wtorek, 7 stycznia 2014

Szksypcz rze, szksypcz!

Gdybym tylko przypuszczał, że muzykom zespołu Nieszksypczrze przyświeca chęć odniesienia komercyjnego sukcesu, natychmiast wyraziłbym pogląd, iż nazywając siebie tak a nie inaczej zaraz u zarania własnej kariery popełnili marketingowe samobójstwo. Po poznaniu muzyki z Inkluzji wiem jednak, że interesują ich zupełnie inne rzeczy niż „Złota płyta”, ponieważ wspólnie stworzyli swoiste „ciało obce”, które jak na to wskazuje sama definicja słowa „inkluzja”, nie ma nic wspólnego z tzw. „piosenkami z radia”. Kiedy próbuję sobie wyobrazić, że zawarte na płycie kompozycje mogłyby się znaleźć w komercyjnych stacjach, zaraz też przychodzi mi na myśl taka oto anegdota: na jednym z licznych festiwali w Wielkiej Brytanii (powiedzmy, że folkowym) występ Nieszksypczrze zapowiada rodowity Szkot. Można? Nie można.

Krzysztofowi Jakubowi Szwarcowi (gitara akustyczna), Janowi Włudyce (skrzypce) i Grzegorzowi Choszczowi (gitara basowa i akustyczna) z pewnością obce były rozterki lingwistyczne szkockiego inspicjenta. Po prostu, na Inkluzjach pod względem muzycznym zrobili swoje, po swojemu i dla swoich. Ale co my, szeroko pojęci słuchacze z tego mamy (możemy mieć)? Otóż, niespodziewanie wiele. Przede wszystkim skojarzenia z innym gdańskim projektem – Kutabukiem. Zwłaszcza w utworach, w których gościnny udział wziął Sławomir Płatek – poeta i animator kultury związany z gdańskim środowiskiem poetyckim. Przypomnijmy, że głosem wspomnianego Kutabuka jest inny poeta z Gdańska – Artur Nowaczewski. Mimo odmiennego instrumentarium, tam gdzie swoje wiersze recytuje Płatek, Nieszksypczrze zbliża się estetycznie do dokonań Nowaczewskiego i spółki. Znacząca różnica (obok niewątpliwej autonomii twórczej) polega na braku udziału perkusisty w sesji (sesjach?) do Inkluzji (w Kutabuku obecność „bębniarza” jest poniekąd deklaratywna – wystarczy wziąć pod uwagę choćby utwór Bębny Jacka Oltera). Podobieństwa najbardziej bywają widoczne w I Pan ukarał pismo, gdzie mamy do czynienia z udaną melorecytacją nieco surrealnego, ale przy tym nieomal epicko-biblijnego tekstu, który przez całą kompozycję zgrabnie prowadzą: odpowiedni tembr głosu, basowy pochód oraz pasaże skrzypiec i akustycznej gitary. Wszechobecne na płycie linie melodyczne zagrane na tym drugim instrumencie przynoszą kolejne skojarzenie; tym razem sięgam głęboko do historii rocka progresywnego, żeby wydobyć stamtąd nazwę Curved Air (patrz: improwizowane partie skrzypiec w Trochę zła).

Zdecydowana większość kompozycji zawartych na Inkluzjach to jednak utwory instrumentalne w dosyć eklektycznym wyborze. Hommage de Fetting z powodzeniem mógłby stać się alternatywną ścieżką dźwiękową do filmu Wino truskawkowe nakręconego przez Dariusza Jabłońskiego na podstawie Opowieści galicyjskich Stasiuka. Z kolei w Zimowym wieczorze mamy do czynienia z subtelnym wpływem muzyki poważnej (partia solowa skrzypiec ciekawie nawiązująca do The Four Seasons Vivaldiego). Hermes to już niepodzielne „rządy” gitarowych partii, na której gitarzyści wyczyniają rozmaite alikwoty, doprowadzając swoje partie gdzieś w pobliże (tu umownie) bluegrassowych flażoletów.

Głos pojawia się znów w utworze szóstym, którego tytuł przewrotnie umieszczono na okładce płyty pismem wspak – mowa o Teorii śliwowicy – niestety, tym razem indeks werbalny nie „zaznacza się” w tej kompozycji do końca przekonująco. Ale to tylko dwuminutowy fragment, w którym poeta zaproszony do współtworzenia dzieła udowadnia, że recytatorem jest świetnym (część mówiona tekstu), natomiast aktorem już niekoniecznie (część interpretowana). Instrumentalne Happi, rzeczywiście jest mocno relaksujące, podobnie jak kompozycja Nie każda róża ma kolce, która niemal od samego początku ujmuje słuchacza jazzowym „feelingiem” oraz dbałością o muzyczny detal. A jednak gdzieś w okolicach Tarata Tan Tara Tan Tarata Tan nie mogę się już doczekać kolejnej melorecytacji. Mimo, że we wspomnianym utworze świetnie brzmią folkowo-progresywne klimaty, odpowiedniej głębi w naturalny sposób przydałby im głos deklamujący wiersz (cierpliwi otrzymają nagrodę, bo ten w końcu wybrzmiewa, ale dopiero w końcówce). Jako ostatnią na Inkluzjach, otrzymujemy liryczną Kołysankę dla Zuzi, udanie zamykającą ten niecodzienny i ciekawy projekt, którego świetną przyszłość widzę w stałym połączeniu sił – melorecytującego Sławomira Płatka i biegłych, zdolnych muzyków z wizją.

Nieszksypczrze, „Inkluzje”. Soliton.

1 komentarz: