niedziela, 12 sierpnia 2012

Siedem grzechów głównych (7)

Siedem grzechów głównych to upowszechniony w kulturze spis podstawowych grzechów człowieka i wykroczeń przeciwko Bogu, samemu sobie i religii. W katolicyzmie był on znany już w okresie średniowiecza. Aktualna forma interpretacji spisu dokonana przez katechizm, nie nazywa uwzględnionych w nim pozycji „grzechami” ale „wadami”, które powstają wskutek powtarzania tych samych czynów, będących wynikiem skłonności do grzechu po popełnieniu innych grzechów. Pytania, które zrodziły się w mojej głowie pierwotnie tylko po to, aby pozostać w tym ustronnym miejscu w charakterze pytań retorycznych, ostatecznie postanowiłem zadać także i innym – skoro wydźwięk moich własnych odpowiedzi przybrał w międzyczasie pejoratywne zabarwienie. Zatem, czy tylko ja utwierdziłem się w przekonaniu, że tzw. „obieg” polskiej poezji współczesnej skażony jest kilkoma wadami („grzechami”) wyzierającymi zza poniższych znaków zapytania? Czy poezji towarzyszy (rzecz jasna umownie), któryś z siedmiu grzechów głównych? A może wszystkie? A może żaden z nich? Przekonajmy się…

Piotr Gajda: Jaki jest dzisiaj Twój stosunek do własnego debiutu? Jakbyś scharakteryzował instytucję debiutu w ogóle?

Izabela Kawczyńska: Sentymentalny. Debiutowałam opowiadaniem w „Odrze”. W tym samym numerze publikowano nowy wiersz Tadeusza Różewicza. Pamiętam, że kiedy przeczytałam spis treści, poczułam się tak, jakbym, nie ruszając się z miejsca, pokonała milion lat świetlnych. Jakbym wykonała skok w bliżej nieokreśloną stronę. Potem były konkursy poetyckie i prozatorskie, publikacje prasowe, warsztaty pisarskie we Wrocławiu i bardzo szybko publikacja książki w serii wydawniczej Stowarzyszenia im. K. K. Baczyńskiego. Seria skoków, z których każdy kolejny umożliwiał następny. Dla mnie debiut jest fenomenem, nie instytucją. Więcej ma w sobie z chaosu niż z porządku. To zjawisko w rodzaju świetlistego meteoru i może umiałabym opowiedzieć meteor, ale nie umiem.

PG: Czy Twoim zdaniem możemy w Polsce jeszcze mówić o ogólnopolskim obiegu krytyczno-literackim? Czy uważasz, że ostatnia dekada w polskiej poezji współczesnej doczekała się choćby śladowego omówienia?

IK: Jakikolwiek ogólnopolski obieg wydaje mi się czymś z gruntu niemożliwym i to nie tylko w poezji. W skali makro możliwy jest jedynie wybór kilku nazwisk i omawianie książek tych twórców (naiwnością byłoby sądzić, że poza nimi nie ma nic, co warto by omawiać). Reszta (czytaj większość) siłą rzeczy pozostaje w skali mikro i tutaj obieg sprowadza się do wysłania książki do pisma X, czy krytyka Y w nadziei na odzew. Ale pisma rzadko recenzują książki, których nie można kupić w regularnej dystrybucji i tak oto koło się zamyka, więc owszem, jest jakiś ruch, tylko, czy można to nazwać obiegiem? Nie jestem pewna, czy ostatnia dekada w polskiej poezji zasługuje na omówienie. Może za sto lat ktoś będzie pewien.

PG: Czy w naszym kraju istnieją odrębne środowiska literackie, czy raczej mamy do czynienia z określonymi nazwiskami rozrzuconymi po kraju, kojarzonymi wyłącznie z przynależnością geograficzną?

IK: Artysta, w moim odczuciu, jest zawsze wyrzutkiem, outsiderem, kimś spoza marginesu, dlatego prędzej można mówić o monadach niż o środowiskach poetyckich. Oczywiście istnieją poeci i krytycy skupieni wokół pism literackich, wydawnictw, portali – ludzie wchodzący ze sobą w relacje sympatii i antypatii.

PG: Jaki jest Twój stosunek do nagród literackich w Polsce? Pełnią obiektywną rolę opiniotwórczą, tworzą określone hierarchie literackie? Czy uprawnione jest, aby ich werdykty nazywać umownie „środowiskowymi”?

IK: Aby zrozumieć mechanizm nagród literackich, trzeba zadać sobie pytanie czemu właściwie służą? Zrozummy się dobrze… Zrozummy się jeszcze lepiej… Czyim interesom? Nagradza się coś, co jest dobre? Niekoniecznie. Nagroda literacka pełni rolę reklamy. Te praktyki marketingowe znane są od dawien dawna. Swego czasu Gebethner i Wolff zakupili specjalnie jedną z gazet, aby zapewnić sobie pochlebne recenzje wydawanych przez siebie książek. Miało to zwiększyć ich sprzedaż i zwiększało. Jeśli książki danego wydawcy otrzymują „prestiżowe” nagrody i są recenzowane w „prestiżowych” pismach (kto decyduje o tym, co jest, a co nie jest prestiżowe?), po pierwsze łatwiej je sprzedać, po drugie, co ważniejsze, łatwiej otrzymać państwowe dotacje. I tak świat się kręci. Przypomina to politykę, niestety. Mamy nagrody lewicowe (różowej inteligencji) i prawicowe (opcji katolickiej), i, parafrazując Dołęgę-Mostowicza, nikomu w tym kraju nie przyjdzie do głowy, że ktoś może nigdzie nie przynależeć i myśleć wyłącznie na swój rachunek. Piszesz o obiektywizmie – teoria nieoznaczoności wyklucza obiektywizm. Piszesz o tworzeniu hierarchii – opiniotwórczy Irzykowski dyskredytował Witkacego, chwaląc pod niebiosa twórców, których nazwisk nikt dziś nie pamięta. Zresztą mało kto pamięta o samym Irzykowskim, choć był to sztandarowy krytyk dwudziestolecia międzywojennego. Czas to jedyne obiektywne kryterium. Wobec niego pozostajemy śmieszni i bezradni z naszymi małymi wojenkami.

PG: Którzy poeci nadają ton współczesnej poezji? Czy w ostatnim czasie dołączyły do nich jakieś nowe nazwiska?

IK: Jeśli współczesna poezja miałaby jakieś tony, to w skali opartej na małej tercji. Jeśli ktoś miałby je nadawać, to nie wiem kto i komu?

PG: Portale poetyckie – jaką pełnią rolę?

IK: Internet jest przestrzenią ogromnej swobody. Każdy może recenzować, krytykować, publikować, zamieszczać zdjęcia własnego psa, czy cudzej żony. Gdyby nie portale poetyckie, nie miałabym pojęcia, że w tym kraju żyje tak wielu poetów. I to jest alternatywa dla wąskiego gardła oficjalnego obiegu literackiego. Ale gdybyś mnie spytał, czy osobiście jestem za publikowaniem w internecie, to odpowiedziałabym, że mimo wszystko nie jestem.

PG: Jaka jest według Ciebie przyszłość poezji?

IK: Zgadzam się z Jimem Morrisonem – poezja i muzyka to jedyne formy sztuki, które mają przyszłość. Kiedy upadnie kolejna cywilizacja, kiedy zgaśnie ostatni komputer, a cała nasza technika okaże się grobowcem z krzemu, jedyną formą zapisu pozostanie ludzka pamięć. Nikt nie powtórzy powieści, czy symfonii. Wiersze i piosenki – tylko one przetrwają. Ostatnio czytałam wiersze Władysława Szlengela pisane w gettcie warszawskim. Zostały zapamiętane i odtworzone z pamięci przez ocalałych. Kilka wierszy. Parę tekstów piosenek. Reszta to proch, niepamięć, proch.

* Izabela Kawczyńska - Wydała zbiory wierszy: „Luna i pies. Solarna soldateska”,„Largo”. Publikowała m.in. w „Odrze”, „Pograniczach”, „Cegle”, „Tekstualiach”, „Toposie”, „Re:presjach”, „Frazie”. Laureatka konkursów literackich (im. Baczyńskiego, Wojaczka, Ratonia, Poświatowskiej, Herberta, Kajki). Za książkę „Luna i pies” otrzymała II nagrodę w konkursie Złoty Środek Poezji na poetycki debiut książkowy roku 2008.

6 komentarzy:

  1. "Nie jestem pewna, czy ostatnia dekada w polskiej poezji zasługuje na omówienie."
    to byłaby chyba pierwsza taka dekada w nowożytnej literaturze polskiej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Może za sto lat ktoś będzie pewien" - druga część cytowanego zdania chyba tłumaczy Twoją wątpliwość, Sławku. Myślę, że Iza miała na myśli to, że dopiero z odpowiedniej perspektywy czasowej będzie można dokonać postulowanego opisu, przy okazji jakoś tam go także wartościując.

      Usuń
    2. mimo wszystko trochę mnie zdziwiło to zdanie, bo "może za wcześnie" to co innego niż "nie wiadomo czy zasługuje". ale spoko. można przyjąć wersję na korzyść wywiadowanej :)
      w ogóle fajny cykl.
      Sławek

      Usuń
    3. thx - cała zasługa w ustach moich rozmówców:)

      Usuń
  2. pozdrowienia z piwnicy. zajebista robota Piotrze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Marcinie! Strasznie cieszy mnie Twoja opinia:)

      Usuń