niedziela, 21 lipca 2013

Życie wewnętrzne (7)


DO JANUSZA ŻERNICKIEGO

                                                         dn. 5.4.[19]68.

Wielebny Januszu!

Ano, już ma się kwiecień (plecień?). Czy pojadę na III Festiwal Poezji do Łodzi: nie wiem jeszcze. Niby jestem na liście. Ale mają do mnie jakieś zastrzeżenia natury kogutów, tańców i piwa. Więc? Ale i tak się zobaczymy niedługo. Niech (chciałoby się rzec: „no tylko zakwitną jabłonie”) tylko mi się wyklaruje sprawa mojej pracy… W ostatnim nrze „Kultury” jest recenzja z mojego tomiku „Wiersze z Laascaux”, pióra (?) Jarosława Markiewicza. Wydawałoby się, że teraz zacznę wiedzieć, co u mnie piszczy. Dowiedziałem się jednak, że Markiewicz wcale się nie zna na poezji. Takie bzdury wypisywać, np. „ w s ł o w i e „łąkokosy” ukrytych jest kilka czasowników potrzebnych do opisania sianokosów”. Mowa potem o naiwności („owo zbliżenie człowieka i przedmiotu, człowieka i natury nie jest w najmniejszym bodaj stopniu świadome”). Przykłady wziął – omawiając – nie najlepsze (z wierszy napisanych przeze mnie w l. 59-60. A już w ogóle pomyliło mu się, gdy sądzi, „że niektóre pomysły słowne niczemu nie służą (jakie, które, ile?) w tych wierszach, zdradzają jakiś manieryzm, p o d p a t r z e n i a  u  S t a c h u r y…” Gówniarz! Byłem swego czasu u Steda w W-wie: był on i J. Szatkowski (zadebiutuje w maju br. w Poznaniu). I tam się wywiązała ostra dyskusja, w której Markiewicza zmieszałem nawet nie wiem z czym, ale niedobrze się o nim wyraziłem (zły poeta, oprócz kilku linijek!). Sted także był wkurwiony, abo krytykowałem Jego większość wierszy z cyklu „Przystępuję do ciebie”. Ale cóż. Nie w tym rzecz. Mógłbym także pisać recenzje. I to chyba lepiej. Zresztą. Piszę ci o tym, bo to nie tak sobie wyobrażałem. Wojtek Roszewski miał pisać recenzję (pisali o zdjęcie, więc może pójdzie w „Pomorzu”). Chyba jeszcze ktoś to zrobi. Ty pisałeś, że chcesz…

Dziwę się, że Markiewicz nie umiał (bo tak można to sobie przypuszczać!) nic powiedzieć o moich w „Brzegiem słońca” najciekawszych wierszach „Stół”, „Motyw z kogutem”, W Pobokach: biało”, „Skąd we mnie pies”, „Odbijamy do brzegów bólu”, „Krzyżak zaciąga pajęczynę antenę”. Wyobrażam sobie – co będzie, gdy wyjdzie mój tomik „Krzyk z natury”.

Serdecznie Pozdrawiam!                                                                                                                                                                                                                                  Bruno 

Ryszard Milczewski-Bruno, „Poezja, proza, listy”, t. III. SW „Czytelnik”, Warszawa 1989.

3 komentarze:

  1. Bruno lubił pisać listy, niewątpliwie jest to bardzo bogaty materiał historyczny. Pisał wprost, bez ogródek, dlatego nie miał łatwego życia. Dzięki Piotr, że wracasz do Niego, widzę duże podobieństwo w tym co robisz (poezja) Doceniam twoje pisanie.
    JBZ

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jerzy, dziękuję Ci za Twoje miłe słowa. Tak, jestem zwolennikiem oglądania się na dawną tradycję. Tylko zadufani w sobie mogą sądzić, że wymyślają proch. Literatura, poezja, to wciąż trwający, rozciągnięty w czasie proces. Tylko czasy się zmieniają, stąd różnice wypływają wyłącznie z kontekstów, ze zmieniającego się języka, który pragnie nadążyć za rzeczywistością. Wystarczy spojrzeć na poezję współczesną przez pryzmat tradycji a okaże się, że wszystko już było także i przedtem. Począwszy od treści, skończywszy na środowiskowych „miazmatach”.

      Usuń
  2. Myślenie do przodu to gruntowna wiedza o tym co było. Bez tego tylko geniusz coś zwojuje, ale w poezji geniuszy nie ma i nie było, przebłyski ugruntowane pracą i rozumienie przedmiotu o wiele dalej niż teraz, to jest klucz do sukcesu i przetrwania dłużej aniżeli własny żywot. Panuje jednak hasło: poezja zaczyna się od nas, ode mnie, tylko brakuje weryfikacji stąd frustracja niekiedy irracjonalny jej przejaw, co powszechne jest już wśród internetowych. Sami grzebią siebie za życia. Pozdrawiam.
    JBZ

    OdpowiedzUsuń