niedziela, 28 kwietnia 2013

Schodkami w górę, schodkami w dół


Korzystam z wrzuconej przez Arka Łuszczyka, autora niniejszych zdjęć obecnego na moim piątkowym spotkaniu w Klubokawiarni „4 Pokoje” w Wa-wie, dwuzdaniowej notki na facebooku: „Kolejne świetne spotkanie za nami. Mroczne wiersze i pogodny autor dały ciekawą mieszankę”*. Ach, mój drogi Arkadiuszu, gdyby to było takie proste! Gdybym był jako ta „jasna polana”, która choć świeciła swoim złocistym blaskiem prosto w oczy Stachurze, to i tak w końcu ciemność zaanektowała go na absolutną własność. Stąd i moja pogoda jest pogodą panującą w górach, na otwartym morzu, albo na jeziorach, gdzie w samym środku słonecznego dnia zrywa się wicher, śnieżyca lub biały szkwał. Najmniej fałszywie brzmiąc w wierszu, mrużę oczy, uśmiecham się, ale to tylko weneckie lustro, za którym kryje się pokój przesłuchań… Zatem w piątek pogoda była piękna; przejeżdżając z Dworca Zachodniego na Pragę Północ przez całą niemal Warszawę, mrużyłem oczy i uśmiechałem się. Dzięki wskazówkom Doroty, czułem się jak u siebie, choć nigdy nie byłem tam dokąd jechałem. Powidoki jak z „Opowiadań ulicznych” Nowakowskiego; rejony i rewiry Pragi, Aleja Solidarności, gdzie odebrałem telefon od Pawła Łęczuka, skwer imienia płk Antoniego Żurowskiego, na którym z kolei ja zadzwoniłem do Maćka Meleckiego dopytując go o wrażenia z Portu Wrocław, Inżynierska, gdzie odnalazł mnie esemes od Marcina Orlińskiego. Byle jak zapamiętane zdania ale już nie wiem skąd, czy z samych opowiadań Nowakowskiego czy z jakiegoś przeczytanego omówienia jego książki: „Enklawy bogactwa i biedy, szklane witryny w kiepsko odmalowanych ścianach domów, hurtownie, magazyny sąsiadujące ze sobą w przekładańcu form architektonicznych i urbanistycznych. Życie udrapowane byle jak i tanio ma dawać zysk, przypominać starą rekwizytornię połączoną z wypożyczalnią poszczerbionej zastawy stołowej i ślubnych sukien. Tu drga wciąż słoneczne oświetlenie; plamy światła nasączają rzeczywistość lub przechodzą nagle za rogiem w światłocień, w nieprane od wieków firanki spożywczego lub sklepu żelaznego. Przykurzeni ludzie również podlegają jego przemianom, ukrywając twarze za czarnymi okularami lub przyciemnionymi szybami limuzyn po 100 tysięcy za sztukę”. Taki jak i sama Praga także i klub, nie mający w sobie niczego z nowobogackiej ekskluzywności, nic ze sztucznego światła Ikei, nic z wychuchanej ponad miarę jednorazowości – tam kurz był kurzem na poobijanych sprzętach, z których każdy miał liczne otarcia, obicia, i trochę zdekompletowany pochodził z zupełnie odmiennej historii. „4 Pokoje”, a naliczyłem trzy, dopóki nie zobaczyłem wystawionego przed lokal wprost na chodnik stołu, nakrytego bielusieńkim obrusem, przy którym tuż przed zapadającym zmrokiem zasiedli biesiadnicy. Tak, ten czwarty pokój to cała ulica Wileńska, to pokój nieustannie otwarty. Otwarty także i na poezję, czego mogłem doświadczyć dzięki Dorocie Ryst i Pawłowi Łęczukowi, którzy od lat zapraszają do siebie poetów z miejsc odległych od poetyckiego mainstreamu, przy czym nieskromnie wyrażę przypuszczenie, że przez to być może prawdziwszych życiu i poezji pomieszkującej z dala od wymuskanych poetyckich festiwali, coraz bardziej przypominających swoim kształtem telewizyjną ramówkę. Jak już pisałem, czułem się jak u siebie, bo jestem w środku umeblowany podobnie jak „4 Pokoje”, dlatego ten wieczór nie mógł się nie udać. I udał się wspaniale (tak myślę); dla zaproszonego autora, dla prowadzącej jego wieczór, jak i dla publiczności, od której wyłącznie uzależniona jest prawda w(y)stępującego poety…

Nie pozostaje mi nic innego jak podziękować warszawskim organizatorom za ich bezcenny trud, a startującym w TJW za trudność wyboru, którą mi zadali (gratulacje dla młodziutkiej Anity Wiśniewskiej). Serdeczne podziękowania składam także Krzysztofowi Michowi, opiewającemu w swoich wierszach Pragę, dzięki któremu nie spóźniłem się na ostatni nocny kurs w tym dniu, chociaż jako podróżny bez kupionego wcześniej biletu zostałem wtrącony w samą otchłań autobusu – w profanum z jednego punktu widzenia, ale w sacrum dla podróżujących przez życie inaczej – spędzając całą podróż powrotną na wąskich schodkach.

* zdjęcia są Arkadiusza, natomiast zdanie przynależy do Doroty Ryst. Poprawka powinna przyjąć brzmienie: "Ach, moja droga Doroto...". Odezwała się moja fejsbukowa dezorientacja...

Spotkanie autorskie, „Praski Slalom Poetycki”, „4 Pokoje” Warszawa, 26.04.2013 r.

sobota, 27 kwietnia 2013

Pierwsza tura nominacji do NP „Orfeusz”


25 kwietnia w Domu Literatury w Warszawie jury II edycji Nagrody im. K. I. Gałczyńskiego ORFEUSZ za najlepszy tom poetycki roku, w składzie: Jan Stolarczyk (przewodniczący), Tomasz Burek, Krzysztof Kuczkowski, prof. Wojciech Ligęza i Feliks Netz ,po zapoznaniu się ze 183 zgłoszonymi tomikami wierszy, postanowiło nominować do nagrody 20 z nich (kolejność alfabetyczna):
1.     Dorota Betlewska - Gutowska, Róża Ksiąg i scenariusze , Wydawnictwo „Magraf” , Warszawa 2012
2.     Kazimierz Brakoniecki, Chiazma, Biblioteka „Toposu” , Sopot 2012
3.     Zbigniew Chojnowski, Bliźniego, swego, Biblioteka „Toposu”, Sopot 2012
4.     Krystyna Dąbrowska, Białe krzesła, Wydawnictwo Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury, Poznań 2012
5.     Jakub Ekier, Krajobraz ze wszystkimi, Wydawnictwo Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury, Poznań 2012
6.     Teresa Ferenc, Widok na życie, Biblioteka „Toposu”, Sopot 2012
7.     Jerzy Górzański, Festyn, Wydawnictwo Nowy Świat, Warszawa 2012
8.     Barbara Gruszka - Zych, Szara jak Wróbel, Biblioteka „Toposu” , Sopot 2012
9.     Jerzy Jarniewicz, Na dzień dzisiejszy i chwilę obecną, Biuro Literackie, Wrocław 2012
10.  Łukasz Jarosz, Pełna krew, Wydawnictwo Znak, Kraków 2012
11.  Urszula Kulbacka, Rdzenni mieszkańcy, Biblioteka Atrerii, Łódź 2012
12.  Ewa Lipska, Droga pani Schubert..., Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012
13.  Piotr Matywiecki, Widownia, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012
14.  Jarosław Mikołajewski, Na wdechu, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012
15.  Ewa Elżbieta Nowakowska, Merton Linneusz Artaud, Wydawnictwo FORMA, Szczecin, Bezrzecze 2012
16.  Jerzy Plutowicz, Miasto małe jak łza, Wydawnictwo Mamiko, Nowa Ruda 2012
17.  Jan Polkowski, Głosy, Biblioteka „Toposu”, Sopot 2012
18.  Dariusz Suska, Duchy dni, Biuro Literackie, Wrocław 2012
19.  Maciej Woźniak, Biała skrzynka, Wydawnictwo Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury, Poznań 2012
20.  Jarosław Zalesiński, Wiersze ponowne, Wydawnictwo „Tytuł” Krystyna Chwin, Gdańsk 2012

6 czerwca jury wyłoni finałową piątkę poetów nominowanych do nagrody. Laureat otrzyma 20 tys. zł i granitową statuetkę autorstwa Rafała Strumiłły. Uroczysta gala wręczenia nagrody odbędzie się 29 czerwca w Muzeum K. I. Gałczyńskiego w Praniu.


piątek, 26 kwietnia 2013

Trzy konkursy na „Rok Tuwimowski” w Łodzi


W związku z ogłoszeniem roku 2013 „Rokiem Tuwima”, moi przyjaciele z „Arterii” oraz Domu Literatury w Łodzi ogłaszają trzy konkursy tematyczne związane z powyższym faktem: „Konkurs na krótką formę komiksową Julian Tuwim (temat należy rozumieć wielorako, w tym dotyczy on: postaci i biografii Juliana Tuwima, bezpośredniego lub pośredniego nawiązania do jego twórczości, jego związku z Łodzią, Warszawą, Inowłodzem, Tomaszowem Mazowieckim czy Spałą); „Konkurs na teledysk Rok Tuwima” (na konkurs można przesyłać autorskie prace wideo teledyski oparte w sposób bezpośredni lub pośredni na twórczości Juliana Tuwima, prezentujące twórczość Tuwima w sposób tradycyjny, jak i eksperymentalny); „Konkurs na plakat Rok Tuwima” (na konkurs można przesyłać prace nawiązujące w sposób bezpośredni lub pośredni do twórczości Juliana Tuwima oraz jego postaci). Szczegóły dotyczące wspomnianych konkursów, zainteresowani mogą poznać pod tym linkiem.

środa, 24 kwietnia 2013

Nagroda Literacka m. st. Warszawy przyznana!



Joanna Kulmowa została laureatką Warszawskiej Nagrody Literackiej za rok 2012 w głównej kategorii nazwanej „warszawski twórca”. „W literaturze powinno się ukuć termin multipoetyka, aby ogarnąć mnogość uprawianych przez nią gatunków” – uzasadniał werdykt jury prof. Grzegorz Leszczyński, który stwierdził również, że laureatkę cechuje „tajemna poetyka, którą pozwalam sobie nazwać kulmizmem”. Warto przypomnieć, że Joanna Kulmowa, pochodząca z mojego rodzinnego miasta, uznana poetka i pisarka, w ubiegłym roku została honorową obywatelką Tomaszowa Mazowieckiego. 

Nagrodę w kategorii „poezja” otrzymał Krzysztof Karasek za tomik „Dziennik Rozbitka” (Instytut Mikołowski), poruszający tematykę „kruchości istnienia oraz tajemnicy życia i przemijania”. Nominowani w tej kategorii byli ponadto Beata Patrycja Klary za „De-klaracje” (Towarzystwo Przyjaciół Sopotu) oraz Jacek Podsiadło za tom „Pod światło” (Bez Napiwku). 

Nagrodę Literacką m.st. Warszawy 2013 przyznano w pięciu kategoriach: „warszawski twórca”, proza, poezja, książka dla dzieci oraz edycja warszawska. Nagroda w głównej kategorii „warszawski twórca” wynosząca 100 tys. zł. to najwyższa w Polsce nagroda w dziedzinie literatury fundowana przez samorząd. 


Źródło: www.forum.wp.pl

wtorek, 23 kwietnia 2013

Spotkanie z Andrzejem Poniedzielskim



Miejska Biblioteka Publiczna w Tomaszowie Mazowieckim organizuje w dniu 08.05.2013 r. o godzinie 18.00 w sali SCH Tomy ul. Jerozolimska 1e spotkanie z Andrzejem Poniedzielskim, autorem ponad 250 wierszy, kilkuset felietonów oraz tekstów piosenek, napisanych m. in. dla Elżbiety Adamiak, Edyty Geppert, Anny Marii Jopek, Stanisława Soyki, Lory Szafran, Grzegorza Turnaua. Pisał do muzyki m.in. Katarzyny Gaertner, Włodzimierza Nahornego, Janusza Strobla i Jerzego Satanowskiego. Jest współautorem wielu spektakli estradowych (scenariusz, reżyseria, prowadzenie), współpracuje z wieloma teatrami w Polsce (Teatr Polski w Bydgoszczy, Teatr Dramatyczny w Białymstoku i Teatr im. Horzycy w Toruniu, Teatr Powszechny w Łodzi, Teatr Polski w Szczecinie, warszawski Teatr Ateneum). W marcu 2007 r. Andrzej Poniedzielski objął kierownictwo literackie „Sceny na dole” w Teatrze Ateneum. Pierwszy tomik wierszy pt. „Chyba już można...” opublikował w 1984 roku. W roku 2011 ukazał się tomik poezji „Jednocześnie” a w 2012 ukazała się książka-kalendarz „Szumi czas 2013” – wybór wierszy Andrzeja Poniedzielskiego i jego fotografii – 53 teksty i poetyckie refleksje na każdy tydzień roku.

niedziela, 21 kwietnia 2013

Wyciąg z ruinowiska (8)


Są nieliczne stany sprawiedliwość na tym świecie: od dłuższego już czasu stare, czarne winyle zdecydowanie powracają do łask. Od paru lat obserwuje się wzrost zainteresowania nimi, a firmy, które kiedyś masowo zamykały, teraz na nowo rozpoczynają ich tłoczenie. Ponad dwadzieścia lat temu miałem okazję śledzić proces produkcyjny czarnych krążków w słynnej podówczas fabryce w Pionkach. Kupiłem wtedy prosto z fabrycznego magazynu m.in. longplay Bielizny „Wiara, nadzieja, miłość i inwigilacja”, ponieważ gramofon stał w moim domu od zawsze – pierwsze było „Bambino” ojca, drugi także był monofoniczny i należał do mojego ojczyma, i trzeci turystyczny z możliwością zasilania na baterie, był już mój (sam na niego zarobiłem, ale okazał się kompletnym złomem). Później, w moim posiadaniu były gramofony sterefoniczne: „Bernard”, „Adam”, „Fonica”, JVC, Reloop i obecny, „DJ-Tech” z wyjściem USB. Aktualnie do odtwarzania płyt używam igły „Audiotechnica”, która zwłaszcza w przypadku mocno leciwych winyli spisuje się doskonale. Obecny zbiór płyt winylowych jest moim trzecim zbiorem (dwa poprzednie liczące mniej więcej po 200 płyt podarowałem różnym znajomym). Uznałem wówczas (a było to mniej więcej 15 i 10 lat temu), że już do analogów nie wrócę, ale obca była mi myśl o ich sprzedawaniu. Dlatego je rozdałem. Z tego co wiem, duża część znajduje się nadal w bardzo dobrych rękach. W 2006 roku, kiedy przez jakiś czas mieszkałem w Bournemouth, w każdy weekend odwiedzałem sklepy z używanymi płytami na Boscombe. Można było tam kupić płyty cd za jednego bądź pół funta oraz winyle w cenie od sześciu do dwunastu funtów. Nawet miłośnik operetki wie, że Wielka Brytania jest kolebką rock’n’rolla, stąd można było tam zdobyć wszystko, czego tylko dusza zapragnie. Ze względów logistycznych (transport powietrzny), ciężko zarobione pieniądze inwestowałem wyłącznie w kompakty, których pozbawiałem pudełek. W ten oto sposób po jakimś czasie wróciłem do Polski z podręczną torbą wypełnioną płytami.  Tysiąc razy miałem olbrzymią ochotę na zakup winyli, ale koszt ich wysyłki pocztą lub opłata lotnicza za przewóz, w samą  porę studziły moje zamiary. W ten oto sposób przez moje ręce „przechodziły” winyle Iron Butterfly, Vanilla Fudge, płyty The Doors nagrane po śmierci Morrisona, pierwsze wydania płyt Black Sabbath bądź inne tego typu okazje. Wszystkie grzecznie odkładałem na półkę. Mniej więcej po trzech miesiącach, żeby więcej nie kusić losu i portfela, przestałem w końcu się do nich zbliżać. Ale ich wygląd i zapach oraz przywiezione z Anglii przekonanie, że wcześniej czy później płyta winylowa odzyska swoje miejsce także i u nas, zaczęły we mnie szybko dojrzewać. Natychmiast po znalezieniu pracy w Polsce, nabyłem gramofon i rozpocząłem zbieranie winyli po raz trzeci. Trwa to po dziś dzień, lecz w zupełnie nieskoordynowany sposób, pozbawiony wszelkiej kalkulacji. Nie znaczy to, że kupuję wszystko. Staram się zdobywać rzeczy nieoczywiste, mało znane, z kręgu szeroko pojętego rocka. Znacie Państwo takie zespoły jak np. Pilot, American Flyer, Blue Rose, albo Gruppo Sportivo? Zbieram mniej więcej tego typu „obiekty” (przy tym również płyty grup ogólnie znanych, a także wykonania muzyki poważnej z okresu baroku), jeśli tylko nie zwala mnie z nóg ich cena. Aby tego uniknąć, odwiedzam różnego rodzaju giełdy staroci, targowiska, jarmarki i antykwariaty. Na profesjonalnie zaopatrzone sklepy z płytami winylowymi zwyczajnie mnie nie stać; zresztą wolę otwarte i nieoczywiste przestrzenie. Jeżeli już muszę poddawać się rygorowi konsumpcji w zakresie, który nie służy bezpośrednio zaspokojeniu potrzeb bytowych mojej rodziny, wybieram właśnie taką opcję: odzyskiwanie z ruinowiska rzeczy pięknych duchem  (dotyczy to także książek).  Żeby nie zabrzmiało to górnolotnie, na koniec wspomnę o pewnych ruchach komercyjnych związanych z tzw. rynkiem płyty winylowej. Mniej więcej od 2008 roku z inicjatywy Chrisa Browna, właściciela niezależnego sklepu z muzyką w amerykańskim Portland, w trzecią sobotę kwietnia dla uczczenia płyt analogowych i małych, lokalnych sprzedawców, obchodzi się na świecie specjalne święto – Record Store Day. Brownowi udało się nagłośnić je w mediach  - ideę podchwycili z jednej strony niezależni sprzedawcy, a z drugiej strony artyści, często gwiazdy wielkiego formatu, jak np. Ozzy Osbourne, Nick Cave. Zaczyna to już być swoistą tradycją, że w Ameryce tego dnia specjalnie wydawane są wyjątkowe single i winyle światowej sławy artystów, jak np. The Rolling Stones, Pink Floyd, AC/DC czy Red Hot Chili Peppers. Celem organizatorów „Dnia sklepów z płytami” jest zwrócenie uwagi na dawne nośniki muzyki - winyle oraz na niezależne miejsca sprzedaży, gdzie ważne jest nawiązanie bezpośrednich relacji z klientem. W roku 2012 po raz pierwszy przeniesiono to święto na polskie warunki. Pojawiły się na ten temat artykuły w mediach - nie tylko branżowych, ale i w niektórych tygodnikach. Oznacza to, że rozpoczęła się moda na zbieranie winyli, i że ich ceny będą stale rosły. Oby nie na zapuszczonych pchlich targach…
Ostatni raz o wyciągu z ruinowiska pisałem w środku zimy, w lutym. Zima to generalnie martwy sezon, nie tylko dla zbieraczy leśnego runa. Nie wynika z powyższego, że zapadłem w zimowy sen. Śnieg, nie śnieg, deszcz, nie deszcz, konsekwentnie eksplorowałem znane sobie przestrzenie i powidoki. Koło nosa, oprócz widocznych oznak przeziębienia, przelatywały mi niesamowite okazje, kiedy nie miałem akurat przy sobie wystarczającej ilości pieniędzy, cena była zbyt wygórowana, albo ktoś dotarł do stosu płyt przede mną. Cóż, dopust Boży! Niemniej coś tam udało mi się pozyskać, uratować od wilgoci, brudu i błota, doprowadzić do dobrego stanu, by w konsekwencji cieszyć się muzyką bądź lekturą. Z kronikarskiego obowiązku odnoszącego się do niniejszego cyklu, wymienię niewielką tego część: Miguel Rios „A Song Of Joy”, Polydor (?), Julie Felix „Flowers”, Contour 1967, Johnny Cash „The World Of Johnny Cash”, CBS 1970, Roland Kovac „Soft Piano”, Selected Sound (?), The Art Of Noise, „Who’s Affraid Of?”, Island 1984, Karat, „Uber Sieben Brucken”, Amiga (?), Karat, „Der Blue Planet”, Amiga (1982), Karat, „Schwankenkonig”, Amiga (1980), Piramis, „Erotika”, Pepita (1981) – winyle; Evanessence, „The Open Door”, Sony/BMG (2006), Creed, „Human Clay”, Sony (1999), Scissor Sisters, „TA-DAH”, Polydor (2006), Gorillaz, „Gorillaz”, Parlophone (2000), Chris Rea, „The Road To Hell”, Magnet Records (1989), Maroon 5, „Song About Jane”, Octone (2003), Sam Cooke, „Wonderful World”, Legend (1993), Marillion, „Real To Reel”, EMI (1984), La Baroque Chamber Music, „Graun-Fasch-Telemann-Janitsch-Eichner”, FSM (1991), Baroque Festival, Delta 1988 – płyty cd; Krystyna Kolińska, „Szaniawski zawsze tajemniczy”, PIW (2009), Mariusz Urbanek, „Zły Tyrmand”, Iskry (2007), Andrzej Zaniewski, „Szczur”, Wydawnictwo „Kopia” (1995), Leszek Engelking, „Vladimir Nabokov”, Czytelnik (1989), Tomasz Mann, „Lotta w Weimarze”, Czytelnik (1983), Józef Baran, „Dom z otwartymi ścianami”, Wydawnictwo „Nowy Świat” (2001) – książki…

sobota, 20 kwietnia 2013

Nowe połączenie komunikacyjne: Tomaszów - Drohobycz

Czesław Miłosz pisał o twórczości Bruno Schulza w „Historii literatury polskiej” (1994): „Wszystkie jego opowieści są powiązane osobą narratora, który jest nieco fantasmagorycznym „ja” autora. Narrator opowiada o swoich przygodach w prowincjonalnym miasteczku, gdzie wszystko jest przeobrażone, wyolbrzymione wykrzywione i zmienione w sen przez jego wyobraźnię. (...) Zarówno oryginalność, jak i siłę Schulz czerpał ze swego rodzinnego miasteczka. Dzięki zdolności spowijania najprostszych rzeczy pajęczyną metafory, czyni ze sprzedawców w sklepie swego ojca, ze służącej Adeli i samego ojca postaci mitologiczne, bohaterów przypowieści o egzystencji. Nie w literaturze faktu, lecz w niesamowitych fantasmagoriach Schulza żydowskie miasteczko znalazło swoje odbicie, choć było ono wykrzywione, wyłaniające się z wklęsłych i wypukłych zwierciadeł jego umysłu”. Od śmierci Schulza, zastrzelonego przez esesmana na ulicach drohobyckiego getta w dniu 19 listopada 1942 roku minęło ponad 70 lat, ale on sam, jego twórczość plastyczna a przede wszystkim pisarska, do dnia dzisiejszego fascynuje ludzi nie tylko w Polsce (zachowane książki Schulza dotychczas przetłumaczono na ponad 30 języków). Za spuścizną literacką tej klasy powinni podążać nieustępliwi „badacze pisma”, i to się dzieje. Przebywając w getcie Schulz rozdawał swoje rysunki i teksty literackie rozmaitym znajomym, mając nadzieję,  że przynajmniej części z nich uda się ocaleć. Po wojnie ich poszukiwania rozpoczął m.in. pisarz i badacz jego twórczości Jerzy Flicowski. Odnalazł ponad sto listów i kilkaset rysunków. Nie odnalazły się opowiadania, dzienniki, eseje, bruliony z fragmentami prozy, a zwłaszcza nie udało się odnaleźć „Mesjasza”, nie ukończonej powieści Bruno Schulza, która miała być najważniejszym dziełem w jego dotychczasowym dorobku. Przed tragiczną śmiercią pisarza, przyjaciele z Warszawy (wśród nich Zofia Nałkowska i Tadeusz Sturm de Sztrem), usiłowali wydstać go z getta. Załatwiono mu nawet w lasach w okolicach Spały (miejscowości położonej w odległości 10 km od Tomaszowa Mazowieckiego) bezpieczne schronienie i opiekę…
Do wspomnianych przeze mnie „badaczy pisma”, którzy wciąż starają się przeglądać we „wklęsłym i wypukłym zwierciadle” tego genialnego umysłu, należy również Zbigniew Milczarek (na zdjęciu powyżej), znany w Polsce bibliofil, wydawca, miłośnik oraz tropiciel „shulzowych i drohobyckich artefaktów”, którego gromadzona od lat kolekcja dotycząca twórczości autora „Sanatorium Pod Klepsydrą”, stała się kanwą dwóch wystaw zorganizowanych w tomaszowskim muzeum w 80 rocznicę debiutu literackiego Brunona Schulza. Zbyszek od 2004 roku współpracuje z polonistycznym Centrum Naukowo-Informatycznym im. Igora Menioka w Drohobyczu, brał także czynny udział w dwóch Międzynarodowych Festiwalach Schulza, które odbywały się w rodzinnym mieście twórcy „Sklepów cynamonowych”, na których prezentował swoje książki „Archeologię wiosennej kosmogonii” (Tomaszów Mazowiecki 2004) i „Schulzowską kaligrafię” (Tomaszów Mazowiecki 2005). Jest także redaktorem, wydawcą i współautorem książki „Marzenie Błękitnookiego. Ułamki wspomnień o Profesorze Władysławie Panasie” (Tomaszów Mazowiecki-Lublin-Drohobycz 2005). W czterechsetną rocznicę pierwszego wydania powieści Miguela Cervantesa „Przemyślny szlachcic Don Kichote z Manczy” wydał zbiór fraszek Wacława Sadowskiego zatytułowany „Donchichoteria” (Małe Końskie 2005). Następnie ukazały się dwie publikacje bibliofilskie poświęcone rodzinnemu miastu. Pierwsza z nich to polsko-francuskie wydanie wiersza Juliana Tuwima „Przy okrągłym stole” w tłumaczeniu Jacquesa Burko (Tomaszów Mazowiecki 2007). Druga to „Wieczór poezji Józefa Czechowicza” (Tomaszów Mazowiecki 2007). Autorem projektów graficznych wszystkich wydanych przez Zbyszka książek jest Włodzimierz Rudnicki. Znajdują się one w księgozbiorach najbardziej znanych polskich bibliofilów. Dotarły też poza granice Polski (m.in. do: Drohobycza, Toledo, Paryża, Tokio, Belgradu, Madrytu, Lwowa i Barcelony). Jako eseista, Zbigniew Milczarek debiutował w 1996 roku w lubelskim „Akcencie” esejem  „Wyalienowanie z samotności. Schulzowska próba dialogu (o prozie Brunona Schulza)”.

Powiedzieć, że wczorajszy wernisaż wystaw: „Zainstalowani na wieczność – Bruno Schulz i Drohobycz” oraz „Furtka do miasta jedynego na świecie”, to był t y l k o wernisaż, to mówić nieprawdę, ponieważ mieliśmy do czynienia z 1,5 godzinnym wykładem, czy raczej mówionym esejem autorstwa Milczarka, który dla zgromadzonego tłumu słuchaczy snuł erudycyjną opowieść nie tylko o życiu i znaczeniu twórczości Schulza, o Drohobyczu, także o innych badaczach fenomenu niedoszłego twórcy „Mesjasza”, ale przede wszystkim o historii zmagań, fascynacji i literackich odkryć zbieracza i wielkiego pasjonata śladów i pamiątek po drohobyckim pisarzu; o kimś znacznie więcej niż tylko wnikliwym badaczu i czytelniku, któremu udało się jak dotychczas jeden jedyny raz przelicytować na aukcji dzieł Schulza samą Bibliotekę Narodową. „Dwa miasta kocham najbardziej na świecie: mój rodzinny Tomaszów i Drohobycz – mówił wczoraj Zbyszek, i zaraz dodawał – Ale nie pytajcie mnie, które z nich bardziej”.
Wernisaż wystaw: „Zainstalowani na wieczność – Bruno Schulz i Drohobycz”; „Furtka do miasta jedynego na świecie”. Muzeum im. Antoniego hr. Ostrowskiego w Tomaszowie Mazowieckim, 19.04.2013 r.

środa, 17 kwietnia 2013

Spotkanie z Krzysztofem Matuszewskim, autorem książki „Georges Bataille. Inwokacje zatraty"



W dniu 25 kwietnia 2013 r. (czwartek), godz. 19:00 w KAWIARNI LITERACKIEJ Domu Literatury w Łodzi (ul. Roosevelta 17)  odbędzie się spotkanie z Krzysztofem Matuszewskim, autorem książki „Georges Bataille. Inwokacje zatraty" z udziałem Bogdana Banasiaka, Macieja Meleckiego i Krzysztofa Siwczyka. Wstęp wolny

Krzysztof Matuszewski (ur. 1957) – filozof, profesor Uniwersytetu Łódzkiego. Interesuje się zwłaszcza współczesną filozofią francuską. Publikował na jej temat artykuły m.in. w „Literaturze na Świecie”, „Twórczości”, „Przeglądzie Humanistycznym”, „Nowej Krytyce”, „Sztuce i Filozofii”. Autor lub współautor przekładów z języka francuskiego (książek Bataille’a, Foucaulta, Deleuze’a, Klossowskiego, Vuarneta), a także monografii „Wśród demonów i pozorów. Monomania Pierre’a Klossowskiego" (Warszawa 1995) oraz sadologicznej silvaererum pt. „Sade. Msza okrucieństwa”(Gdańsk 2008).

Legendarna książka „Inwokacje zatraty” Krzysztofa Matuszewskiego, krążąca dotychczas w odpisach i kserokopiach, stała się głównym punktem odniesienia dla czytelników prac francuskiego filozofa Georgesa Bataille`a. Profesor Matuszewski, wieloletni badacz pism Bataille`a, zaproponował całościowe ujęcie interpretacyjne „papieża transgresji”, z niezwykłym rozmachem i wnikliwością „przeczytał” całego Bataille`a, dostarczając tym samym pierwszy w Polsce, monograficzny fresk krytyczny. Matuszewski od lat uchodzi za jednego z kilku najważniejszych polskich filozofów. Jego orientacja krytyczna, zaangażowanie w rozpoznawanie dzieł najbardziej enigmatycznych w XX-wiecznej humanistyce europejskiej przyczyniało się do w pełni zasłużonej sławy. Bodajże nikt w kraju, oprócz Tadeusza Komendanta, nie stanowi obecnie autorytetu w rozmowie o Bataille`u. Krzysztof Matuszewski poświęcił większość czasu swojej kariery akademickiej na interpretację Bataille`a, tworząc jednocześnie wyjątkowo sugestywny i oryginalny język tej interpretacji, w niczym nieustępujący passusom samego autora „Doświadczenia wewnętrznego”. Warto tu przypomnieć ogrom pracy translatorskiej Matuszewskiego - to właśnie on spolszczył niektóre prace Francuza: „Teoria religii” oraz szereg esejów Bataille`a, rozsianych w różnych periodykach.

Instytut Mikołowski, w swojej praktyce wydawniczej, nie miał dotychczas okazji zmierzyć się z pracą ściśle filozoficzną. Wielokrotne odwiedziny prof. Matuszewskiego zaowocowały propozycją wydawniczą, która otwiera nasze wydawnictwo na zupełnie nowego czytelnika. „Inwokacje zatraty", jeden z najbardziej radykalnych i trudnych tekstów, z jakimi przyszło nam się spotkać w polszczyźnie, nie są bynajmniej dziełem zamkniętym na dialog. Jest odwrotnie. To książka wymierzona w polemikę, skonstruowana na zasadzie intuicyjnej, przy fenomenalnej erudycji i źródłowej strategii czytania tekstów. Poszerzenie pola interpretacyjnego, szerokie udostępnienie „Inwokacji zatraty” to wielokrotnie powtarzany w polskiej filozofii współczesnej postulat. Od początku swojego istnienia Instytut Mikołowski organizował konferencje naukowe i filozoficzne. Ich pokłosie najczęściej było publikowane na łamach periodyku "Arkadia - pismo katastroficzne". Dzięki zaufaniu Krzysztofa Matuszewskiego i jego pomocy, Instytut Mikołowski rozpoczyna publikację swojej „biblioteki filozoficznej”. Zaczyna pozycją głośną, trudną i spektakularną.

Maciej Melecki i Krzysztof Siwczyk

O książce:

„Oprowadzając czytelnika po twórczości Bataille’a, autor umiejętnie rozwija poszczególne wątki myśli omawianego filozofa, dając całościowy i krytyczny przegląd jego poglądów, częściowo tylko wpisanych w biograficzne kontyngencje, bo po większej części jawiących się już od początku twórczej działalności Bataille’a jako w głównych swych zrębach spójna myślowo, choć dyskursywnie trudna do objęcia, całość. Jednocześnie wykazuje wzajemne powiązania i kontekstualną wieloaspektowość tego ryzomatycznego tworu, jakim jest, z założenia awerbalny i anty-systemowy, „system” Bataille’a, który wszakże pod piórem komentatora objawia swą głęboką wewnętrzną spójność”.


Krzysztof Jarosz

„(…) gdyby istniał kościół płonących nieustannie, gdyby istniał kościół radosnego wyczerpywania nadmiaru tkwiącego w człowieku, gdyby istniał kościół ekonomii bezgranicznej, ekonomii nieustannego świętowania i wydatkowania, rozlewnej ekstazy, kościół polikefalnych wspólnot, to z pewnością Bataille byłby naczelnym świętym tego kościoła. Ten kościół nie szukałby komunikacji z Bogiem w modlitwie, ten kościół modlitwę utożsamiłby z erotyzmem. Dla Bataille’a bowiem erotyzm jest właściwą i jedyną lekturą geografii ciała. Erotyzm to pochwała życia aż do śmierci”.


Szymon Wróbel

„Ciało nie stanowi w myśli Bataille’a przeciwieństwa duszy, ale miejsce, gdzie to, co tradycyjnie nazywamy duchowym, się wydarza. Jest to możliwe dzięki temu, że ciało jest na wskroś erotyczne, to znaczy źródłowo otwarte na doświadczanie Innego, a także skierowane ku temu, co nie-ekonomiczne i nie-praktyczne, czyli ku wymagającemu bezinteresownego trwonienia energii seksualnemu zjednoczeniu. Ciało jest siedliskiem jedności i apragmatyczności, pozwalającym wydobyć się choć na moment z akcelerującego się cywilizacyjnie uwikłania w pracę, z jego czysto utylitarnymi wartościami i celami”.

Marcin Bogusławski

Spo-Tkanie w kinie zaangażowanym



W dniach od 26 do 27 kwietnia 2013 roku na zwolenników kina społecznie zaangażowanego czeka prawdziwa intelektualna uczta. Dwa dni pokazów filmowych i wykładów a na deser muzyka do filmu „Aelita” (sci-fi z 1924 roku) zagrana na żywo przez zespół Psychocukier. Impreza odbędzie się w Tomaszowie Mazowieckim w OK. „Tkacz”, ul. Niebrowska 50. Szczegółowy rozkład festiwalu na plakacie obok. Na projekcje filmowe i koncert wstęp wolny.

wtorek, 16 kwietnia 2013

Silesius 2013 dla Krystyny Miłobędzkiej i pozostałe nominacje



Krystyna Miłobędzka została tegoroczną laureatką Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius w kategorii całokształt twórczości (w 2009 otrzymała Silesiusa za tom „Gubione”).


Jury ogłosiło również nazwiska poetów nominowanych w kategorii książka roku:


Marcin Baran, „Niemal całkowita utrata płynności” (EMG)

Justyna Bargielska, „Bach for my baby” (Biuro Literackie)

Darek Foks, „Liceum” (Raymond Q)

Jerzy Jarniewicz, „Na dzień dzisiejszy i chwilę obecną” (Biuro Literackie)

Barbara Klicka, „Same same” (Instytut Mikołowski)

Andrzej Niewiadomski, „Dzikie lilie” (Wydawnictwo WBPiCK)

Dariusz Suska, „Duchy dni” (Biuro Literackie)


Z kolei nominowani w tym roku w kategorii debiut roku zostali:


Tomasz Ososiński, „Pięć bajek” (Zeszyty Poetyckie)

Bartosz Sadulski, „Post” (Wydawnictwo WBPiCK)

Ilona Witkowska, „Splendida realta” (Wydawnictwo WBPiCK)




Źródło:  http://silesius.wroclaw.pl/

„Demoludy” na Pradze



W imieniu organizatorów zapraszam na wieczór autorski, który w ramach „Praskiego Slalomu Poetyckiego” odbędzie się 26.04.2013 r. o godzinie 19.00 w klubokawiarni „4 Pokoje”, przy ul. Wileńskiej  19 w Warszawie. Spotkanie poprowadzi Dorota Ryst. Po spotkaniu zaplanowano Turniej Jednego Wiersza.

sobota, 13 kwietnia 2013

Do kogo ta mowa?



George Bernard Shaw przed wieloma laty powiedział; „jeśli mój sąsiad codziennie bije swoją żonę, ja zaś nie biję jej nigdy, to w świetle statystyki obaj bijemy je co drugi dzień”. Stąd tylko złudnie omijając możliwości operowania danymi statystycznymi (mistrzostwa świata w tym zakresie nikt nie wydrze z łap polityków) w zakresie niektórych spraw tylko pozornie marginalnych, które na pierwszy rzut oka nie mają bezpośredniego wpływu na metodę rządzenia bądź na sposób przejmowania władzy, i tak w końcu zderzymy się z twardą opcją suchych liczb. Tym bardziej, że akurat w tym przypadku nie zmanipulowane dane niosą ze sobą pożądaną w pewnych kręgach informację – tłumem wtórnych analfabetów rządzi się zdecydowanie łatwiej. 

Raport Biblioteki Narodowej na temat stanu czytelnictwa w Polsce w roku 2012 przynosi w tym względzie same korzystne wiadomości dla partyjnych demiurgów wszelakiej maści. Sondaż BN zrealizowany na próbie 3000 obywateli Polski w wieku 15 lat i więcej, którego ilościową miarą bycia „rzeczywistym” czytelnikiem była deklaracja przeczytania siedmiu lub więcej książek w ciągu roku, nie pozostawia nadziei, co do naszej technokratycznej przyszłości. W roku ubiegłym osób, które można uznać za „rzeczywistych” czytelników, było 11%. Jeszcze dziesięć lat temu odsetek ten wynosił 22-24%. Autorzy raportu, żeby bliżej przyjrzeć się temu zjawisku, osobom, które zadeklarowały brak kontaktów z książkami (60,8% Polaków), zadali dodatkowe pytania. Z udzielonych  odpowiedzi wynika, iż 53% spośród tych, którzy nie przeczytali żadnej książki w ciągu ostatnich 12 miesięcy, nigdy nie czytało książek bądź czytało je wyłącznie w bezpośrednim związku z pobieraniem nauki w szkole. Pozostali nieczytający przyznali, że kiedyś czytali książki, obecnie jednak sięgają do nich nie częściej niż raz w roku (to 39% korzystających m.in. z poradników, encyklopedii czy książek kucharskich). Takiej odpowiedzi najczęściej udzielały osoby z wykształceniem wyższym, co jak uważają autorzy dokumentu – jest istotnym przeobrażeniem w obszarze tej kategorii społecznej – doprowadzającym do sytuacji, w której ludzie formalnie wysoko wykształceni w sensie kulturowym już niekoniecznie są inteligentami; 34% respondentów z wykształceniem wyższym nie przeczytało w ciągu ostatniego roku ani jednej książki, 20% w ciągu ostatniego miesiąca nie przeczytało tekstu o objętości trzech stron lub dłuższego artykułu w prasie, 17% nie przypomina sobie, żeby w minionym roku czytało jakąkolwiek prasę. Nie znaczy to wcale, że nieczytający książek w istocie czytają je w innej formie – np. elektronicznej, ponieważ tylko 2% spośród tej grupy kiedykolwiek czytało e-booka. Raport o stanie czytelnictwa w roku 2012 kończy się następującą konstatacją: „Wypowiedzi badanych wskazują na to, że w świadomości społecznej wyraźnie zarysowują się dwa pojęcia czytania. Z jednej strony jest to, które odnosi się do czynności będącej dobrowolnym czytaniem w czasie wolnym drukowanego kodeksu zawierającego prozę literacką lub popularnonaukową. Z drugiej strony jest wymuszone czynnikami zewnętrznymi czytanie użytkowe. Te dwa rodzaje czytania badani bardzo wyraźnie różnicują. Czytanie użytkowe  w coraz większym stopniu wydaje się być związane z krótkimi formami tekstowymi dostępnymi w Internecie użytkowanym za pomocą wielorakich urządzeń – komputerów stacjonarnych i przenośnych, tabletów czy smartfonów.  Czytanie w sensie bardziej tradycyjnym jest praktyką „bycia gdzie indziej”, oderwania – przynajmniej do pewnego stopnia – od przymusów doraźnej bezpośredniości codziennych obowiązków; z tego punktu widzenia lektura tego rodzaju przedstawia się jako praktyka ekskluzywna (sic!) właściwa tym, którzy nie tylko posiadają dostateczne kompetencje kulturowe, ale także dysponują czasem niepodanym segmentacji na tak krótkie odcinki”. 

Spróbujmy teraz przeanalizować resztę dostępnych danych. Książki zdrożały w naszym kraju w przeciągu ostatnich dwóch lat o kilkanaście procent (11-12), a więc w większym stopniu niż wynikałoby to z samej zmiany podatku VAT, którego stawka wzrosła z zera do 5 proc. Ciągle też wzrastają w Polsce ceny żywności i wszelkiego rodzaju mediów, rośnie bezrobocie i rosną podatki. Oprocentowanie kredytów hipotecznych jest kilkakrotnie wyższe niż w innych krajach UE. Płaca minimalna wynosi niecałe 1200 złotych netto, a podstawowym „narzędziem” zatrudnienia wykorzystywanym przez pracodawców są dzisiaj tzw. „umowy śmieciowe”. Przeciętna stawka godzinowa Polaka zatrudnionego na taką właśnie umowę to kwota rzędu 5 złotych „na rękę”. „Sylwetki i cienie” Andrzeja Sosnowskiego (tu jako przykład) kosztują w „Empiku” 30,99 zł. Owszem, można korzystać z bibliotek, w których jednak poziom zakupu nowości kształtuje się na niskim poziomie 7,2 wolumina na 100 mieszkańców. Jeśli zatem chce się przeczytać np. „Wiersze” Marcina Świetlickiego, powinno się wspomnianą książkę samemu sobie kupić (a to kolejne 50 zł. ). Wynika z tego, że wytrawny czytelnik (czyli ten, który przekroczył magiczny próg siedmiu przeczytanych książek rocznie), który ma pecha (ale i tak znacznie mniejszego niż osoba bezrobotna) i otrzymuje minimalne wynagrodzenie, aby mógł się zapoznać z twórczością dwóch ważnych poetów współczesnych, musiałby wydać 80 złotych, czyli poświęcić na to swoją zapłatę za 16 godzin pracy. Szesnaście godzin za ladą, w ochronie marketu, w magazynie centrum logistycznego lub w banku na stanowisku obsługi klienta, żeby później obcować z książkami wypełnionymi wyłącznie wierszami? Niby to możliwe, ale tylko w świecie skonstruowanym przez rządzących na wzór rzeczywistości Ferdka Kiepskiego gdzie istnieją takie rzeczy, o którym się nawet fizjologom nie śniło.