wtorek, 16 lipca 2013

„Niczego nie będzie”



Według pesymistycznych prognoz opracowanych przez firmę doradczą PwC, na którą powołuje się „Gazeta Polska Codziennie”, drukowane dzienniki i tygodniki przetrwają w Polsce tylko przez najbliższe 10 lat. Czytelnicy prasy, a wraz z nimi reklamodawcy, będą odpływali szerokim strumieniem do internetu, który jest coraz łatwiej dostępny dzięki mobilnym urządzeniom, takim jak smartfony i tablety.  Załączając do powyższej prognozy wyniki badań na temat czytelnictwa, szorującą po samym dnie edukację oraz kryzys ekonomiczny, zapowiadana apokalipsa dosięgnie najpierw czasopisma literackie, które znikną z rynku na zawsze, skoro już ich dzisiejsza obecność przypomina ujemny przyrost naturalny. Mojemu życiu czytelniczemu towarzyszył druk na papierze, dlatego doskonale pamiętam czasy, kiedy jeszcze istniały w Polsce nie tylko miesięczniki, kwartalniki, ale także tygodniki literackie, a większość gazet codziennych prowadziła dział literacki lub chociaż własną pocztę literacką. Prasa, stanowiąc jedno z najbardziej wpływowych mediów, nigdy nie była przy tym uwolniona od szeroko pojętych politycznych wpływów. Nie ma też mediów, za którymi nie stałaby określona doktryna polityczna głosząca dzisiaj już nie jedną, ale co najmniej kilka prawd objawionych. Oczywiście, ani wtedy, ani dziś o porządku świata nie decydowali poeci; decydujący głos miała wiodąca partia polityczna wyposażona w określony aparat represyjny. Dzisiaj o wszystkim decydują korporacyjni bankierzy przy pomocy giełdy i stóp procentowych. Oparty na ekonomii styl życia wyzwala na rynku prasowym pożądane zjawisko symbiozy, kiedy to na potrzeby politycznej ideologii i rachunku ekonomicznego, media z jednej strony kształtują opinię publiczną na z góry ustaloną modłę, ale też niejednokrotnie dostosowują własny poziom do poziomu większości i jej ogłupiałych elit, oferując dostęp do zrozumiałego dla mas „języka tabloidowego”. Część dziennikarzy prasowych (wśród, których występują także i redaktorzy pism publikujących literaturę), jakiś czas temu utraciła nie tylko wiarygodność, ale też przywiązanie do własnej inteligencji sądząc, że każdy zakłamany osąd, lub każda próba wykreowania kolejnego autorytetu na czyjeś indywidualne zamówienie, nie napotka na żaden większy opór. Gdyby przenieść powyższy opis jakże niekorzystnych zjawisk na grunt czasopism literackich okazałoby się, że i tu występują mielizny i rozległe bagna, powodując określony skutek przybliżający zapowiadaną katastrofę. Na przykład redaktorzy, którzy byli swego czasu uwikłani we współpracę z bezpieką, zasiadający w redakcjach pism funkcjonujących już w nowej rzeczywistości. Zostawmy to; tych sądzi historia. O wiele istotniejsze jest tu funkcjonowanie czasopism literackich w aktualnej przestrzeni. Żadne z nich bez udziału dotacji, nie ma szans na długie i spokojne życie w realiach gospodarki rynkowej. MK i DN ogłasza zasady, na mocy których mają być przyznawane dotacje na czasopisma. Pierwszeństwo według nich przysługuje tytułom „o profilu artystycznym i literackim, prezentującym różne dziedziny twórczości". Resort podkreśla, że celem programu „nie będzie wspieranie czasopism o profilu społeczno-politycznym, religijnym, narodowościowym, naukowym czy historycznym. Z tego względu wysoko oceniane są te spośród nich, dla których tematyka kulturalna i artystyczna stanowi wiodącą oś problemową". Tymczasem jedno z największych dofinansowań otrzymuje m.in. „Krytyka Polityczna” i „Przegląd Polityczny”. Głośne larum, które po zaabsorbowaniu tej informacji ciśnie się zaraz na usta, momentalnie wyciszają następujące pytania zasadnicze: kto i co czyta? Czy wśród kryteriów ministerialnych znajduje się punkt o wysokości zwrotów? Jeżeli, dajmy na to, spośród pięciuset dotowanych przez ministerstwo egzemplarzy pisma literackiego, zwrotowi podlega trzysta pięćdziesiąt, czy warto takie pismo utrzymywać przy życiu za pomocą dotacji? Oczywiście, część nakładu rozejdzie się później przy okazji rozmaitych imprez i spotkań literackich, albo zostanie rozdana, i w ten sposób i tak trafi do swojego czytelnika. A może to tak właśnie musi działać, wbrew obowiązującym tendencjom, w tym wbrew dogmatom rynku? Przecież także i pomoc bliźniemu, nie jest  w dzisiejszych czasach aż tak popularna, ale jednak czasem występuje. A co z czytelnikiem wyspecjalizowanym, którym jak mniemam jest środowisko? Ile ono może liczyć osób w całym kraju, wliczając w to poetów, krytyków literackich, animatorów spotkań autorskich i redaktorów w poszczególnych redakcjach? Tysiąc osób, tysiąc pięćset? Może znacznie mniej, na przykład pół tysiąca? A ile periodyków literackich, ty sam poeto, redaktorze, krytyku i animatorze, nie dostałeś za darmo, ale kupiłeś za własne pieniądze w ubiegłym roku? Jeśli nie wy, to kto ma je nabywać? Czytelnik? Jaki? Ten wyedukowany w szkole, w której nauczanie o poezji traktuje się pobieżnie i szablonowo? A może bezrobotny lub chory, chcąc umilić sobie czas oczekiwania na rejestrację? Czy upadek gazet, w których jeszcze publikuje się wiersze, w epoce postępu technologicznego w ogóle ktoś zauważy? Najpierw z ich łam znikną wiersze, a zaraz po nich i one same. I tak, jedna za drugą obrócą się w niebyt wszystkie rodzaje działalności człowieka nie przypisane do masowej rozrywki, reklamy bądź produkcji. Proszę zgadnąć, co (lub kto) zniknie na samym końcu?

5 komentarzy:

  1. Jeżeli, dajmy na to, spośród pięciuset dotowanych przez ministerstwo egzemplarzy pisma literackiego, zwrotowi podlega trzysta pięćdziesiąt, czy warto takie pismo utrzymywać przy życiu za pomocą dotacji?
    nasuwa się pytanie co czytają tysięczne rzesze poetów, czy w ogóle są zainteresowani prasą literacką? Gdzie należy szukać odpowiedzi? W dobie globalizacji edukacja idzie w kierunku przygotowania młodych ludzi do konsumpcji, komu na sercu leży tradycja, dobre praktyki poszanowania dorobku twórczego. Zawracanie rzeki kijem, albo przelewanie z pustego w próżne, lub gadanie po próżnicy. Nawet pod tym artykułem mało kto otworzy usta. Większość zajęta jest kreowaniem własnego wizerunku poety w necie.
    JBZ

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogi Jerzy, niestety tak to właśnie wygląda. Co do poetów "zajętych kreowaniem własnego wizerunku w necie", biada im wszystkim! Strasznie trudną "kreację" dla siebie wybrali. Istnieje przecież szereg innych dziedzin, w których o wiele łatwiej zostać tzw. "celebrytą":)

      Usuń
  2. najkrótsza droga bardzo szybko się kończy, wtedy pozostanie rozpalić ogień i czekać aż wygaśnie w mroku, popiołem jeszcze można się ogrzać ale co dalej? krótkowzroczność jakiej nie było opanowała wszystkich. Ja wolę się obudzić we własnym miejscu.
    JBZ

    OdpowiedzUsuń
  3. Posiadać, osiągnąć "własne miejsce" w poezji, stanowi oczywisty ideał. Skupianie się wyłącznie na podróży "poboczami", do których zaliczam nadmierne przywiązanie do rozmaitych środowiskowych inicjacji/celebracji, to trwonienie czasu. Trafnie mówi o tym Bohdan Zadura, dla którego "poezja jest językiem ostatniej szansy: jeśli ma do powiedzenia coś, co da się wyrazić tylko wierszem, wtedy wiersz ma rację bytu. Jeśli można to powiedzieć inaczej,nici z wiersza, bo po co wiersz?"

    OdpowiedzUsuń
  4. tak, ale większość tego nie rozumie, wyrażają to co oczywiste, dominuje opisowość wtórna, a język jakby z boku, tylko do narracji.
    JBZ

    OdpowiedzUsuń