środa, 1 sierpnia 2012

Siedem grzechów głównych (5)

Siedem grzechów głównych to upowszechniony w kulturze spis podstawowych grzechów człowieka i wykroczeń przeciwko Bogu, samemu sobie i religii. W katolicyzmie był on znany już w okresie średniowiecza. Aktualna forma interpretacji spisu dokonana przez katechizm, nie nazywa uwzględnionych w nim pozycji „grzechami” ale „wadami”, które powstają wskutek powtarzania tych samych czynów, będących wynikiem skłonności do grzechu po popełnieniu innych grzechów. Pytania, które zrodziły się w mojej głowie pierwotnie tylko po to, aby pozostać w tym ustronnym miejscu w charakterze pytań retorycznych, ostatecznie postanowiłem zadać także i innym – skoro wydźwięk moich własnych odpowiedzi przybrał w międzyczasie pejoratywne zabarwienie. Zatem, czy tylko ja utwierdziłem się w przekonaniu, że tzw. „obieg” polskiej poezji współczesnej skażony jest kilkoma wadami („grzechami”) wyzierającymi zza poniższych znaków zapytania? Czy poezji towarzyszy (rzecz jasna umownie), któryś z siedmiu grzechów głównych? A może wszystkie? A może żaden z nich? Przekonajmy się…

Piotr Gajda: Jaki jest dzisiaj Twój stosunek do własnego debiutu? Jakbyś scharakteryzował instytucję debiutu w ogóle?

Rafał Gawin: Mój stosunek do debiutu jest bardziej pozytywny niż negatywny (choć powoli zaczyna mi się „osłuchiwać” i „oczytywać”). Wydałem wiersze w dwóch językach, które przeczytała rodzina i znajomi (a przynajmniej taka jest oficjalna wersja; jeden kolega przynajmniej przyznał się, że jeszcze nie zajrzał do środka), pojawiło się kilka recenzji.

Debiut jest jak pierwszy raz. Trzeba go mieć za sobą i siłą rzeczy pamięta się go do końca życia. Chociaż niektórzy poeci (i poetki) debiutują kilkakrotnie. To w sumie nic dziwnego w czasach, w których błonę dziewiczą można zrekonstruować. Ciężej z charakterem. W każdym razie świadczy to też o odwadze, bo znowu może zaboleć.

PG: Czy Twoim zdaniem możemy w Polsce jeszcze mówić o ogólnopolskim obiegu krytyczno-literackim? Czy uważasz, że ostatnia dekada w polskiej poezji współczesnej doczekała się choćby śladowego omówienia?

RG: To zależy, jak na to spojrzeć. Pisma mają etatowych recenzentów, którzy, często niezależnie od nazwiska, wszystko chwalą. Normą są recenzje wzajemne, zdarza się, że na łamach tego samego czasopisma, np. nad morzem. Czyli w takim rozumieniu jest obieg, nawet kilkanaście obiegów. Zamkniętych i zadowolonych z siebie. „Najgroźniejszych” w tym wydaniu w sieci, nie tylko jeśli chodzi o blogi.

Ostatnia dekada w polskiej poezji współczesnej (brzmi to groźnie, ale sam zaproponowałeś taki termin) doczekała się choćby śladowego omówienia (m.in. Anna Kałuża, Alina Świeściak, Paweł Kozioł, Karol Maliszewski, Marcin Orliński). Czy nie jest ono jednak zbyt grzeczne i poprawne politycznie (i to biorąc pod uwagę ostrzejsze komentarze Świeściak, a zwłaszcza Kozioła)? Gdzie są jaja albo jajniki krytyków? Jeżeli ktoś z nich korzysta, jest to zwykle osoba o tzw. wielokrotnie podważonej wiarygodności krytycznoliterackiej, która równa z ziemią wszystko „według klucza” (nazwisk nie przytoczę nie ze względu na grzeczność, tylko dlatego, że nie warto ich propagować).

Ciężko jednak wydzielić zaproponowany przez ciebie okres literacki w kontekście ciążącego już polskiej poezji podziału politycznego, na przed 1989 rokiem i po 1989 roku. Tak naprawdę dopiero teraz wychodzą podsumowania tego dwudziestolecia (ostatnio chociażby w WBPiCAK: zbiorówka o „epoce” i zbiorówka o Marcinie Świetlickim).

PG: Czy w naszym kraju istnieją odrębne środowiska literackie, czy raczej mamy do czynienia z określonymi nazwiskami rozrzuconymi po kraju, kojarzonymi wyłącznie z przynależnością geograficzną?

RG: Tak, istnieją. Mamy środowiska literackie: geograficzne, czasopiśmiennicze i oczywiście towarzyskie. Mamy też drugi, w sumie coraz modniejszy podział na środowiska lewo- i praworęczne, ze szczególnym uwzględnieniem bogoojczyźnianych i mniej szczególnym – ekologicznych. Myślę, że choćby odrobinę doświadczony czytelnik nie będzie miał problemów z samodzielnym zaklasyfikowaniem konkretnych środowisk.

PG: Jaki jest Twój stosunek do nagród literackich w Polsce? Pełnią obiektywną rolę opiniotwórczą, tworzą określone hierarchie literackie? Czy uprawnione jest, aby ich werdykty nazywać umownie „środowiskowymi”?

RG: Mój stosunek do nagród literackich jest entuzjastyczny. Chętnie bym jakąś otrzymał. To w końcu prawie zawsze dodatkowy zastrzyk gotówki, dodatkowy splendor i zazdrość kolegów po klawiaturze.

Nagrody literackie coś tam hierarchizują (w przypadku prozy wciąż mogą wpływać na rankingi sprzedażowe, choć w coraz mniejszym stopniu, w końcu rynek wydawniczy zdominowały czytadła), jednak doświadczony czytelnik i tak będzie czytał swoje. Ale na przykład ja daję się nabrać i kolekcjonuję książki nominowane. Choćby na zasadzie: „Jakim cudem?” i „Dlaczego nie ja?”. Co nie zmienia faktu, że lubię się pozytywnie zaskoczyć (np. Gdynia dla Marty Podgórnik).

Jeśli chodzi o ochronę środowiska – Orfeusz ma szansę stać się nagrodą środowiskową, Silesius ma szansę przestać być nagrodą środowiskową. Nike i Gdynia trzymają się dzielnie, choć Nike już jakiś czas temu skostniała, a Gdynia powoli zmierza w tym właśnie kierunku. Taki jednak los stawania się nagrodą „kanoniczną”: nominuje się poetów, którzy literacko już nie żyją, często zaraz po ich literackiej śmierci.

PG: Którzy poeci nadają ton współczesnej poezji? Czy w ostatnim czasie dołączyły do nich jakieś nowe nazwiska?

RG: Niezmiennie od ponad dwudziestu lat John Ashbery i Frank O’Hara, czyli Andrzej Sosnowski i Marcin Świetlicki z jednej oraz Zbigniew Herbert i Czesław Miłosz z drugiej strony. Z niewielką pomocą Bohdana Zadury i sporą Tadeusza Różewicza, wbrew pozorom z obu stron. Jak widać na załączonym obrazku, podział na klasycystów i barbarzyńców nie wydaje mi się tak oczywisty i dwubiegunowy, choć nie biorę pod uwagę lawirantów, bo to twórcy osobni, a przez to z punktu widzenia „tonów” poezji polskiej marginalni (np. Wojciech Bonowicz, Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki i Dariusz Suska).

Roman Honet, niezależnie od powiązań, robi dużą krzywdę młodym poetom: pisze w taki sposób (pozornie łatwo i przyjemnie: intuicyjnie, obrazowo), że coraz większa ich grupa naśladuje go powierzchownie i bez zrozumienia. Tak samo (wcześniej) „zwodząco” przystępny w naśladowaniu Mariusz Grzebalski. To już nie jest nurt ośmielonej wyobraźni ani postbrulionizm (czy dobitniej, postbanalizm), tylko tani ekshibicjonizm bebechowy.

Nie widzę tutaj miejsca na fenomen Tomasza Pułki, w prostej linii wywodzącego się od ashberystów, którzy odrobili lekcje z historii awangardy, poezji konkretnej i nowych mediów.

PG: Portale poetyckie – jaką pełnią rolę?

RG: Obecnie przede wszystkim towarzyską (choć też coraz rzadziej – sieciowe życie literackie przenosi się na blogi, w końcu tutaj każdy bojowy twórca ma swój zaścianek, którego może bronić i z którego atakować, dowolnie zarządzając wypowiedziami popleczników i przeciwników). Warsztatowość portali podawana jest w coraz większą wątpliwość. Ci, którzy mogli się jeszcze czegoś nauczyć, zrobili to na podobnych portalach albo w miejscach lepiej się do tego nadających (np. w realu) wcześniej, a teraz się mądrują, oporni na dalsze nauki.

Portale poetyckie A.D. 2012 to takie szuflady, których nie ma gdzie wsunąć.

PG: Jaka jest według Ciebie przyszłość poezji?

RG: Poezja nie ma przyszłości. Ma za to bogatą przeszłość. I drażniącą teraźniejszość, która nie pozwala nie pisać.

* Rafał Gawin - ur. 1984 r. w Łodzi. Poeta, okazjonalnie krytyk, współzałożyciel „mŁodzi Literackiej", korektor i redaktor Kwartalnika Artystyczno-Literackiego „Arterie". Wydał arkusz Przymiarki (Biuro Literackie, Wrocław 2009) i dwujęzyczną książkę poetycką WYCIECZKI OSOBISTE / CODE OF CHANGE (OFF_Press, Londyn 2011). Publikował m.in. w „Gazecie Wyborczej", „Odrze", „Tyglu Kultury", „Opcjach", „Kresach", „Frazie", „Redzie", „Portrecie", „Wyspie", „Arteriach", „Wakacie", „Cegle" i internetowych stronach Biura Literackiego oraz w antologiach Na grani (SPP OŁ, POS, Biblioteka „Arterii", Łódź 2008), Połów. Poetyckie debiuty 2010 (Biuro Literackie, Wrocław 2010) i Anthologia#2 (Off_Press, Londyn 2010). Mieszka w Łodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz