poniedziałek, 24 września 2012

Słodkie sny


Uderzenie powagi, które zainkasowałem w dniu wczorajszym na koncercie Chóru Filharmonii Łódzkiej lekko mnie oszołomiło (absolutnym nokautem byłby chyba tylko Monteverdi). „O gloriosa Domina” Mikołaja Zielińskiego, kompozytora rozpiętego gdzieś pomiędzy renesansem a wczesnym barokiem, „In virtuti tua” Grzegorza Gerwazego Gorczyckiego zwanego „polskim Händlem” oraz „Gloria” Antonio Vivaldiego ze względu na osobiste preferencje (barok, barok!), wprowadziły mnie we wspaniały nastrój. Utwory z drugiej części koncertu, okresu romantyzmu i późnego romantyzmu autorstwa Brucknera, Brahmsa i Rachmaninowa, ani tym bardziej pieśni negro spirituals na jego zakończenie, nie zrobiły na mnie już tak piorunującego wrażenia. Te pierwsze, najlepsze, pogłębiłem w domu instalując na talerzu gramofonu płytę z Albinonim. W efekcie wczorajszej nocy po raz pierwszy od bardzo dawna spałem jak dziecko.

23.09.2012 r. godz. 19.00 Koncert Chóru Filharmonii Łódzkiej im. Artura Rubinsteina, Kościół Ewangelicko-Augsburski w Tomaszowie Maz.

niedziela, 23 września 2012

Wpadli na jeden dzień do Tomaszowa...


Mógłbym rzec, że logistycznie wszystko „zadziałało” jak w szwajcarskim zegarku (gdybym tylko taki posiadał). Ale i tak to napiszę. Maciej Melecki, choć podróżował z Mikołowa z jednodniowym przystankiem w Łodzi, gdzie uczestniczył w spotkaniach promujących debiuty Kacpra Płusy w ŁDK-u i Urszuli Kulbackiej oraz Kwartalnika „Arterie” w ŚFK, dotarł do Tomaszowa niemal w tym samym czasie co i Krzysztof Siwczyk, podróżujący z żoną Różą z Gliwic. Zatem i spotkanie, które miałem przyjemność prowadzić z Basią Przybysz ze Stowarzyszenia Inicjatyw Kulturalnych  „Trzcina” rozpoczęło się punktualnie. Dopisała frekwencja. Niestety nie zauważyłem, żeby wśród publiczności, która pojawiła się w filii Miejskiej Biblioteki Publicznej zjawili się poloniści; tych poezja najnowsza w ogóle nie dotyczy, albowiem nie ma jej w programie nauczania. A skoro nie ma nic o niej w programie nauczania, zatem zgodnie z przyjętą przez ciało pedagogiczne logiką – nie może istnieć. Koniec kropka, bardzo dobrze, dostatecznie, a właściwie to niedostatecznie. Nie dotarli również księgarze, ludzie kultury, działacze i społecznicy (poza jednym wyjątkiem). Wszyscy nie zdołali przełożyć kultury, którą w pocie czoła opisują w stosach papierów na stosunkowo łatwe do wykonania uczestniczenie. Za to licznie pojawiła się licealna młodzież i w tym jest cała nadzieja. Nie zawiedli poeci: Krzysztof Kleszcz i Tomasz Bąk (ale dla mnie to akurat było oczywiste od początku). Tym bardziej, że wizyta Macieja Meleckiego i Krzysztofa Siwczyka była wyjątkową okazją do zetknięcia się z fenomenem filmu „Wojaczek” w reżyserii Lecha Majewskiego, książkami wydawanymi przez Instytut Mikołowski im. Rafała Wojaczka w Mikołowie, który ostatnio wydał m.in. „Poezje wszystkie” Georga Trakla oraz porażające w swojej treści „Dziennik. Prozy. Teksty krytyczne” Kazimierza Ratonia, a przede wszystkim do posłuchania „na żywo” i w autorskim wykonaniu najnowszych wierszy twórców z kręgu tzw. Śląskiej Nowej Fali, którzy od początku lat 90-tych ubiegłego wieku z powodzeniem współtworzą historię współczesnej literatury. Pomimo tego, że spotkanie odbywało się w dawnej sali rozpraw Sądu Rejonowego, który kiedyś mieścił się w tym miejscu, nie był to sąd nad poezją, ponieważ ta obroniła się świetnie mając po swojej stronie doskonałe wiersze i prawie 40 osobowe audytorium życzliwych sobie świadków.

Dopełnieniem spotkania z poetami z Mikołowa był koncert Fonetyki w Ośrodku Kultury „Tkacz”. Kto bywa na koncertach Fonetyki ten wie, że muzycy nigdy nie schodzą  poniżej pewnego poziomu. Ich występ to przemyślany rytuał, na który składają się multimedialne obrazy wyświetlane na ekranie, zapowiedzi odnoszące się do poszczególnych utworów w wykonaniu wokalisty i basisty zespołu Przemysława Wałczuka, image grupy oraz zimna, nowofalowa muzyka pogłębiająca przekaz wierszy Rafała Wojaczka, do których została skomponowana. To nie są łatwe i od pierwszych taktów „przyjazne” słuchaczowi kompozycje, a w żadnym przypadku nie jest to tzw. „poezja śpiewana”. „Dla Ciebie piszę miłość”, „Krzyż”, „List do nieznanego poety” oraz pozostałe utwory z płyty „Requiem dla Rafała Wojaczka” stanowią solidne i nieoczywiste przełożenie wierszy jednego z najwybitniejszych (jeśli nie najwybitniejszego) „kaskadera literatury” na język muzyki inspirowanej dokonaniami takich kapel jak Joy Division, Depeche Mode, Radiohead czy Muse. Kto oczekiwał poezji śpiewanej przy ognisku srogo się zawiódł. Po zachowaniu fanów, którzy po koncercie kupowali płyty, rozmawiali i fotografowali się z Fonetyką wnioskuję, że zawiedzionych nie było chyba aż tak wielu. Z kronikarskiego obowiązku odnotuję, że niemal cała widownia w OK. „Tkacz” podczas koncertu była zajęta.

PS. Mam nadzieję, że Maciek Melecki wyniósł niesamowite wrażenia z pobytu w Tomaszowie (niestety, Krzysztof Siwczyk i Róża musieli zaraz po spotkaniu wyruszyć w dalszą podróż). Mam tu na myśli „nocne Polaków rozmowy” w kapitalnym miejscu, jakby „żywcem wyjętym” ze scenariusza „Wojaczka”, poranną kawę podaną w szklankach ze spodkiem na dworcu oraz 35 minutowe spóźnienie pociągu, które podróży powrotnej Maćka do Mikołowa nadało z pewnością melancholijno-egzystencjalnego sznytu. Maćku, jak powstanie z tego nowy wiersz, koniecznie chciałbym go przeczytać…

PS II. Spotkanie z Maciejem Meleckim i Krzysztofem Siwczykiem odbyło się dzięki Stowarzyszeniu Inicjatyw Kulturalnych „Trzcina”. Koncert Fonetyki zorganizował Prezydent Miasta Tomaszowa Mazowieckiego. Serdecznie dziękuję za pomoc w organizacji zarządowi SIK  „Trzcina” a zwłaszcza „naszej Basi kochanej”, dyrektorkom i pracownikom MBP oraz OK. „Tkacz”.

21.09.2012 r. godz. 17.00 Spotkanie z Maciejem Meleckim i Krzysztofem Siwczykiem, MBP Oddział dla Dzieci i Młodzieży, Plac Kościuszki 18, Tomaszów Maz.
21.09.2012 r. godz. 19.30 Koncert zespołu Fonetyka, Ośrodek Kultury „Tkacz”, ul. Niebrowska 50, Tomaszów Maz.

poniedziałek, 17 września 2012

Finaliści NL Nike 2012



Znamy tegoroczną siódemkę finalistów Nagrody Literackiej Nike 2012. Jury Nagrody: Marek Beylin, Przemysław Czapliński, Jan Gondowicz, Inga Iwasiów, Ryszard Koziołek, Tadeusz Nyczek (przewodniczący), Adam Pomorski, Maria Poprzęcka, Iwona Smolka, postanowiło do finału szesnastej edycji Nike zakwalifikować następujące pozycje:

Krystyna Czerni, „Nietoperz w świątyni. Biografia Jerzego Nowosielskiego".  Znak, Kraków,
Andrzej Franaszek, „Miłosz. Biografia". Znak, Kraków,
Filip Springer, „Miedzianka. Historia znikania". Czarne, Wołowiec,
Małgorzata Szejnert, „Dom żółwia. Zanzibar".  Znak, Kraków,
Marek Bieńczyk, „Książka twarzy".  Świat Książki, Warszawa,
Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, „Imię i znamię".  Biuro Literackie, Wrocław,
Magdalena Tulli, „Włoskie szpilki". Nisza, Warszawa.

Nike jest nagrodą za najlepszą książkę roku. Zwycięzca otrzymuje 100 tysięcy złotych i statuetkę Nike dłuta prof. Gustawa Zemły. Wśród nominowanych książek znalazła się jedna książka eseistyczna, dwa zbiory reportaży, dwie książki biograficzne, tom opowiadań i tom poezji. Laureata Nagrody poznamy w dniu 7 października. 

sobota, 15 września 2012

Uderzenie powagi


Po „Music for 18 Musicians” Steve’a Reicha wykonanym w Tomaszowie Mazowieckim w sierpniu przez grupę perkusyjno-fortepianową Kwadrofonik + goście, czas na kolejny „symfoniczny cios”. 23 września o godzinie 19.00 w Kościele Ewangelicko-Augsburskim w Tomaszowie Mazowieckim wystąpi Chór Mieszany Filharmonii Łódzkiej im. A. Rubinsteina. Podczas koncertu będzie można usłyszeć występ ponad sześćdziesięciu muzyków - członków chóru oraz solistów pod dyrekcją znanego łódzkiego dyrygenta Dawida Bera.  W programie znajdą się utwory o charakterze oratoryjno – kantatowym z różnych epok od baroku do współczesności, m.in.  Antonio Vivaldiego, Antona Brucknera, Johannesa Brahmsa, a także pieśni negro spirituals.

piątek, 14 września 2012

Wyciąg z ruinowiska (1)


Trzy stare regały z zakurzonymi książkami ustawione na tyłach zbiorów bibliotecznych. Tytuły przebrane, niechciane, całkiem już obojętne dla większości czytelników, wycenione najniżej jak można, bo na „co łaska”. Dla bywalców „empików” to makulatura, dla mnie „dziadowski karnawał”; kiermasz ze zbyt długim terminem ważności. W takich miejscach najpierw brudzisz sobie ręce, żeby później nieść w nich takie na przykład rzeczy: Tadeusz Breza, „Mury Jerycha”, Czytelnik, Warszawa 1979, Kornel Filipowicz, „Miejsce i chwila”, Wydawnictwo Literackie, Kraków-Wrocław 1985, Hans Magnus Enzensberger, „Zagłada Titanica”, Wydawnictwo Prokop, Warszawa 1994, Ernesto Sábato, „Pisarz i jego zmory”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1988, Jerzy Andrzejewski, „Gra z cieniem”, Czytelnik, Warszawa 1987…

wtorek, 11 września 2012

Rafał Wojaczek „wpadnie na jeden dzień do Tomaszowa….”


…a właściwie to jego i nie tylko jego poezja zagości w Tomaszowie Mazowieckim już 21 września! Będzie to pierwsze tak intensywne i emocjonujące spotkanie z legendą jednego z najważniejszych polskich poetów „przeklętych” (tzw. poétes maudits) oraz z poetami pochodzącymi ze Śląska.

W dniu 21 września o godzinie 17.00 w MBP Oddziale dla Dzieci i Młodzieży przy Placu Kościuszki 18, w ramach „Spo-tkania 8. Poetomanii” odbędzie się wieczór autorski poetów z Mikołowa, dzisiejszych „kustoszy” życia, twórczości i legendy Rafała Wojaczka. Organizatorem spotkania jest Stowarzyszenie Inicjatyw Kulturalnych „Trzcina”. W sali widowiskowej MBP zagoszczą: Maciej Melecki i Krzysztof Siwczyk.

Maciej Melecki to poeta, scenarzysta filmowy, dyrektor Instytutu Mikołowskiego im. Rafała Wojaczka w Mikołowie zlokalizowanego w rodzinnym mieszkaniu Wojaczka, zajmującego się jego literacką spuścizną (nakładem Instytutu ukazał się m.in. tom niepublikowanych dotąd wierszy Rafała Wojaczka „Reszta krwi”, którego redaktorem jest właśnie Maciej Melecki). To także współautor scenariusza głośnego filmu w reżyserii Lecha Majewskiego „Wojaczek”. Obok Macieja Meleckiego w naszym mieście pojawi się Krzysztof Siwczyk, poeta, krytyk literacki, redaktor telewizji TVP Kultura, odtwórca głównej, tytułowej roli w filmie „Wojaczek”, autor niegdyś jednego z najgłośniejszych debiutów poetyckich, tomu „Dzikie dzieci”.

W trakcie spotkania poeci będą rozmawiali o roli Instytutu Mikołowskiego w zachowaniu literackiej spuścizny poety, filmie „Wojaczek” Lecha Majewskiego (z inicjatywy „Trzciny” obraz będzie wyświetlany i omawiany w ramach Tomaszowskiej Akademii Filmowej  w „Tkaczu” w dniu 29.09. o godzinie 9.00), a przede wszystkim prezentowali własne wiersze.

Dopełnieniem powyższego wydarzenia jest koncert zespołu Fonetyka zatytułowany „Requiem dla Rafała Wojaczka”, który odbędzie się tego samego dnia (21 września) o godzinie 19.30 w sali widowiskowej OK. „Tkacz” przy ul. Niebrowskiej 50. Organizatorem koncertu jest Prezydent Miasta Tomaszowa Mazowieckiego, a sam koncert zaplanowano dzięki skoordynowaniu działań Stowarzyszenia Inicjatyw Kulturalnych „Trzcina” i Wydziału Kultury, Sportu i Rekreacji Urzędu Miasta.

Zespół Fonetyka to obok duetu Babu Król (którego rewelacyjny występ odbył się kilka miesięcy temu w OK. „Tkacz”) jeden  z najbardziej inspirujących zespołów popularyzujących współczesną poezję. Muzyka wykonywana do wierszy Wojaczka nie ma nic wspólnego z nieco już „zatęchłym” nurtem tzw. poezji śpiewanej. To na wskroś nowoczesne, niezwykle emocjonalne brzmienia, pełne nostalgicznych synth-popowych dźwięków, których główne „żądło” stanowią brudne, gitarowe riffy zatopione w dźwiękach syntezatora na tle których wybija się mocny, rockowy beat perkusji.

Na oba wydarzenia wstęp jest wolny. Spotkanie z Maciejem Meleckim i Krzysztofem Siwczykiem prowadzę wspólnie z Barbarą Przybysz. 

niedziela, 9 września 2012

Odyseja kosmiczna

Ta płyta to prawdziwy kosmos choćby dlatego, że stanowi zapis koncertu międzynarodowego kilkunastoosobowego projektu Pure Phase Ensemble, który na warsztatach prowadzonych przez saksofonistę Raya Dickaty'ego, współpracownika takich legend jak Sonic Youth czy Spiritualized, przygotował autorskie kompozycje inspirowane płytą „Pure Phase” zespołu Spiritualized (przed laty ikony spacerocka). Występ PPE był prawdziwym wydarzeniem pierwszej edycji Festiwalu SpaceFest, którego pomysłodawcą jest Karol Schwarz, założyciel wydawnictwa Nasiono Records. I to wydarzeniem megagalaktycznym. SpaceFest odbył się w grudniu ubiegłego roku, a długo oczekiwana płyta „Live At Spacefest” ukazała się w sierpniu tego roku i zawiera mistrzostwo interpretacyjne i eksploracyjne nawiązujące do takich gatunków muzycznych jak shoegaze i wspomniany spacerock. „Czym jest shoegaze czy spacerock, łatwo wytłumaczyć, porównując te gatunki do popularnego grunge. O ile ten ostatni to energetyczna muzyka męskich facetów w kraciastych koszulach, muzyka prezentowana na naszym festiwalu często nazywana jest emocjonalnym rockiem granym przez gapiących się na swoje buty wrażliwych chłopaków z grzywkami.” – wyjaśniał wszystkim Karol Schwarz, spiritus movens obu  powyższych przedsięwzięć. Niepotrzebnie.

Niepotrzebnie, bo tylko lama z dawno zaniechanej hodowli Andrzeja Stasiuka mogłaby nie rozpoznać, że TAKA muzyka „lecąca” z głośników to odyseja kosmiczna 2012. Od pierwszego do ostatniego utworu, od czarnej dziury do czarnej dziury, przez czarną dziurę, przez układy planet, przez trzy wymiary do czwartego wymiaru. Rozpoczynająca się utworem „Electra Glide” trwającym mniej więcej tyle, ile podróż z Ziemi na Marsa, którego kompozycyjne „doki” wypełnione są niemieckim krautrockiem (patrz wczesne płyty Tangerine Dream i Klausa Schulze), muzyczką z 4 AD (odkurz płyty Dead Can Dance; tu świetna wokaliza Joanny Kuźmy) a nawet Tomaszem Stańko (z jego „najchłodniejszych”, rozpisanych na „jazz-matematykę” płyt). Ale to dopiero trudny start. Bo potem jest tylko lepiej (dla słuchacza), a właściwie to gorzej (dla krytyka chcącego opisać zawartą na płycie muzykę). Otrzymujemy połączenie jazzu, ambientu, psychodelii doprawione żarliwością wokalną wywodzącą się ze szkoły samego Bono z U2. „No Movement” to niemal gospel, oczywiście „kosmiczny gospel”. To utwór pełen chaosu, przez który przebija się monolit stworzony na bazie gitar uzupełnionych  saksofonowymi „riffami”; no i na pełnym patosu wokalu Jaimie’go Hardinga (z Marion), który śpiewa w tym utworze jak Bono na najbardziej pokręconych płytach U2 w rodzaju „Zooropy” oraz „Pop”. Jeśli  spacerock kojarzyliście dotąd wyłącznie z Hawkwind, czas zapoznać się z tym jak bardzo od lat siedemdziesiątych kosmiczna technologia przyspieszyła!

„High Flats” jest pełen transu, brzmi jak historie z dzieł Aki Kaurismäkiego, na przykład z filmu „Leningrad Cowboys…lecą do galaktyki AQ-654327”. To kompozycja na tyle energetyczna, by wyrwać astronautów ze stanu hibernacji i wepchnąć wprost w gęste dźwięki zagrane w stylu The Verve napędzanego paliwem fotonowym. Po „High Flats”, „Crucifixion (Traditional) przyprawi was niemal o mdłości spowodowane ostrym hamowaniem. Dosłownie zapadniecie się w wyściółkę fotela pilota. Wyobraźcie sobie Nowy Orlean widziany z dalekiego kosmosu. Oto przez ogromny teleskop widzicie, jak jego ulicami idzie pogrzebowy kondukt, na którego czele gra orkiestra dęta, a mistrz ceremonii odprawia jakieś voodoo. Czyżby odprawiali „na tamten świat” kosmitę? Stąd te zakłócenia?

Utwór „Bowie” zbudowany jest na bazie księżycowych sampli i brzmi jakby pamiętne słowa śp. Neila Armstronga zaśpiewano jak rozleniwioną monotonią wszechświata piosenkę. Od czasu do czasu na firmamencie gwiazd spada jakaś gwiazda lub eksploduje planeta. Czas spowalnia, zakrzywia się prawie w kształt elipsy. I tylko my, i tylko w próżni, i tylko sami. Prostota kompozycji i melodii oraz mistrzowskie operowanie stonowanymi dźwiękowymi plamami gitar, wytrącają nas z naszej samotni, sprawiają nam zmysłową przyjemność. W próżni dmą saksofony, saksofony dmą próżnią?

Zanim sobie odpowiemy na te pytania, na naszym kursie (na naszej „ścieżce”) pojawia się „The Frost”, który jest tak smutny jak wraki sputników krążące wokół Ziemi. Cudowny śpiew Joanny Kuźmy i nastrój przypominający wnętrze kapsuły ratowniczej, w której padła elektronika – to zupełna odwrotność tych emocji, które wytwarzała swoim śpiewem taka na przykład Janis Joplin. Tutaj, też ich doświadczamy, tylko że akurat te „parzą” temperaturą – 300 º C. Być może właśnie dlatego, kończący płytę „Darkest Sun” brzmi jakby wydobywał się z gardła psa Łajki w chwili gdy nagle pojął, że jego podróż zaplanowano tylko w jedną stronę. Ten rzec by można „pogodzony ze swoim shoegaze’owym losem” utwór, mimo wszystko ponownie zaskakuje wokalem à la Bono lub jak kto woli, à la śp. Michael Hutchence z INXS. 

Cel, a raczej kierunek, wyznaczony nazwą Pure Phase Ensemble wydawał się jasny; miało być potężnie, mocno, transowo, odważnie i atmosferycznie. Miało być kosmicznie i fantastycznie. Jest. Hasło „space rock psychedelic monster”, którym Dickaty określił zawartość albumu, nie jest w ogóle przesadzone. Zatem, jeśli kiedykolwiek przyszłoby wam zapowiedzieć grupę, pamiętajcie, że przydatne będzie do tego tylko jedne zdanie: „ladies and gentleman we are floating in space!”.

PS: Czas przedstawić pełną załogę „Nostromo”: Raymond Dickaty (musical director) – tenor sax, flute, Antoni Budziński (Klimt) – guitar, Tomasz Gadecki – baritone sax, Jaimie Harding (Marion) – lead vocals, Jachi – analogue synthesizers support, Borys Kossakowski – tenor sax, Crumar keyboard, guitar, Joanna Kuźma (Ania i Koty) – lead and backing vocals, tambourine, Michał Miegoń – electronic beats (synthesizers), guitar, Piotr Pawlak (Kury, Łosskot) – guitar, Karol Schwarz (całe mnóstwo znakomitych projektów) – guitar, vocal, synthesizers, Kamil Szuszkiewicz – trumpet, Artur Tobolski – bass guitar, Tomasz Żukowski – drums, percussion.

Pure Phase Ensemble „Live at SpaceFest!”. Nasiono Records.

piątek, 7 września 2012

Siedem grzechów głównych (10)

Siedem grzechów głównych to upowszechniony w kulturze spis podstawowych grzechów człowieka i wykroczeń przeciwko Bogu, samemu sobie i religii. W katolicyzmie był on znany już w okresie średniowiecza. Aktualna forma interpretacji spisu dokonana przez katechizm, nie nazywa uwzględnionych w nim pozycji „grzechami” ale „wadami”, które powstają wskutek powtarzania tych samych czynów, będących wynikiem skłonności do grzechu po popełnieniu innych grzechów. Pytania, które zrodziły się w mojej głowie pierwotnie tylko po to, aby pozostać w tym ustronnym miejscu w charakterze pytań retorycznych, ostatecznie postanowiłem zadać także i innym – skoro wydźwięk moich własnych odpowiedzi przybrał w międzyczasie pejoratywne zabarwienie. Zatem, czy tylko ja utwierdziłem się w przekonaniu, że tzw. „obieg” polskiej poezji współczesnej skażony jest kilkoma wadami („grzechami”) wyzierającymi zza poniższych znaków zapytania? Czy poezji towarzyszy (rzecz jasna umownie), któryś z siedmiu grzechów głównych? A może wszystkie? A może żaden z nich? Przekonajmy się…

Piotr Gajda: Jaki masz stosunek do własnego debiutu? Jakbyś scharakteryzował instytucję debiutu w ogóle?

Wojciech Kass: Dobrze jeśli debiut zostaje zauważony, zauważalnie odnotowany. W przeciwnym razie na radość z wydanej książki kładzie się cień frustracji. Wtedy debiutant musi sobie zdać sprawę, że poezja to rzecz na całe życie i zdusić w sobie gorycz, która bywa pracowitszą niż bezinteresowna twórczość.
 
PG: Czy Twoim zdaniem możemy jeszcze w Polsce mówić o ogólnopolskim obiegu krytyczno-literackim? Czy uważasz, że ostatnia dekada w polskiej poezji współczesnej doczekała się choćby śladowego omówienia?

WK: Nie doczekała się, ale trzeba poczekać. Za dużo trujących grzybów mogłoby znaleźć się w tej zupie.

PG: Czy w naszym kraju istnieje wyraźny podział na środowiska poetyckie, czy raczej mamy do czynienia z pojedynczymi nazwiskami rozrzuconymi po kraju –  kojarzonymi wyłącznie geograficznie?

WK: Literatura, a zwłaszcza poezja, która niekoniecznie jest literaturą, to przede wszystkim sprawa dzieł i indywidualności. Środowiska, nawet te najbardziej prężne i twórcze prędzej czy później stają się kategorią socjologii literackiej. Umożliwiają jednak debiut, start, bo stado daje poczucie pewności, siły, umacnia wiarę. Nie warto jednak środowiskami zaprzątywać sobie głowy.  

PG: Jaki jest Twój stosunek do nagród literackich w Polsce? Pełnią obiektywną rolę opiniotwórczą, tworzą określone hierarchie literackie? Czy jest uprawnione, aby ich werdykty umownie nazywać „środowiskowymi”?

WK: Nagrody psują poetów. Samo pożądanie nagrody jest już karą.

PG: Którzy poeci nadają ton współczesnej poezji? Czy w ostatnim czasie dołączyły do nich kolejne nowe nazwiska?

WK: Och w tej orkiestrze jest kilka słyszalnych kontrabasów, jakiś bęben, nieźle brzmią altówki. A obój? Słyszysz ten obój? I chyba jeszcze wiolonczela.

PG: Portale poetyckie – jaką pełnią rolę?

WK: Nie da się wszystkich włożyć do jednego wora. Są bardzo zróżnicowane, lepsze i gorsze. Niektóre są wręcz szkodliwe i psują. Inne – całkiem dobrze urządzonym i wyposażonym placem zabaw.

PG: Jaka według Ciebie jest przyszłość poezji?

WK: Tego nie wiem. Jedno jest pewne, że dla mas, które podlegają procesowi racjonalizacji i nieustannemu formatowaniu, których świadomość orana jest przez rozmaite „diabelskie” projekty, dla tych mas poeta to dziwak, to ktoś nieużyteczny i niepraktyczny. Auden powiedział, że poeta współczesny to ubogi wikary w salonie książątek, który wypełniają zadowoleni z siebie badacze i naukowcy. Ja bym dodał jeszcze: politycy, sportowcy, celebryci, styliści etc. Ale ja nie mam pretensji. Jakie to ma znaczenie, czy czyta ją dziesięciu czy milion? Cenię sobie dyskretną egzystencję poezji, i to jest norma. Ona daje możliwość znalezienie utajonych skarbów, a przynajmniej ich poszukiwania. Jest samotną,  za to królewską drogą.    

* Wojciech Kass - poeta, dziewięć lat temu osiadł na Mazurach, gdzie wraz z żoną Jagienką opiekuje się Muzeum K. I. Gałczyńskiego. Jest autorem m.in. książki eseistycznej Pękniete struny pełni. Wokół Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego (2004) - nominowanej do WAWRZYNU - Literackiej Nagrody Warmii i Mazur za rok 2004. Wydał tomiki poetyckie: Do światła (1999) i Jeleń Thorwaldsena (2000) - za które otrzymał nagrodę im. Kazimiery Iłłakowiczówny i nagrodę Stowarzyszenia Literackiego w Suwałkach, Prószenie i pranie (2002), wybór wierszy w języku polskim i niemieckim 10 Gedichte aus Masurenland (2003), Przypływ cieni (2004), Gwiazda Głóg (2005) - nominowany do WAWRZYNU - Literackiej Nagrody Warmii i Mazur za rok 2005, Wiry i sny (2008) i 41 (2010). Jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich oraz PEN Clubu. Stypendysta ministra kultury (2002, 2008). Został uhonorowany nagrodą Nowej Okolicy Poetów za dorobek poetycki. Jego wiersze były tłumaczone na języki: niemiecki, angielski, włoski, litewski, czeski, serbski, słoweński, bułgarski i hiszpański.  Odznaczony Brązowym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”, laureat nagrody prezydenta Sopotu w dziedzinie kultury i sztuki „Sopocka Muza” 2011.

wtorek, 4 września 2012

2 x „Arterie”


20 września o godzinie 19.00 i 27 września o godzinie 19.00 w Kawiarni Literackiej Śródmiejskiego Forum Kultury przy ul. Roosevelta 17 w Łodzi odbędą się spotkania promocyjne 12. numeru Kwartalnika Artystyczno-Literackiego „Arterie”, które będą połączone ze spotkaniami autorskimi: 20 września z Urszulą Kulbacką, laureatką XVII OKP im. J. Bierezina, autorką dołączonego do numeru tomu poezji pt. „Rdzenni mieszkańcy”. Z kolei 27 września promocji pisma* towarzyszyć będzie spotkanie z łódzkim poetą Markiem Czuku i jego najnowszą książką zatytułowaną „Facet z szybą”.

* w podanym terminie odbędzie się wyłącznie spotkanie autorskie z Markiem Czuku, na którym pismo nie będzie promowane.

poniedziałek, 3 września 2012

Literackie.pl


Dzięki uprzejmości Justyny Radczyńskiej, od wczoraj można mnie znaleźć wśród licznego i wspaniałego towarzystwa skupionego wokół portalu literackie.pl. Na dobry początek zamieściłem na nim wiersz (pierwotnie opublikowany w „Odrze” nr 2/2012), który znajdzie się w mojej trzeciej książce (wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że całość, na którą złoży się prawdopodobnie około 30 wierszy ma szansę ukazać się w przyszłym roku). Zainteresowanych zapraszam do jego lektury tutaj!

sobota, 1 września 2012

Siedem grzechów głównych (9)


Siedem grzechów głównych to upowszechniony w kulturze spis podstawowych grzechów człowieka i wykroczeń przeciwko Bogu, samemu sobie i religii. W katolicyzmie był on znany już w okresie średniowiecza. Aktualna forma interpretacji spisu dokonana przez katechizm, nie nazywa uwzględnionych w nim pozycji „grzechami” ale „wadami”, które powstają wskutek powtarzania tych samych czynów, będących wynikiem skłonności do grzechu po popełnieniu innych grzechów. Pytania, które zrodziły się w mojej głowie pierwotnie tylko po to, aby pozostać w tym ustronnym miejscu w charakterze pytań retorycznych, ostatecznie postanowiłem zadać także i innym – skoro wydźwięk moich własnych odpowiedzi przybrał w międzyczasie pejoratywne zabarwienie. Zatem, czy tylko ja utwierdziłem się w przekonaniu, że tzw. „obieg” polskiej poezji współczesnej skażony jest kilkoma wadami („grzechami”) wyzierającymi zza poniższych znaków zapytania? Czy poezji towarzyszy (rzecz jasna umownie), któryś z siedmiu grzechów głównych? A może wszystkie? A może żaden z nich? Przekonajmy się…

Piotr Gajda: Jaki masz stosunek do własnego debiutu? Jakbyś scharakteryzował(a) instytucję debiutu w ogóle?

Radosław Wiśniewski: Mam wrażenie, że debiut był o co najmniej pół roku przedwczesny, ale strach pomyśleć co by się stało, gdybym doprowadził do tego wydarzenia jeszcze szybciej – a taki miałem zamiar rok, czy dwa lata wcześniej. To byłaby zupełna katastrofa. A tak mój debiut został nieźle przyjęty, spodobał się paru osobom, Ania Kałuża napisała mądrą recenzję. Odległe to wszystko teraz ode mnie, tamte wiersze, tamte wierszy czytania, tamta wiara w to, że działalność literacka ma sens. Przy tym wydaje mi się, że debiut jest jednym z nielicznych, o ile nie jedynym momentem, kiedy – mimo często niepełnego efektu artystycznego – można sobie pozwolić na euforię. To jest trochę jak radość z narodzin dziecka – nie jestem rodzicem, więc nie wiem, co się czuję w chwili narodzin własnego dziecka, ale myślę, że to do pewnego stopnia nośna analogia. Żaden kolejny tomik nie niesie tego uderzenia do głowy, tej radości, że się przemówiło, dało głos i ten głos może w mikrej niszy, ale ma szanse być słyszalnym. Przy kolejnych książkach – nie sądzę by moje doświadczenie się różniło od doświadczenia innych poetów i poetek – tego złudzenia słyszalności i sensowności poetyckiego głosu jest coraz mniej.

PG: Czy Twoim zdaniem możemy jeszcze w Polsce mówić o ogólnopolskim obiegu krytyczno-literackim?

RW: Mówić możemy, ale będziemy wówczas mówić o fikcji, o jakimś wyobrażeniu, któremu nic nie odpowiada. Coś tam o sobie wiemy, spotykamy się, obserwujemy, okazjonalnie (a tych okazji jakby ostatnio coraz mniej) uda się nawet pogadać, stoczyć jakąś słowną potyczkę, ale niewiele z tego wynika. Po pierwsze, nie ma w obiegu dostępnych pism literackich, które mogłyby być nosicielami debat, dyskusji, wystąpień kreujących ten obieg. Po drugie duża część tworzonej literatury pozostaje poza obiegiem czytelniczym, czyli nawet jeżeli ukaże się jakaś recenzja po czyjejś książce to jest ona bez znaczenia, bo i tak nikt tej książki nie kupi, ani nie dostanie co z kolei wpływa na treść recenzji, które stają się coraz bardziej impresjami na temat, a nie rzeczowym omówieniem ze wskazaniem plusów i minusów książki. Nie mówiąc już o tym, że od czasu upadku bloga Marka Trojanowskiego nie czytałem żadnej zjadliwej supliki, która by komuś zwyczajnie dowalała za zły (chociażby zły tylko w mniemaniu autora supliki) warsztat, mętny przekaz, nędzną zawartość treściową.

PG: Czy uważasz, że ostatnia dekada w polskiej poezji współczesnej doczekała się choćby śladowego omówienia?

RW: Na to omówienie składają się przecież recenzje, artykuły rozrzucone po czasopismach. Pewnie – jak rozumiem intencję Twojego pytania – brakuje nam całościowego omówienia, syntezy, ale też chyba nie za bardzo jest co syntetyzować na razie. Żeby było omówienie, trzeba by mieć jakiś pomysł jak zebrać te okruchy i nadać im jakiś pozór porządku. Takie próby były podejmowane, ale wobec słabości instytucji literatury – mam tu na myśli wszelkie instytucje: pisma, kluby, biblioteki, krytyków i krytyczki, syndykaty autorskie – jeszcze chwilę na to poczekamy. Gdy nie ma ośrodka, w którym fala mogłaby się rozchodzić to nie ma i fali, prawda? Jak jest woda, to są fale na wodzie. Jak nie ma obiegu krytyczno-literackiego, to nie ma omówień.

PG: Czy w naszym kraju istnieje wyraźny podział na środowiska poetyckie, czy raczej mamy do czynienia z pojedynczymi nazwiskami rozrzuconymi po kraju –  kojarzonymi wyłącznie geograficznie?

RW: W naszym kraju mamy do czynienia ze specyficznym regionalizmem odgórnym. Kultura i literatura zależą od kasy publicznej, a tej większość leży w sejfach samorządów – gminnych, miejskich, powiatowych, wojewódzkich. I tak się składa, że mamy do czynienia z wieloma przedsięwzięciami, które nieźle rosną właśnie do poziomu regionalnego, wyżej tego podskoczyć się nie da, bo nie ma za co. Jednak zawsze mnie ciekawiło jak to jest, że poeci, teoretycznie samotnicy, alienauci, tak chętnie zbijają się w Polsce w grupy, redakcje, środowiska, podczas gdy prozaicy pozostają jednak osobni. Jak popatrzyć na pisma literackie tworzone przez samo środowisko – to tam sami poeci. W każdym razie przytłaczająca większość. Ale wracając do Twojego pytania. Tak oczywiście, z powodu określonej struktury finansowania kultury mamy do czynienia z mniej lub bardziej wyraźnym regionalizmem. Nie przekłada się to jak sądzę na wartości estetyczne w poezji, ale na funkcjonowanie poetów i poetek – owszem.

PG: Jaki jest Twój stosunek do nagród literackich w Polsce? Pełnią obiektywną rolę opiniotwórczą, tworzą określone hierarchie literackie? Czy jest uprawnione, aby ich werdykty umownie nazywać „środowiskowymi”?

RW: Bardzo bym sobie życzył, żeby powstała branżowa, poetycka, środowiskowa nagroda literacka. Kłopot w tym, że jakoś takiej nie ma. Nagrody przyznawane są przez dość wąską grupę ludzi, nie przeczę, że światłych, którzy jednak w sporej części reprezentują świat akademicki i/lub medialny. Zatem nie widzę środowiskowej nagrody a  szkoda, bo taka „poetycka akademia oskarowa”, w ramach której miałaby głos jakaś większa część środowiska – miałaby sens i urok swoistej anarchii, samorządności. Myślę że nie musiałaby być okraszona jakąś wysoką sumą w złotych polskich, sam fakt uznania przez kolegów po piórze mógłby być wystarczającym bodźćem. Taki rodzaj nagrody próbowała stworzyć Justyna Radczyńska wokół martwego już portalu „literatorium”, szkoda że się nie udało. A co do pozostałych nagród – dobrze, że są, dobrze, że w ich ramach nagradza się jeszcze poezję, wepchniętą w empiku między lipne zbiory aforyzmów, a książeczki z rysunkami humorystycznymi, i dobrze, że jest ich kilka a nie tylko dwie czy trzy. Ale trzeba pamiętać, że te nagrody nic zupełnie nie ustalają, nic nie przesądzają. Sławomir Shuty nagrodzony za „prózkę” „Zwał”, jakoś już potem nie zabłysnął i nie zdyskontował swojej chwilowej sławy. Tomasz Różycki, który w tym samym roku stawał ze Shutym jako nominowany do „Paszportu Polityki” ciężko pracuje, ma wielki talent i duchową siłę – i jakoś nie zginął z braku „Nike” czy „Paszportu”. Można powiedzieć biblijnie, że zdolnemu nagroda doda, a temu co nie jest zdolny jeszcze odbierze, bo wszyscy powiedzą „taki był mądrala a teraz nic”.

PG: Którzy poeci nadają ton współczesnej poezji? Czy w ostatnim czasie dołączyły do nich kolejne nowe nazwiska?

RW: Nie wiem czy dałoby się ich wymienić. Ze względów, o których wspomniałem powyżej. Gdyby spojrzeć na to, co „lud” kupujący książki, albo chociażby aspirujący do tzw. wyższej kultury powszechnie za poezję uważa, to rządzi Szymborska, Miłosz, Twardowski. Względnie Jarosław Marek Rymkiewicz autor złego, ale najpowszechniej cytowanego wiersza w ostatnich czasach. Tak, to było najmocniejsze wystąpienie ostatnich paru lat, wiersz, który przebojem wdarł się na salony. Nawet jako antyteza, ale jednak.

PG: Portale poetyckie – jaką pełnią rolę?

RW: Był taki czas, że wierzyłem, iż zastąpią obieg czasopiśmienniczy, wydawniczy. Teraz widzę, że są lusterkiem, odbiciem „smuty” i degrengolady struktur w tzw. „realu”. Myślę, że był taki moment koło 2003-2004 roku kiedy sfera wirtualna miała wszelkie dane, żeby wyprowadzić poezję z domu niewoli. Zabrakło wielu rzeczy na raz, w tym oczywiście pieniędzy, ale chyba także nośnych pomysłów i konsekwencji w ich realizacji. Ostatnio coraz krytyczniej patrzę na funkcję edukacyjną portali. Może to zmienna środowiskowa, wiekowa, bo jednak zbliżam się do 40-tki, ale mam wrażenie, że na portalach doszło do obniżenia poziomu dyskusji. Dobre lub odbiegające od normy wiersze nie znajdują uważnych interpretatorów, pod złymi wre egotyczny festiwal i przepychanka. A nade wszystko nad literackim internetem jakoś unosi się brak pomysłu.

PG: Jaka według Ciebie jest przyszłość poezji?

RW: Trzeba by doprecyzować – gdzie? Bo pewnie trochę inaczej będzie wyglądała w Rosji, Chinach, Japonii, Korei i w Polsce. W Polsce zaś widzę to dość szaro, z przewagą ciemnych tonacji. Pewne stała, niewielka liczba ludzi z okolic kurczącego się środowiska przy poezji pozostanie. Większość marginesu społecznego, który czyta, ma prostsze rozrywki czytelnicze. Co zresztą mnie zastanawia, jak dochodzi do takiej podmiany wartości i treści. Jakim cudem ludzie, którzy znają się trochę na filmie łapią się na oglądaniu Bollywood, a ludzie z wyczuciem literackim czytają Harry’ego Pottera i nie widzą w tym obciachu. Zatem sądzę, że dalsza marginalizacja, aż do granicy zaniku. Polska już nie jest krajem poetów, resztki legitymizacji dla istnienia poezji zanikają z odejściem Miłosza, Szymborskiej, Herberta, Ficowskiego i wielu innych. Śmierć żądnego z naszych kolegów nie będzie specjalnie opłakiwana ani komentowana. Nawet jeżeli nastąpi relatywnie szybko, gwałtownie i tragicznie.

* Radosław Wiśniewski (ur. 1974) – poeta, krytyk literacki; współzałożyciel i redaktor naczelny kwartalnika „Red”. Współzałożyciel i aktywny członek działającej w Brzegu grupy poetyckiej Stowarzyszenie Żywych Poetów. Był jednym z głównych twórców wydawanego przez tę grupę w latach 1998- 2004 artzinu „BregArt”, w latach 2002-2003 był stałym współpracownikiem pisma „Undergrunt”, w latach 2000-2001 naczelny i jedyny redaktor „Informatora Kulturalnego Opolszczyzny”. Laureat wielu wyróżnień i nagród literackich, między innymi Literackiej Nagrody Młodych im. Marka Jodłowskiego (1999), Ogólnopolskiej Literackiej Nagrody Młodych warszawskiego oddziału ZLP (1999), a także Nagrodą Marszałka Województwa Opolskiego dla animatorów kultury (2008); stypendysta Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w roku 2004. Publikował w pismach literackich, stale współpracował z czasopismem „Studium” jako felietonista, nadal współpracuje czasopismem „Odra” jako współredaktor kwartalnego dodatku literackiego – „Ósmy Arkusz” a także od 2007 roku współpracuje z serwisem www.empik.com jako krytyk/publicysta. W 2007 był współinicjatorem internetowego projektu Pekin 2008 - druga strona medalu. W roku 2009 wspólnie z Patrykiem Dolińskim przeformułowali serwis na Poeci dla Tybetu. Jest autorem tomów wierszy: „Nikt z przydomkiem” (2003), „RAJ/JAR” (wraz z Dariuszem Pado, 2005), „Albedo” (2006), „Korzenie drzewa” (ponownie z Dariuszem Pado, 2008) oraz „NoeNoe” (2009). Mieszka w Brzegu, pracuje we Wrocławiu.