, Wojciech Kuczok, Krzysztof Varga), zaś w Instytucie Mikołowskim zbiór tekstów krytycznych „Centrala” poświęconych literaturze Europy Środkowej. W wydawnictwie słowo/obraz terytoria ukaże się książkowa wersja pracy doktorskiej Macieja o filmowych adaptacjach prozy Bohumila Hrabala.

sobota, 22 marca 2014

Przemysław Dakowicz z NL im. ks. Jana Twardowskiego!

19 marca 2014 r. odbyło się posiedzenie Kapituły Nagrody Literackiej im. ks. Jana Twardowskiego. Tegorocznym laureatem Nagrody został łódzki poeta, krytyk literacki i historyk literatury Przemysław Dakowicz, którego tom „Łączka” wydany w Wydawnictwie „Arcana” został ogłoszony przez Kapitułę najlepszą książką poetycką roku 2013. Pełny komunikat prasowy dostępny jest pod linkiem. Przemku, serdeczne gratulacje!

Dorta Jagić laureatką III edycji NL Europejski Poeta Wolności

Dorta Jagić z Chorwacji została laureatką trzeciej edycji nagrody literackiej Europejski Poeta Wolności przyznawanej w Gdańsku. Za tom Kanapa na rynku otrzymała pamiątkową statuetkę i 100 tys. zł. Tłumaczka jej wierszy Małgorzata Wierzbicka dostała 10 tys. zł. Nagrody zostały wręczone wczoraj wieczorem (22.03.) podczas uroczystej gali w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku.
Obok zwyciężczyni nominowanymi do III Nagrody Literackiej Europejskiego Poety Wolności byli: Erwin Einzinger (Austria) - tom wierszy „Nóż z Odessy. Wiersze” (2009), Guy Goffette (Belgia) – „Pożegnania u skraju” (2007), Jaan Kaplinski (Estonia) – „Po drugiej stronie jeziora” (2008), Pandelis Boukalas (Grecja) – „Czasowniki” (2009), Toktarali Tanżaryk (Kazachstan) – „Stronice Nocy” (2008) oraz Iren Baumann (Szwajcaria) – „Gdy dojeżdżający są jeszcze w drodze do domu” (2011).
Wiersze laureatki są afirmacją wolności kobiety, jej niepoddawania się naciskom cielesności i uczuć, determinacji społecznych i historycznych. Łączą konkretne doświadczenie egzystencjalne z przesłaniem o uniwersalnym zasięgu” – napisano w uzasadnieniu jury odczytanym podczas finałowej gali przez przewodniczącego prof. Krzysztofa Pomiana.
Dorta Jagić studiowała filozofię i naukę o religiach. W 2007 r. na międzynarodowym festiwalu poetyckim w Rumunii otrzymała Nagrodę Balkan Grand Prize for Poetry. Oprócz pisania wierszy, pracuje m.in. nad słownikiem kobiet biblijnych, współpracuje ze studenckimi teatrami eksperymentalnymi i jest autorką krótkich opowiadań drukowanych w chorwackich czasopismach.

Międzynarodową nagrodę literacką Europejski poeta Wolności ustanowiło miasto Gdańsk w 2008 roku. Więcej o procedurze wyłaniania laureata tutaj.


Do nagrody dla tłumacza Europejskiego Poety Wolności 2014, obok Małgorzaty Wierzbickiej, nominowani byli: Aarnne Puu, Michał Bzinkowski, Henry Jankowski, Anna Wasilewska, Ryszard Wojnakowski oraz moi dobrzy znajomi z Łodzi Zdzisław Jaskuła i Sława Lisiecka.

piątek, 21 marca 2014

Niczego o nas nie ma w PIT

Nie milkną echa awantury związanej z wpisem pisarki Kai Malanowskiej umieszczonym na facebooku: „6800 złotych. Tyle za 16 miesięcy mojej ciężkiej pracy. Wiem, ze w*****ające jest wylewanie frustracji na FB, ale mam ochotę strzelić sobie w łeb. (…) pozdrawiam rynek czytelniczy”. Dla jasności dodam, iż autorka powyższego postu ma na swoim koncie m.in. nominowaną do Paszportu Polityki i Nike powieść „Patrz na mnie, Klaro”. Na ciężkie pieniądze zarobione na literaturze raczej niewielu twórców może liczyć, za to dla niepomiernej rzeszy bywa ona aż po kres ich życia zajęciem non profit (ale błagam, nie mówmy o nim jako o hobby, ponieważ choćby tylko ze względu na specyfikę procesu twórczego taka opinia jest kompletnie nietrafiona!). W kraju, w którym  czterech na dziesięciu Polaków nie przeczytało ani jednej książki w roku, a połowa nie sięgnęła nawet po tekst dłuższy niż trzy strony, trudno budować karierę i zasobność własnego portfela w oparciu o zawód literata. Ale też nie ma o co kruszyć kopii gdy naszym udziałem są trwałe zdobycze polityczno-społecznej ewolucji: demokracja oraz wolny rynek, co w sumie powinno przekładać się bezpośrednio na nasze wybory – czytanie książek to przecież zupełna dobrowolność. Jeśli ktoś czyta pasjami, kupuje książki, nic nie oderwie go od lektury. Jeżeli instytucja biblioteki lub pomieszczenie księgarni wywołują w nim alergię, nic go nie przekona do wertowania zapisanych drobnym drukiem kartek. Żadna kampania w rodzaju „Nie czytasz, nie idę z Tobą do łóżka”, której twarzą jest np. Kazimiera Szczuka. Dlatego autorzy, którym nigdy nie uda się spłodzić bestsellera powinni zacząć pilnie studiować oferty pracy i ustawę o opiece społecznej (jeżeli przez chwilę myśleli o literaturze jako o swoim zawodzie, w związku z czym spotkał ich spory zawód) niż raporty o sprzedaży swoich dzieł oraz wydruki ze stanem konta.

Autorce kontrowersyjnego wpisu na FB od razu pod nim (ewentualnie na łamach prasy) właściwy sposób na wyjście z finansowego impasu zaraz też doradzili koledzy po piórze; ci którym udało się w miarę gładko przeskoczyć z literackiej niszy do mainstreamu (a zatem frustracja z powodu uprawiania zajęcia, którego muzami są Kaliope, Erato i Euterpe, dziś jest im już zupełnie obca) prawiąc słusznie, ale trochę w myśl powiedzenia, iż syty nigdy nie zrozumie głodnego, by już lepiej „zamiast publicznie się mazgaić, ta zabrała się za jakąś inną robotę”. Co prawda o pracę trudno, ale za najniższą krajową na umowie śmieciowej zawsze coś tam się w końcu znajdzie. Prędzej tam w Warszawie, bo na przykład tu gdzie mieszkam, osobie zainteresowanej jakąkolwiek posadą może to sprawić już całkiem spory kłopot. Przypuszczam, że Kaja Malanowska mimo wszystko wolałaby przez dłuższy czas nie martwić o własną przyszłość w związku z wypłaconym honorarium za wydanie nominowanej do ważnej nagrody powieści, aniżeli zdobyć upragnione pół etatu w korporacji reprezentującej „branżę kreatywną”, która zajmuje się namawianiem klientów do kupna jakiegoś wyprodukowanego w Chinach gówna.

Gdyby w rzeczywistości towarzyszącej funkcjonowaniu środowiska literackiego wszystko zależało wyłącznie od talentu i jakości dzieła, moje powyższe rozważania można by skwitować krótko: „kto nie ma miedzi (czyt: „iskry bożej”), ten na d***e siedzi!”. Lecz sprawy odnoszące się do budowania hierarchii wśród czynnych literatów bywają przecież tak samo skomplikowane jak procesy pozwalające płytom tektonicznym zachodzić na siebie.

A jak „narzekania” autorki „Imigracji” mają się do narzekań poetów? W tym przypadku przechodzimy na skali trudności od razu o kilka stopni wyżej; do sparafrazowanego hasła umieszczonego na „fejsbukowym” zdjęciu pisarki (na którym trzyma w ręku tablicę z odręcznym napisem: „Jestem pisarką to nie znaczy, że pracuję za darmo”). W ich wykonaniu hasło to brzmiałoby następująco: „Jestem poetą i zazwyczaj robię za darmochę”. 

wtorek, 18 marca 2014

Wyniki XXIII KP o Nagrodę im. K.K. Baczyńskiego

Foto: M. Bałczewski - „Plaster Łódzki
Protokół z posiedzenia Jury
XXIII Konkursu Poetyckiego
o Nagrodę im. K.K. Baczyńskiego

Dnia 18 lutego 2014 roku odbyło się posiedzenie
Jury XXIII Konkursu Poetyckiego o Nagrodę im. K.K. Baczyńskiego
w składzie:
przewodnicząca: Justyna Fruzińska (Łódź)
członkowie: Bogusław Bujała (Łódź)
Roman Honet (Kraków)
Monika Kocot (Łódź)
Paweł Marcinkiewicz (Opole)
sekretarze: Julian Czurko i Magdalena Skrzypczak.

Na konkurs nadesłano 102 zestawy.
I Nagrodę, w wysokości 1200 złotych, przyznano
panu Rafałowi Różewiczowi z Wrocławia za zestaw „Ufoludek z planety Ziemia”
II Nagrodę, w wysokości 700 złotych, przyznano
panu Bogdanowi Furtakowi z Zalesia Górnego za zestaw „Leica”
Dwie równorzędne III Nagrody w wysokości 500 złotych każda, przyznano
panu Czesławowi Markiewiczowi z Zielonej Góry za zestaw „paradygot romantyczny”
oraz panu Januszowi Taranienko z Białegostoku za zestaw „Tempus”.

Nagrodę TETIS, w wysokości 600 złotych, przyznano
panu Piotrowi Kuśmirkowi z Teresina za zestaw „Mezcal”.

Dwa równorzędne Wyróżnienia, w wysokości 300 złotych każde, przyznano
panu Marianowi Lechowi Bednarkowi z Czernicy za zestaw „Wiatr”
oraz pani Beacie Kieras z Gdyni za zestaw „Wincenty”.

Wręczenie nagród i wyróżnień odbyło się w dniu 15.03.2014 r. w Domu Literatury w Łodzi.Nagrodzone wiersze można przeczytać tutaj.
Fotorelacja Marcina Bałczewskiego na „Plastrze Łódzkimtu.

poniedziałek, 17 marca 2014

„ARTERIE” - zaproszenie do współpracy


Zapraszamy do współtworzenia kolejnych numerów czasopisma „ARTERIE”:

1(18)/2014
Hipsterzy i lanserzy

Zaczerpnięty z dialektów afrykańskich przedrostek „hip” oznacza otwartość na to, co nowe, awangardowość i kontestację norm. Słowo hipster zawiera w sobie dwuznaczność: hipster to ten, kto pozostaje w kontrze do głównego nurtu kultury, ale także ten, kto jest wtajemniczony w to, co modnie, przyjemne i pożądane. Czy współczesny hipster jeszcze przypomina swojego amerykańskiego praszczura z lat 40. i 50. XX wieku? Czy jest raczej prosumentem, produktem naszych czasów, opakowanym w modne gadżety? A może prawdziwego histerstwa trzeba szukać w dużo odleglejszej czasoprzestrzeni niż ostatnie kilka dekad?


2(19)/2014
Zielono mi!

Skrytożercom przedrostka „eko-„ mówimy stanowcze nie! Niech rośnie, kwitnie i owocuje ekolingwistyka, ekopoezja, ekokrytyka, ekomoda, ekomacierzyństwo, ekotacierzyństwo ekobajkopisarstwo, ekołupki i ekogłupki! Jak została „spłodzona” ekologiczna wyobraźnia współczesności, patrząca na człowieka i kulturę w kategoriach kłopotliwego ekosystemu? W jaki sposób ekologia myślenia urosła do rangi ponowoczesnej obsesji, do swoistego ekoterroryzmu oraz do posthumanistycznego imperatywu pochylania się nad nie-ludźmi, których nigdy nie będziemy w stanie w pełni zrozumieć?

Czekamy na teksty nawiązujące do haseł nowych numerów: na dobrą poezję, prozę, przekłady tychże, eseje, reportaże, recenzje nowej literatury oraz grafiki i fotografie. Prosimy o teksty (proza, eseje, reportaże) o objętości do 20 tys. znaków, recenzje – do 5 tys. znaków i o zestawy 5–7 utworów poetyckich.

Termin przyjmowania materiałów upływa 30 kwietnia 2014 r.

Z propozycjami i pytaniami prosimy zwracać się pod adresy: arterie.spp@gmail.com
lub m.a.nowicka@tlen.pl (eseje, recenzje).

Redakcja ARTERII
http://kwartalnik-arterie.pl/


* Dwa tygodnie po terminie przyjmowania materiałów autorzy zostaną poinformowani o przyjęciu tekstu do druku.

niedziela, 16 marca 2014

Wiersze w „Ricie Baum”

W numerze 31/2014 kwartalnika „Rita Baum” ukazały się trzy moje nowe wiersze: „Fedallah”, „Vaterland” i „Lokomocja”. Zainteresowanych zapraszam do lektury wiersza „Fedallah”. Pełna treść aktualnego numeru „Rity Baum” do wglądu tutaj.

Fedallah

A przecież jakieś znaczenie musi się kryć we wszystkich rzeczach,
gdyż inaczej wszystkie one byłyby mało warte, zaś cały ten krągły świat –
jedynie pustą cyfrą, chyba żeby go sprzedawać na wzory dla zasypania  bagien
na Mlecznej Drodze, podobnie jak się sprzedaje wzgórza w pobliżu Bostonu.

                                                    H. Melville

Dług jest pianą na fali uniesienia, tonącym
Pequodem w źrenicy operatora call center.
Lodowatym kłamstwem dotyczącym obietnicy
happy endu, oszraniającym błękitną źrenicę

doradcy klienta indywidualnego, którego
powodzenie zależy od krociowych połowów.
Nasz klient – nasz zatapialny pan, od kiedy mit
obecnych czasów to tylko sprzedaż produktów

bankowych, ciężkich niczym odważniki,
wyrażona szaleńczą odwagą młodożeńców
w biciu pływackich rekordów na otwartych wodach.
A co na to nawigacja? Żadnych map, bo życie

jest grą w statki, ale to tajemnica poliszynela,
którą we wszystkich filiach przykrywa się stertami
formularzy. Takie są prawa tego rejsu, ponieważ
każdy, kto na starość zaryje twarzą w piaszczyste

dno podczas feralnego kursu i z ostatnim
tchnieniem zdoła wykrztusić słowo: „pudło!”, 
powinien mieć na myśli wyłącznie debet
ze sztywnym terminem spłaty.

środa, 12 marca 2014

Rock progresywny w „Tkaczu”


27 marca 2014 r. (czwartek) o godzinie 19.00 w Ośrodku Kultury „Tkacz” w Tomaszowie Mazowieckim, ul. Niebrowska 50 odbędzie się koncert raciborskiej formacji The Gate. Grupa powstała w październiku 2012 roku. Tworzy ją czterech muzyków o różnych charakterach i zbiorze doświadczeń nie tylko muzycznych, sięgających również teatru oraz sztuk wizualnych. Mają ambitne podejście do tworzenia, zarówno pod względem brzmieniowym, tekstowym, jak i kompozycyjnym. Ich muzyka to mieszanka rock'n'rolla i rocka progresywnego, pojawiają się elementy jazzu, bluesa i muzyki klasycznej. 

Ośrodek Kultury "Tkacz", ul. Niebrowska 50
27 marca, godz. 19.00. 
Bilety do nabycia w siedzibie ośrodka w cenie 10 złotych
tel. 44 724-51-92


The Gate w utworach „My Way or the Highway”, „Mirror Dream” oraz „Android lovesong” do wysłuchania tutaj.

wtorek, 11 marca 2014

Promocja powieści Jana Pelca „...będzie gorzej” w Mikołowie



Instytut Mikołowski zaprasza w dniu 14.03.2014 r. o godz. 18.00 na spotkanie związane z promocją powieści JANA PELCA „...będzie gorzej” (wyd. Czarne 2014). W spotkaniu udział weźmie tłumacz książki JAN STACHOWSKI. Prowadzenie: Maciej Melecki i Krzysztof Siwczyk.

„...będzie gorzej” (czes....a bude hůř: román o třech dílech) –
debiutancka powieść czeskiego pisarza Jana Pelca, mająca za tło czeski undergroundlat 70. XX wieku. Składa się z trzech części: Děti rodičů (Dzieci rodziców), Děti ráje (Dzieci raju), Děti cest (Dzieci dróg). Powieść Pelca, który przebywał wówczas na emigracji w Paryżu, ukazała się w Kolonii w 1985 roku, choć jej fragment wydrukowało wcześniej wychodzące w Paryżu czeskie czasopismo „Svědectví”. Książka wywołała burzliwą dyskusję wśród czeskiej emigracji oraz w kręgach czechosłowackiej opozycji; kontrowersje wywołały obecne w niej wulgaryzmy i obscena. Pavel Tigrid, krytyk literacki i wydawca „Svědectví”, napisał o tych polemikach: "Wśród przeciwników są również zwolennicy likwidacji: jeśli już nie samego pisarza, to na pewno jego książki. (...) Przestrzegają przed tą lekturą niewinne dziewczęta i w ogóle młodzież, dorosłych zaś przed obrzydzeniem, jakie ogarnie ich po przeczytaniu już pierwszych stron. Osobom nastawionym patriotycznie mówi się, że oto czeski niby-pisarz »własne gniazdo kala« i lży narodową dumę. Niektórzy redaktorzy, zwykle podający się za rzeczników swobodnego przepływu idei oraz wolności słowa, wysmażyli i opublikowali notki, sens których sprowadza się do tego, że czytelnicy zapewne zrozumieją, dlaczego ich czasopisma nie będą recenzowały książki Pelca". W Polsce ...będzie gorzej zostało wydane po raz pierwszy w 1989 roku, jeszcze w drugim obiegu, nakładem Solidarności Polsko-Czechosłowackiej. Przekładu dokonał Jan Stachowski. Edycja ta zawierała dwie części powieści Pelca: Děti rodičů i Děti ráje. W roku 1993 powieść wznowiono w tym samym tłumaczeniu, jednak wydawca – wydawnictwo Pomorze – ograniczył się jedynie do pierwszej część powieści. W roku 2007 powstała ekranizacja kinowa ...będzie gorzej. Film wyreżyserował w czarno-białej estetyce i klimacie kina offowego Petr Nikolaev. 

 „...będzie gorzej” opowiada historię młodego buntownika, Olina, który w geście protestu przeciw nudnej, pełnej małostkowości i przymusu egzystencji filistrów (w tym rodziców) rzuca szkołę i pracę, by dołączyć do grupy hippisów. Wybrane przez niego nowe życie dalekie jest jednak od sentymentalnych wizji dzieci-kwiatów. Przeciwnie, jego przestrzeń wyznaczają knajpy, meliny, szpital psychiatryczny i więzienie, a wypełnia je picie wódki, przemoc i brutalny seks, pozbawiony żywszych emocji. Kontrowersje budził nie tylko pełen wulgaryzmów język powieści, ale przede wszystkim bijący z niej nihilizm. Książka „Będzie gorzej” stanowiła rażący kontrast w stosunku do dotychczasowej literatury czeskiej - pełnej pobłażliwego uśmiechu i zgody na rzeczywistość. Do dziś szokuje, zadziwia i mimo zmiany realiów historycznych wydaje się niepokojąco aktualna.

Ta książka bije w twarz. Od pierwszych zdań. Tutaj nie ma udawania i teatru. Nie ma Hrabala i nie ma Seiferta. Jest Jan Pelc, który napisał tę powieść, żeby wzburzyć czeski spokój, czeską literaturę, czeskich mieszczan, opozycjonistów i konformistów. To prawdziwy manifest wrażliwości i nihilizmu, wiary i zwątpienia. Piękna i jednocześnie drastyczna historia dojrzewania w czasach podłych. Żałuję, że tak odważnej powieści pokoleniowej nikt w Polsce jeszcze nie napisał. Arcydzieło, które czytane po latach nie traci nic ze swojej świeżości.

Piotr Kępiński

Instytut Mikołowski
ul. Jana Pawła II 8/5
43-190 Mikołów  
tel./fax: 032 738 07 55 /

poniedziałek, 10 marca 2014

Charles Simic laureatem Międzynarodowej Nagrody Literackiej im. Zbigniewa Herberta

W dniu dzisiejszym w warszawskim Teatrze Polskim Fundacja im. Zbigniewa Herberta ogłosiła laureata II edycji Międzynarodowej Nagrody Literackiej im. Zbigniewa Herberta. Uhonorowano nią urodzonego w 1938 roku Charles’a Simica – wybitnego amerykańskiego poetę, eseistę i tłumacza serbskiego pochodzenia.

Międzynarodowa Nagroda Literacka im. Zbigniewa Herberta to wyróżnienie na polu literatury światowej – przede wszystkim w dziedzinie poezji. Przyznawana jest od 2013 roku za wybitne dokonania artystyczne i intelektualne nawiązujące do idei, które przyświecały twórczości Zbigniewa Herberta. Laureatem pierwszej edycji był inny amerykański poeta W. S. Merwin.

Simic jest także autorem artykułów na temat poezji polskiej w „The New York Review of Books” oraz wstępu do amerykańskiego wydania „The Collected Prose” Zbigniewa Herberta w przekładzie Alissy Valles. Ma na swoim koncie najbardziej prestiżowe artystyczne wyróżnienia, w tym Nagrodę Pulitzera. Laureat odbierze Nagrodę im. Zbigniewa Herberta 14 maja 2014 roku podczas uroczystej gali w Teatrze Polskim w Warszawie.

Sekretarz jury Andrzej Franaszek powiedział, że Charles Simic został wyróżniony za niezwykłą umiejętność łączenia dwóch doświadczeń. Z jednej strony - uzasadniał tegoroczny wybór jury Franaszek - to jest pamięć historyczna i ironia, charakterystyczna dla naszego obszaru geograficznego. Z drugiej strony - Simic jest poetą głęboko zanurzonym w rzeczywistość amerykańską. 


Więcej informacji tutaj.

Kilka wierszy laureata tutaj.

czwartek, 6 marca 2014

Kolekcja diamentów i werbalne guzy

W numerze 6 (133) 2013 sopockiego  dwumiesięcznika „Topos” można przeczytać recenzję Tomasza Pyzika zatytułowaną „Poetycki przewodnik po współczesności (Węzły, sukienki, żagle. Nowa poezja, ojczyzna i dziewczyna. Antologia wierszy współczesnych, red. A. Fryz)". 

Topos ojczyzny i kobiety przewodzi antologii, na którą składa się 257 wierszy 90 poetów. Byli oni gośćmi Festiwalu „Złoty Środek Poezji”, który od 2005 roku odbywa się w Kutnie. Teoria złotego środka zakłada kompromis, wspólne spotkanie, które zaprasza wszystkich, nikogo nie wyklucza. To poetycka manifestacja tolerancji skupiająca poetów o znaczącym dorobku oraz tych, którzy będą znani w niedalekiej przyszłości. Są też tacy, których wiersze sprawiają, że lepiej by było, gdyby szybko poszli w zapomnienie. Jest dla nich miejsce w złotym środku, bo jest tu miejsce dla wszystkich, ale ich przekaz rzekomo poetycki lokuje ich w rynsztokowym nurcie postmodernizmu. Artur Fryz wyraźnie podkreśla, że <<wolność wypowiedzi była tutaj pojęciem kluczowym, stąd różnorodność tonacji: od patosu po ironię i sarkazm, odmienność ujęć – od utworów zakorzenionych w politycznym i społecznym teraz, interwencyjnych niemal, po wiersze uniwersalizujące, bardzo zmetaforyzowane, zmierzające do źródeł>>. Najbardziej wartościowe są wiersze z ostatniej grupy, warto je promować, przedrukowywać, przypominać, interpretować. One czysto ubogacają, pomagają dotrzeć poprzez duchowe poruszenie do tego prawdziwego, jedynego Źródła (…)” – pisze autor recenzji, a na zakończenie dodaje: „(…) Antologia wierszy współczesnych jest pozycją kompletną, gdyż zawiera w sobie dzieła wybitne oraz takie, które wstyd komuś podarować. Spektrum lirycznej estetyki jest więc tu w jakimś stopniu pochodną tego, co aktualnie się dzieje w poezji”.

O tym, kogo wiersze Tomasz Pyzik wydobywa spośród 257 tekstów jako przykład poezji o „szczególnej formie wewnętrznego poruszenia” dowiedzą się ci, którzy nabędą 133 numer „Toposu”. Niestety, z treści recenzji nie wynika, które wiersze spośród wierszy 90 autorów antologii, zasłużyły jego zdaniem na miano „werbalnego guza pośród kolekcji poetyckich diamentów”. Więcej o tym, jaki paradygmat towarzyszył autorowi kiedy tworzył obie te kategorie, dowiedzieć się można z lektury całości tekstu.

Szerzej o recenzowanej książce tutaj.

poniedziałek, 3 marca 2014

Dom Literatury w marcu



W marcu w Domu Literatury m.in.:

6 marca 2014 r. godz. 19.00 - Spotkanie z Anną Arno i promocja książki „Konstanty Ildefons Gałczyński. Niebezpieczny poeta” oraz otwarcie wystawy z Muzeum Literatury w Warszawie, poświęconej Konstantemu Ildefonsowi Gałczyńskiemu.

13 marca 2014 r. godz. 19.00 - Promocja najnowszych numerów „Tygla Kultury” „Zrozumieć człowieka” (1-6/2013) i „Pamięć” (7-12/2013) z udziałem redaktorów pisma: Zbigniewa Nowaka i Krystyny Stołeckiej oraz autorów numerów, m.in. Ulrike Lang.

15 marca 2014 r. godz. 17.00 - XXIII Finał  Konkursu Poetyckiego o Nagrodę im. K.K. Baczyńskiego. W programie: wręczenie nagród i koncert zespołu „Dzikie Jabłka”.

20 marca 2014 r. godz. 19.00 - Spotkanie z Ziemowitem Szczerkiem i promocja książki „Przyjdzie Mordor i nas zje” (Paszport Polityki 2014).

Szczegółowy kalendarz wydarzeń pod linkiem.

DOM LITERATURY ul. Roosevelta 17
90-056 Łódź
tel. 42 636 68 38
tel./fax 42 636 06 19