środa, 15 sierpnia 2012

Być jak Zakk Wylde

Gdybym miał wizualnie opisać członków grupy The Floorators zanim zobaczyłem fotografię zespołu pochodzącą z materiałów promocyjnych, opisałbym ich wygląd jako łudząco podobny do aktualnego image’u Zakka Wylde’a. Długie włosy, przerośnięte brody, czarne t-shirty z logo ulubionego rock-bandu, a na paluchach i przegubach mnóstwo srebrnej, złotej i skórzanej biżuterii. Tak właśnie powinni wyglądać muzyczni dawcy pierwotnego rock’n’rolla, miłośnicy przystępnych kobiet i trunków nieprzystępnych dla organizmu w nadmiernej ilości. W rzeczywistości tak mniej więcej prezentują się opisywani przeze mnie „rockmani” ze Świdnicy, dla których najwidoczniej dwa miejsca są tymi ulubionymi: scena lub bar. 

Za opis muzyki nagranej na płycie zatytułowanej „Magulon” niech wystarczą suche fakty; The Foorators koncertowali z takimi zespołami jak Vader (death metal), TSA (hard rock), Hunter (metal), Złe psy (blues rock), Farben Lehre (punk). Jeśli dodamy do tego pewne elementy stoner metalu oraz konkretne wpływy kapel pokroju Monster Magnet  i The Cult, otrzymamy kwintesencję tych dźwięków. W takich kompozycjach jak „P.I.T.A.”, „On The Highway” czy „Talk With Your Bottom” doszukamy się zarówno dalszych inspiracji w rodzaju grup Orange Goblin i Sheavy, jak i naleciałości rodem z okresu „pijackiej” współpracy Bona Scotta i AC/DC (zwłaszcza w „MILF”), udanie połączonych z  dynamiką towarzyszącą dwóm pierwszym płytom Iron Maiden, na których można było jeszcze doszukać się nie tylko epickich, ale także i bez mała punkowych zagrywek. 

Stąd „Magulon” to przyjemne „old schoolowe” wymiatanie, za którym stoją „przybrudzone” partie instrumentalistów i „stonerowy” wokal. To idealne wręcz tło muzyczne dla miłośników ciężkich motocykli oraz stałej klienteli podejrzanych lokali i spelunek. Zależnie od upodobań kompozycyjnych członków The Floorators, spożyjemy w ich przyjaznych wnętrzach szklaneczkę browaru w otoczeniu muzyki zagranej przez ten zespół w stylu „monster” („Goddamn Backseat Hunter”), a innym razem w stylu „cult” („Escape Route Blues”). Natrafimy również i na rodzime wpływy, choćby w „podmetalizowanym” „Super Tight Girl”, którego wykonaniu towarzyszą zagrywki w zgodzie z filozofią TSA, czy w luzackim „Sweet Hanna” zagranym tak, jakby miał być twórczą kopią którejś z „pastiżowych” kompozycji  grupy Acid Drinkers.

Trzeba też przyznać, że dżentelmeni z The Floorators zaprawdę są godni przybranej przez siebie nazwy. Na „Magulon” skutecznie „deflorują” cnotliwe (czytaj: rozpoznane) rejony rock’n’rolla, rocka, hard rocka, metalu i punka, czerpiąc z tej czynności znaczną przyjemność. Nie trzeba dodawać, że jest to przyjemność obustronna, bo cóż byłaby to za „radocha”, gdyby „zabawiali się” wyłącznie sami muzycy?  Na szczęście tak nie jest, na co jawnym dowodem jest umieszczony na  płycie cover Jerry’ego Lee Lewisa „Great Balls Of Fire”; tu brzmiący jak utwór oryginalnie skomponowany przez samą grupę. Nie mogło być dla niej samej lepszej wizytówki… Z jednej strony, przywołując ekspresyjny śpiew Lewisa połączony ze sceniczną dynamiką i nowatorskim stylem grania na fortepianie wszystkimi częściami ciała, otrzymujemy parafrazę „niegrzecznego” stylu The Floorators. Z drugiej, biorąc pod uwagę niechlubną biografię tego artysty, który najpierw uwiódł a potem poślubił trzynastolatkę, stykamy się z próbą skonfrontowania się z „bad-legendą” rock’n’rolla. Tak,  chcemy grać jak „rockowe bestie”, trzymamy się z dala od muzycznych solariów i pseudo-rockowych klinik chirurgii plastycznej, a co się z tym wiąże, jak najdalej od zielonkawego, mdłego światła tabloidów i pogrążonych w jego poświacie młynów blichtru (ach, cóż za dopełniaczyk!).

The Florators, „Magulon”.Wydanie własne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz